
Zamieszczone przez
tomfoot
Spędziłem ostatnio kilka godzin z bezlustrami sony. Miałem okazję ich próbować z wieloma szkłami. Podszedłem do tego z założeniem "czystego umysłu", tak jakbym miał od nowa wybrać sprzęt dla siebie (nie do pracy, a do podróży). Pominąłem aspekt technologiczny (bo przecież wiemy dzięki reprezentantom DxO, że te są z innej galaktyki i na wykresach i w punktacji rodem ze skoczni narciarskiej prezentują się wyśmienicie). Pominąłem też konieczność posiadania przenośnego generatora w celu ładowania akumulatorów. I co? Ano nie da się tego sensownie trzymać w ręce, może ewentualnie jeżeli zamiast jakiegokolwiek obiektywu jest zaślepka, to odczucie jest podobne do dobrze wykonanych kompaktów. No ale bez szkła zdjęcie zrobić ciężko, nawet sony. Natomiast imo katastrofa zaczyna się po spojrzeniu w wizjer. Jestem konserwatywny i nie umiem robić fotografii patrząc na monitorek. Muszę mieć wizjer. No i ten evf - mógłbym to wyrazić w bardziej skomplikowanych słowach - jest gównem. Wszystko jest ok. jeżeli stoimy nieruchomo. Czyli w zasadzie na upartego można bawić się w studio (albo np. na statywie umieścić prosty wskaźnik laserowy i robić zdjęcia na ścianie w chałupie patrząc czy statyw nam drga). Jeżeli jednak miałbym tym robić zdjęcia na ulicy, to musiałbym wcześniej wziąć aviomarin. Daleka droga jeszcze przed evf. Bardzo daleka.
Mierzi mnie czasem waga mojego 5d z 16-35, a nie da się wszystkiego zrobić z podpiętą pięćdziesiątką (tzn. da się, ale jeszcze nie dorosłem). Z drugiej strony nie zakładam jednak spodni rurek, więc trzymanie 2 kg w ręce nie jest obciążeniem nadmiernym, o ile nie zaczynamy na ten temat filozofować. A chwyt i ergonomia 5d jest w zasadzie idealna. Lustrzanka zdaje się wystarczy na jeszcze wiele udanych lat.