Moje zetknięcie z serwisem na żytniej
Naczytałem się w tym wątku sporo złego na temat serwisu na żytniej. I byłem nie licho przerażony.
Na wycieczce w Budapeszcie padła mi migawka w 350D. 6 dni po upływie terminu gwarancji. Do domu wróciłem po tygodniu. Zadzwoniłem do serwisu (już 13dni po terminie) i ku mojemu zdziwieniu usłyszałem że jeśli uszkodzenie nie jest mechaniczne i coś się stanie do 10ciu dni po upływie gwarancji to Canon i tak uznaje naprawę gwarancyjną, zapytałem zatem co w moim przypadku bo zgłaszam się później - tu padła lekko wymijająca odpowiedź z której wywnioskowałem że te 10 dni to nie do końca jest limit. Niedogodność była taka że musiałem na własny koszt wysłać aparat z wypełnioną kartą zgłoszenia do oceny. Tu muszę przyznać że serwis nie ma zwyczaju komunikować się z klientem, ogłady tez troszkę brakuje - trzeba dzwonić i pytać, po 4 dniach uzyskałem odpowiedź że zrobią to na gwarancji tyle że na migawkę muszą poczekać 2 tygodnie. I po dwu tygodniach wrócił naprawiony aparat.
Zgadza się że rozmawiać z klientem to jeszcze serwis się musi nauczyć, ale potraktowali mnie bardzo dobrze biorąc pod uwagę sytuacje.
Nie jest ten serwis taki straszny.