Nie, ja tak nigdy nie robię :)
Wersja do druku
Nie, ja tak nigdy nie robię :)
a jak robisz ? :)
Wracam do domu, wyjmuje aparat, wyjmuje kartę, oglądam zdjęcia, a aparat leży tak, gdzie go przypadkiem położyłem :)
Witam!
To mój pierwszy post na forum, mam nadzieję że nie będę przynudzał,
widzę że wątek żyje 4 lata i odżywa każdej jesieni.
W zeszłym roku poważnie zastanawiałem się nad problemem mrozu
upgradowałem z 300D na 30D i było nad czym myśleć.
posumuję to co właściwie każdy może wymyślić nie będąc elektronikiem.
Co do foto na mrozie i kondensacji kilka prawd z działu fizyki:
1. dla aparatu niebezpieczna jest wilgoć.
2. na mrozie nie ma wilgoci bo zamarzła.
3. ilość wilgoci zawarta w aparacie jest znikoma.
4. miejsca zaparowane - bary, kuchnie, grille, łazienki są najgroźniejsze
5. zmarznięte body wychłodzone na mrozie (i suche z tego powodu) łapie wilgoć znajdująca się w otoczeniu która "oblepia przedmiot" - wniosek słuszny ogrzewać w torbie, futerale, czy nawet zawinąć w szalik aby zewnętrzna warstwa zebrała wodę z powietrza a aparat się ogrzał
zagrożenia:
1. dostanie się wilgoci do środka aparatu (cyfry i analoga) - nie zdejmować obiektywu, nie wymieniać baterii po przyjściu z mrozu, najlepiej odstawić aparat na 30min i nie włączać - to samo karty pamięci niby są szczelne ale wytarłbym dokładnie i ogrzał żeby nie spowodwać zwarcia styków w czytniku.
2. zaparowany aparat wyniesiony z powrotem na mróz istnieje realna groźba powstania kryształków lodu w istotnych dla aparatu częściach mechanicznych i elektronicznych.
Mój rekordowy mróz to -24 stopnie 2 lata temu EOS 300D i Fuji s5100 - obydwa działają do dziś. Zrobiłem świetne zdjęcia Tatr gdyż przejrzystość powietrza z braku wilgoci była rewelacyjna.
W obawie o sprzęt w zeszłym roku na narty brałem Eos3000 analoga którego kupiłem za grosze na allegro. Trzasnąłem 3 filmy, zdjęcia piękne. A 30D używałem tylko na spacery i wyprawy foto.
Ja w obawie wlasnie przed mrozem robie zdjecia narazie s1 ale no wlasnie ale -37C i ma byc nizej i chyba nie bede ryzykowal
Ja ostatnio w górach przy jakichś -10 zauważyłem, ze mój 5D szumi dużo bradziej np przu ISO 1000 było to strasznie widoczne...
Mi ostatnio troszkę się aparat pocił. Spacerowałem przy -4 do -10 (długie spacery) i czasem zatrzymywałem się w dokładnie odwrotnych warunkach (restauracje przykładowo).
Na szczęście nic się nie stało, chociaż nie raz brakowało mi cierpliwości i przeglądałem zdjęcia właśnie w restauracji = zaparowana optyka i wycieranko...
Problemem też była para na zewnątrz... Możliwe, że to sprawka Dunaju, że pomimo mrozów, powietrze było i tak wilgotne?
Podczas mrozu powietrze jest ZAWSZE suchsze. Nie ma możliwości aby wilgoć utrzymywała się w nim na takim poziomie jak w cieple. Po prostu zamarza i osiada w postaci szadzi na wszelkich przedmiotach. Szkodliwe dla sprzętu jest przebywanie na mrozie w czasie obniżania się temperatury powietrza bo tak już jest w fizyce, że im temperatura jest niższa tym mniej wilgoci znajduje się w powietrzu. Dlatego więc jeśli mamy temperaturę -5 st. to wilgotność bezwzględna jest na poziomie (dla przykładu) 60%. Jeśli teraz zaczyna temperatura spadać to spadnie też wilgotność bezwzględna (np. do 40%). Co się więc stanie z różnicą? Ano osadzi się jako szadź. Dla każdej temperatury istnieje tzw. punkt rosy. Jest to graniczna ilość wody jaka może się znajdować w powietrzu bez skraplania (a właściwie na jego granicy). W pomieszczeniach zamkniętych i ogrzewanych jest więc wyższa wilgotność i na wniesionym do takiego pomieszczenia aparacie (i nie tylko) wychłodzonym na mrozie lub tylko w chłodzie, skrapla się natychmiast para wodna w postaci rosy lub nawet szronu jeśli aparat jest bardzo zimny. Dzieje się tak dlatego, że ochładza się powietrze w pobliżu tego zimnego przedmiotu i zawartość wody w nim schodzi poniżej punktu rosy. W tablicach są podane wartości wilgotności granicznej dla poszczególnych temperatur. Dobrym sposobem na uchronienie sprzętu wychłodzonego i wniesionego do pomieszczenia ogrzewanego jest, przed wejściem lub natychmiast po, zawinięcie go w jakiś ręcznik frote lub inny, dość gruby i ciepły materiał. Może to być np. też szczelne pudełko styropianowe. Wtedy punt rosy będzie występował wewnątrz tego materiału i z czasem będzie on przesuwał się na zewnątrz. Czas potrzebny na stopniowe ogrzanie się aparatu trzeba ustalić praktycznie. Ja zwykle noszę na mrozie aparat pod kurtką i wyciągam go tylko na chwilkę aby pstryknąć zdjęcie. W ten sposób nie "chwyta" on szybko ujemnej temperatury. Dobrym sposobem było by umieszczenie aparatu w takim pudełku tylko z szybkami. Z jednej strony przed obiektywem a z drugiej przed okularem wizjera. Dobrze by też było mieć termostat z zasilaniem bateryjnym stabilizującym wewnątrz temperaturę na poziomie ok. 18 st.
Może kiedyś jakiś przedsiębiorca zacznie budować takie obudowy?:-D
Mogły by mieć zdalne sterowanie z zewnątrz, bez konieczności otwierania jej.