Moje dwa koła to Giant Terrago 2005 z upgradem układu kierowniczego i przedniego zawieszenia. Całość śmiga na Deore, że aż miło. Miałem się przesiąść na coś lepszego zjazdowego, a przesiadłem się na dSLR;)
Wersja do druku
Moje dwa koła to Giant Terrago 2005 z upgradem układu kierowniczego i przedniego zawieszenia. Całość śmiga na Deore, że aż miło. Miałem się przesiąść na coś lepszego zjazdowego, a przesiadłem się na dSLR;)
No to lecimy:
FERRER: foto widziales pewnie na okladce poprzedniego numeru BikeAction :)
ewg: jechalem sam a potem sluchalem, ze jestem nienormalny :) wiekszosc asfaltem, kawalek gorami (w okolicy Makowa, mozna bylo obciac pare km a ja juz mialem serdecznie dosc asfaltu)
Co do kaskow. Same buraki? Na zawodach widzialem dosc by sadzic, ze wlasnie takie gadanie jest buractwem, sorry. Jakby nie moje 2 poprzednie to raczej nie rozmawiamy tutaj. Chyba, ze trafiasz na jakies elitarne pozerstwo to wtedy poprostu masz zle ugruntowane zdanie :)
Takich tez znam - kaski, ochraniacze, zawieszenie, tarcze, opowiesci o wypadach w gory. A potem jak przychodzi co do czego, to zjezdzam szybciej crossowka po trasie do DH z Czantorii...dziwne.
Vmax - 101km/h
Avs - ~36km/h (dyst. 50km) to napewno, i kilka podobnych.
Byl tez dosc szybki maraton w Jakuszycach w 2002, 100km w ok. 3h :)
avs wychodzily ok. 30-31...maraton?
Author Solution SX:p Tani, ale dobry i firmowy:D
Popieram. Nie uzywanie kasku w gorach to glupota. Przyznaje sie ze w miescie nie uzywam ale w gorach zawsze. Najlepszy przyklad ze sie przydaje to moj brat, ktory pare lat temu mial bliskie spotkania trzeciego stopnia z kamieniami na szlaku w Alpach.
Na jednej gorce za mocno wylecial do przodu, przelecial przez kierownice i glowa (!) walnal w kamienie na drodze. Kask Cratoni rozlecial sie na kilkanascie kawalkow. Gdyby nie kask byc moze nie mialbym juz brata...
Dla niego co prawda i tak najistotniejsze bylo to ze Bomber Z1 nie ucierpial ani troche :-D
(Sorry za kiepskie fotki. Nie byly robione Canonem :mrgreen:)
No nie, przecież wiadomo, że nie chodzi tu o zawodowców, ani o tych co starują w zawodach. Tam kask być musi i powinien (trochę bezpieczeństwa, trochę powierzchni reklamowej no i przepisy - dupochron dla organizatorów). - Chodzi mi o codzinną jazdę bylegdzie. Moze i jestem burakiem ale przy moim przebiegu, przeżytych wariactwach i z czego jestem najbardziej dumny (mimo buractwa) żadnych sytuacji poza kontrolą, śmieszą mnie właśnie pozerzy w kaskach (no jak jeden mąż wszyscy w kaskach cholera!), którzy nie dają rady mnie staremu nawet na asfalcie a co dopiero na stoku...
Jeśli ktoś twierdzi (ktoś zupełnie nie z tego forum :-D ), że gdyby nie kask to nie rozmawiałby tu z nami, to myśle, że powinien sie zastanowić, czy aby nie zachowuję się tak jak kierowcy, krórzy bezkrytycznie wierzą w ABS albo inne poduszki... A noś sobie ten kask jak lubisz, nie wyłączaj ABSu jak cię to kręci, ale na boga najpierw naucz się jeździć bezpiecznie! Nie widze przyjemności w rozpierniczeniu sie na jakimś drzewie, albo zabiciu przechodnia - bo bardziej mnie rajcuje doskonalenie kordynacji i bezbłedne, w ułamkach sekund dobierane najlepszych parametrów do maksymalnej prędkości jazdy. - Coś co chciałbym opanować choćby w połowie tak dobrze na moim EOS'ie... :roll:
A co do wypadu do Zakopca i z powrotem to, rzeczywiscie wariactowo, choćby z tego powodu, że jak jesteś w Tatrach to lepiej tam trochę pobyć, że o fotkach nie wspomnę... Ale w jedną stronę to jak najbardziej! ;-)
ewg: zakopane - wtedy jeszcze nie focilem (2002) a pojechalem wlasnie po to zeby zrobic te kilka km, a nie zeby pobyc :) Pomyslalem, ze tam moze byc niezle, droge znalem w miare, bylo gdzie uciec w teren, stanac w pedaly na Krowiarkach - troche zabawy po drodze :) Bylem kilka tyg. pozniej w Zawoi, z Krowiarek byl tak makabrycznie zajefajny podjazd na jakis szczyt, potem trawersy i w koncu piekny szybki miejscami techniczny zjazd do samej Zawoi. Jakbym wiedzial o tym wczesniej, to pewnie bym dodal ta ok. 1-1.5h petelke do trasy :)
Wracajac do kasku. Przyrznalem raz w asfalt (kask popekany solidnie) i to nie przez wariactwo...wystrzelila mi przednia guma na czyms przy predkosci ok. 45km/h a potem bylo pikowanie glowa w latarnie i asfalt. Na szczescie nic poza rysami sie nie stalo. A po miescie to faktem jest ze wole czesto na luzno w czapeczce. Mierzyc ryzyko i wiedziec co i jak zrobic to jest dobra cecha. Na zawodach czasem sie zdarzalo uslyszec "z drogi" na zjezdzie...tylko ze pare metrow dalej delikwent albo latal kolo, albo sie podnosil :) Ale latwiej na rowerze zlamac obojczyk niz leb rozwalic...przynajmniej takie maja doswiadczenia znajomi. Kazdy "poprostu" sie przewrocil na bok przy predkosci ok 10-15km/h. No ale widze, ze generalnie sie rozumiemy takze peace :)
Jak najbardziej peace i podziw. ;-)