Po co akurat mieszać do tego rozum? Już na samym początku czuję się trochę upodlony
1. Należę akurat do tych, którzy oglądają kolekcje swoich zdjęć powiększając je bardzo często do wartości 1:1. Wtedy mój monitor 1920x1200 pozwala zobaczyć tylko część fotografii. Nie robię tego oczywiście, żeby dokładnie obejrzeć pory na portrecie żony, ale po to, żeby zadumać się nad subtelnymi śladami pędzla w jakimś portrecie Malczewskiego, czy światłocieniem na odległym, lecz ciekawym detalu architektonicznym.
2. Oczywiście nigdy mi nie przyjdzie do głowy stosować konwertera w muzeum, ale już dla upamiętnienia zegara słonecznego na wieży gdańskiego ratusza założę telekonwerter, aby przy oglądaniu obrazka na monitorze mieć możliwość przyjrzenia się "z bliska" wspaniałym szczegółom konstrukcji i pozostałościom złoceń, co może zapewnić tylko przesuwanie dobrego obrazu 1:1 na dobrym monitorze. Oglądanie zdjęcia nie musi się ograniczać do 5 sekund
3. A jeśli widzę sympatycznego dzięcioła, który za cholerę nie chce przerwać swojej roboty i podfrunąć bliżej, a zajmuje mi ledwie dziesiątą część matrycy? Czy to jakaś nietypowa sytuacja dla fotografujących przyrodę? Gdyby ptaszek zajmował mi połowę kadru (jak w Twoich rozważaniach) do głowy nie przychodziłoby mi użycie konwertera, bo muszę przecież mieć dużo przestrzeni wokół obiektu, żeby ciąć potem śmiało na komputerze, jako że skomponowanie całości ma też swoje wymagania na kadrowanie.
4. Jeżeli nie są nam potrzebne długie ogniskowe, nie przekonujmy innych, żeby postępowali dokładnie tak jak my przy robieniu zdjęć oraz przy ich oglądaniu i prezentowaniu. Innym może po prostu chodzić o coś zupełnie innego, niż nam. I wcale nie muszą być dużo głupsi.