Nie było umowy, nie było też nic zapłacone z góry. Z fotografem się wcześniej nie spotykałem. Wszystko załatwiałem telefonicznie w tygodniu, w którym był chrzest. Najpierw dzwoniłem zapytać czy jest wolny i jak to wygląda cenowo. Potem dzwoniłem potwierdzić, że się decydujemy. Umowy nie proponował, ja nie pomyślałem o umowie. Fotograf ma studio niedaleko kościoła. Po mszy miał zdjęcia w studio drugiego dziecka, które było chrzczone. Mówił, że przyjdzie zrobić zdjęcia nam a potem zrobi zdjęcia tamtej drugiej parze. Fotograf był lokalny, akurat był najtańszy. Miał dwa chrzty za jednym zamachem. Nie miałem powodów przypuszczać, że coś będzie nie tak.

Ja tylko nie potrafię zrozumieć tego, że wiedział, że jesteśmy w środku, że dziecko ma chrzest jeden raz w życiu i miał to gdzieś, bo on nie będzie wchodził do kościoła jak żebrak i pytał kto chciał zdjęcia, czy stał pod ołtarzem i machał. Mówiąc to poleciał w skrajność, bo przecież jakby wszedł do kościoła to bym do niego podszedł. Wystarczało się pokazać. Pracując 15 lat w zawodzie nie uwierzę, że nie miał różnych a nawet podobnych sytuacji. Umowy umowami ale trzeba być człowiekiem.