Hehe. Tak samo jak praca fotografa. Powinniśmy więc pracować za darmo albo za "co łaska".
Wersja do druku
Hehe. Tak samo jak praca fotografa. Powinniśmy więc pracować za darmo albo za "co łaska".
Mi od 2 sezonów w każdym plenerze asystuje/świeci itp żona. Nauczyłem ją zmieniać moc lamp, świecić blendą itp... a żeby nie wrzeszczeć do siebie to czasem używamy telefonów do komunikacji - zwłaszcza przy używaniu długich ogniskowych. Generalnie znakomicie się nam pracuje. Ale że człowiek do dobrego szybko się przyzwyczaja, zastanawiałem się jak sobie poradzić kiedy nie zgramy terminów - można samemu biegać dwa razy więcej ale wolałbym zapłacić pomocnikowi max stówę za kilka godzin pleneru i mieć mniejsze zakwasy i większy, lepszy materiał.
A jednak "się ma".
To na czym się znasz i ile się tego uczyłeś buduje twoją wartość na rynku.
Dlatego chcesz od klienta taką kwotę a nie inną.
Klient, którego na ciebie nie stać, zatrudni kogoś tańszego, mniej doświadczonego. Możliwe, że nie będzie zadowolony z efektu pracy tego tańszego i będzie wymagał poprawy, powtórki sesji lub w przypadku ślubu może pluć sobie w brodę, że przyoszczędził...
W przypadku asystenta, możesz zatrudnić takiego, który się będzie uczył (inaczej Ty go będziesz uczył). Będziesz mu musiał wytłumaczyć jak obniżyć moc lamp. Pamiętać żeby zwrócić uwagę czy rozładował kondensator za każdym razem. Nauczyć go obsługi światłomierza i uważać czy nie zasłania ciałem źródła światła...etc
Zdarzają się nawet ludzie którzy nie rozumieją na czym polega trzymanie blendy.
Czytałem kiedyś jak fotograf zatrudnił na staż studenta fotografii który mu przytopił aparat przy pomocy halogenów.
Dlatego dobrze jest zatrudnić kogoś z doświadczeniem, umiejętnościami i z olejem w głowie. Kogoś do którego możesz powiedzieć: "Podaj mi 85tkę", "ustaw światła w 3:1" itd. Kto będzie umiał odróżnić reflektor od dyfuzora i polara od ND.
Wybierając asystenta dobrze jest pamiętać o dwóch przysłowiach:
"Masz to, za co płacisz" i "chytry dwa razy traci".
No jeśli stawiać na równi kwalifikacje asystenta i fotografa to powinieneś mu płacić połowę swojej stawki 8-).
może i talentu troszkę tak lecz umiejętności? Kiedyś się zastanawiałam ile musi się uczyć grajek, żeby mógł na weselach chauturzyć i czy można "wyprodukować" chirurga np po sześcio- dziesięciodniowym kursie? Jak i co zagrałby klawiszowiec po tygodniu nauki, nawet po lekcjach u najlepszych. Nie czarujmy się, podstawy w fotografii możemy osiągnąć bardzo szybko, a później jest to co nas wyróżnia, jak u malarzy, jeden dostrzeże, inny nie.
Dlatego też sesje wykonujemy sami. Byli tacy, którzy jednorazowo przytrzymali lampy lecz głównie po to by podejrzeć warsztat. Moje zdanie jest takie: zapłacisz mało- przyjdzie ten któremu na kasie nie zależy lecz chciałby się nauczyć, zapłacisz dużo - przyjdzie i od razu pomyśli, że skoro stać cię za kilka godzin lekkiej pracy tyle zapłacić to musisz nieźle na tym wychodzić.
Nie można, jeśli się nie miało z konkretną pracą do czynienia oszacować dokładnie jej wartości. Ja np. wiem w porównaniu z produkcją albumów fotografowanie ślubów jest lekkie miłe i przyjemne i chodzę na zlecenia czy sesję podobnie jak na fittness - troszkę jakby dla relaksu:)
Tak to spore zagrożenie w tej branży - szczególnie, że poziom inwestycyjny nie jest duży.
Co do umiejętności - masz rację. Ja może jako umiejętności bardziej rozumiem pewne cechy takie, które kogoś predestynują do tego zawodu -umiejętność nawiązania kontaktu z modelem, przewidywania efektu, wyczucie koloru, kadru itd. - w sumie to lepiej oddaje słowo - talent.
Wiesz, do kopania rowów też nie są potrzebne żadne kwalifikacje.
Nie mniej jest to praca, ciężka praca. I za nią również (jeśli jest wykonywana sumiennie) należy się godziwe wynagrodzenie.
Jeśli pracodawcy (a przecież w tym wypadku jesteście pracodawcami) tego nie zrozumieją, to albo będą sobie hodować konkurencję, albo będą musieli "importować" Chińczyków do trzymania blendy. Moim zdaniem nie tędy droga.
Tyle że to ile się za co płaci mniej zależy od tego co kto umie, a więcej od tego ile się bierze za zlecenie. To niestety jest brutalny rachunek i żadne "rozumienie" nic tu nie pomoże.