Niewiele osób robi wielkoformatowe odbitki ze swoich zdjęć, dla większości (nawet użytkowników lustrzanek) "produkt końcowy" to oglądanie zdjęć na monitorze lub telewizorze (i to nie w 4k), dlatego to, co dla "drukujących" brzmi jak herezja, dla wielu zwykłych użytkowników jest "otrzeźwiającym kubłem wody". Zdarzają się rozmowy z użytkownikami lustrzanek (wyposażonych w więcej niż jeden najtańszy obiektyw) w stylu "coś muszę dokupić, bo mam za małe makro" albo "te 250mm w zoomie to za mało, co mam kupić żeby mocniej przybliżać?" - a po kilku pytaniach się okazuje, że drukowanie plakatów na ścianę nie wchodzi w grę, zdjęcia są oglądane na laptopie, telefonie, i czasem trafiają do fotoksiążki 20x30. W takich przypadkach kadrowanie do 1/4 oryginalnej klatki (lub mniejszego fragmentu) jest (moim zdaniem) wystarczającą metodą do osiągnięcia "większego przybliżenia" czy "lepszego makro".