1h na -17C i 40D bez zarzutu. Po powrocie z każdej takiej eskapady leży sobie spokojnie, zdjęcia zgrywam czytnikiem z karty.
Wersja do druku
1h na -17C i 40D bez zarzutu. Po powrocie z każdej takiej eskapady leży sobie spokojnie, zdjęcia zgrywam czytnikiem z karty.
Panowie, próbuję argumentować przyszłą zmiane body połowycy mej.
Na obecny wyjazd stare 350d, oby dotrzymał...
ale już szykuje grunt...
uszczelnienia, wilgoć, temperatury...
treking, indie... ladakh... idzie ładnie, aż zacząłem pokazywać specyfikacje...
i klops...
jak specyfikacja przykładowo 5d czy Marka Czwartego który ma zakres temperatur 0-45 ma się do ostatnio na forum świenego filmu Deadly Predator [10-ta sekunda filmu] o gościu z National Geographic (fotografującym lamparta morskiego) który przechadzał się po lodowcu na plecach mając bez żadnych osłon itp. sprzęt ewidentnie canon'a... WTF? analog?
Dzięki!
Marcin.
PS. Wiem, pewnie powiecie, że mnie pogięło z takimi pytaniami - ciekawość.
Gwoli raportu: 450D spędza ostatnio sporo czasu na mrozie. ~1h na -15; dziś kilka razy do pół godziny na -20, bez zarzutu.
Canon 70-2004L - wszystko ok.
Sigma 17-70 - Tu jest drobny problem, na mrozie pierścień zooma chodzi strasznie ciężko. Może smar w tubusach? Nie wiem, w każdym razie - tak jest.
Poza tym, wszystko działa ok.
40d. Wczoraj 2 godziny na mrozie -17, dzisiaj też coś koło tego.
Po powrocie zgrałem zdjęcia z aparatu za pomocą Eos utility. Nie wybuchło.
Słabo operuję się aparatem w rękawicach narciarskich, ale kiedyś kręcąc film bez rękawic (-20 i wiatr 90km/h) odmroziłem 3 palce w 2.5 minuty i teraz jestem ostrożny.
w ubiegłą niedzielę zabrałem analogowego 50E na mroźny spacer. muszę przyznać, że sprawował się świetnie. podpięty do niego 17-40 też radził sobie świetnie. jakoś wolałem zabrać analoga niż cyfrę na spory mróz :)
a tak przy okazji. czasami mam wrażenie,że ten wątek to taki tester dla forumowiczów.
Nawiązując do opisanego wcześniej przypadku, to bateria miała 33%, więc chyba jeszcze nie powinna wpływać na tego typu anomalie.
Co do "przejścia" z -17 do normalnych warunków, to...przyznaję, że aparat nie leżakował i nie dochodził do siebie przez kilka godzin, ale pomiędzy plenerem, a salą weselną był czas na kościół, w którym panowała "przejściowa" temperatura - było raczej chłodno (wręcz zimno). Być może moje problemy wynikały z dużej różnicy temperatury otoczenia. No, ale nie miałem wyboru - młodzi nie chcieli poczekać z ceremonią zaślubin :) Dziś pstrykałem 30-40 minut na dworze, przy około -20*C. Po tej "sesji" sprzęt leżakuje w torbie, w temperaturze pokojowej od około 5 godzin. Nie zauważyłem jakichś niepokojących zachowań, więc być może była to tylko chwilowa niemoc "piąteczki" :)
5DII + 70-200F4IS + 50 1,4 + Tokina 12-24 (cropowa) + 430 EX: wszystko przez ok. 2-3h na -17 do -20 stopni.
Żadnych problemów, tylko Tokina w pewnym momencie nie chciała polecieć z AFem.
Na baterii zrobiłem ok. 300 zdjęć, w tym troche z LV, trochę przeglądania. Działa dalej (zamiennik delta).
Minimum stresu z obawy o sprzęt, maksimum frajdy z focenia :-D
7D używam czwarty miesiąc, czasami dosyć intensywnie (w sumie 5.5k klapnięć migawką), dzisiaj poszwendałem się trochę w atmosferze zaimportowanej od naszych ukochanych wschodnich przyjaciół (czyli wyż syberyski -15C) i jakoś mimo szczerych chęci nie mogę znaleźć nadal jakiegoś haka na mój aparacik. Zero dodatkowych oporów, spowolnienia, dziwnego działania. Na elektrownię nie patrzę, bo chodzę stale z gripem + dwa oryginały aku, używam tylko zewnętrznej 580 i dlatego po pierwszym ładowaniu przestałem sobie głowę zawracać wydajnością zasilania (ok. 2.3k fotek na jednym ładowaniu w normalnej atmosferze). Dzisiaj najsłabszym ogniwem był element zarządzający kompozycją zdjęcia. :)
Reasumując i nawiązując do brzdękających gdzieś tu nożyc na stole: z przykrością muszę się uznać za super zadowolonego usera 7D :)