Ciągle nie rozumiecie. To, że Canon zaczął od wypuszczania na rynek kompaktów cyfrowych nie znaczy, że nie pracował już w tym czasie nad lustrzankami cyfrowymi. To dochody ze sprzedaży kompaktów pozwoliły na pokrycie kosztów opracowania pierwszej lustrzanki cyfrowej. Zanim Canon, czy jakakolwiek inna firma, wypuściły swój pierwszy aparat cyfrowy, to wcześniej, zgodnie z dominującą tendencją, były producentami lustrzanek analogowych i w naturalny sposób starały się zaimplementować do nich technologię cyfrową. Zamysł wprowadzenia lustrzanek cyfrowych był pierwotny w stosunku do zamysłu wprowadzenia kompaktu. Na kompaktach testowano różne rozwiązania i z dochodów z ich sprzedaży finansowano rozwój lustrzanek, a więc należało bardzo wcześnie podjąć prace konstrukcyjne nad lustrzankami. Z technologią cyfrową nie wskoczyła nagle jakaś nieznana firma i nie wykosiła dotychczasowych, analogowych potentatów, będąc bardziej zaawansowana od nich. Rozwój sprzętu odbywa się małymi krokami z punktu widzenia klienta, chociaż jest ogólnie szybki, jednakże biura projektowe pracują równolegle nad dwiema kategoriami projektów: jedne są do szybkiego wprowadzenia, drugie są do ewentualnego użycia w dalszej przyszłości, bo wymagają więcej badań, i wymagają lepszego wywiadu gospodarczego, nad czym pracuje konkurencja. Tak czy owak, uważam że w momencie wprowadzania analogowych EOS-ów na rynek plany konstrukcyjne już obejmowały pierwsze lustrzanki cyfrowe i preludium do nich było opracowanie nowego bagnetu i w pełni elektronicznego sterowania obiektywami. Nawet lampy serii EX pojawiły się jeszcze w czasie lustrzanek analogowych, a potem się okazało, że tylko one współpracują z cyfrowymi. Przewidziano też ze znacznym wyprzedzeniem, że będą najpierw wprowadzone lustrzanki APS-C, oraz dedykowane do nich obiektywy. Oficjalnym powodem tego kropa była rzekomo zła współpraca matrycy z optyką FF na skrajach klatki obrazowej wskutek znaczniejszego winietowania niż na kliszy, i rozmycia obrazu. Jeszcze pierwsze lustrzanki FF wykazywały takie "wady", a potem nagle im "przeszło", i dzisiaj można założyć dowolne szkło do FF, i pozbyć się winietowania w oprogramowaniu komputerowym bez utraty jakości obrazu. Dowcip polega na tym, że kąt padania światła z tylnej soczewki obiektywu na matrycę zależy od wielkości tej soczewki, a ta się zmienia w szerokim zakresie, nie można więc założyć na matrycę jakichś "prowadnic światła", bo musiały by się one ciągle dostosowywać do zmiany kąta jego padania. Czyli, na początku też było tak, jak jest teraz, a ta zła współpraca okazała się ściemą uzasadniającą handel ogryzkami. Oczywiście, system APS-C uległ rozwojowi sam w sobie, jednakże ten rozwój nie spowodował stworzenia rzeczywistej alternatywy dla systemu FF, bo korzysta z optyki FF. Nie ma wielu szkieł pod APS-C, które były by specjalnie do niego dedykowane, a więc mniejsze i lżejsze, niż ich odpowiedniki do FF. Tutaj dopiero wchodzą bezlusterkowce, a zwłaszcza system 4/3, ale dalej nie ma w tych systemach optyki o dwie działki przesłony jaśniejszej od swoich odpowiedników dla FF w pełnym asortymencie. Jeżeli ktoś się nie może doczekać na bezlusterkowiec FF od Canona, to niech raczej domaga się, aby tryb LV w lustrzance był tak samo funkcjonalny, jak w bezlusterkowcu, i żeby można było podpiąć EVF. Nad takim hybrydowym celownikiem Canon podobno już pracuje, więc bez wymiany szklarni może się doczekamy lustrzanko-bezlusterkowca FF?