Jechałem z Łodzi do jakiejś podłódzkiej miejscowości, ze 45 kilometrów...
Po drodze była piękna okolica połączona z niesamowitym niebem (kto to pamięta, jakie to niebko mieliśmy w sierpniu) godzinę przed zachodem słońca.
Zza chmór PADAŁY promienie jak z dziewiętnastowiecznego niemieckiego landszaftu, a dojrzałe kłosy żyta stały pokornie niewzruszone ruchem powietrza.
Wysiadłem wiec z samochodu i zapragnąłem zabrać ze sobą ten przepiękny widok na karcie Compact Flash.
Po kilku nieudanych próbach ustawiania aparatu coś mi zaczęło ćmić, żeby może włączyć AntiShake bo na tych kłosach coś nie mogłem złapać ostrości...
Wtem...
Usłyszałem zza siebie słowa, które cytuję: "panie, a kto tu ....... pozwolił fotografować to pole???"
Za mną, po drugiej stronie drogi, stał w bramie wjazdowej do świeżo murowanego domku "wiejskiego" jakiś jegomość bez koszulki i patrzył wyzywająco, groźnie, strasznie...
W obawie o całość jestestwa oraz chyba głównie o całość nowego sprzętu udałem się energicznie w kierunku pojazdu i niezwłocznie oddaliłem się w kierunku wcześniej zamierzonym, kątem oka uważając czy jegomość nie rzuca ostrym narzędziem, ale na szczęście rzucał tylko wyzwiskami, których znaczenie jest mi obce.
Mam jego zdjęcie, które zdążyłem w popłochu co prawda, ale ostre... A Boska Łaska z kłosami niestety zostrała utracona na zawsze... :-( :-( :-(
P.S.
Witam serdecznie wszystkich na forum!