Jak wyglądała praca na koncertach? Brak fosy wydaje mi sie trochę utrudniał sprawę. Zaczepiłem jednego fotografa, podobno można było robić tylko z platformy po lewej stronie nad sceną... no i oczywiście z tłumu ;)
Wersja do druku
Jak wyglądała praca na koncertach? Brak fosy wydaje mi sie trochę utrudniał sprawę. Zaczepiłem jednego fotografa, podobno można było robić tylko z platformy po lewej stronie nad sceną... no i oczywiście z tłumu ;)
Wyglądała właśnie tak jak mówisz. Dlatego warto było się skupiać na ludziach, a nie koncertach. ;)
Fosa była tylko na szybko zrobiona na Prodigy, bo sobie nagle zażyczyli, ale i tak mała i access denied.
@zaitsev - powinnam mieć obrobione foty do końca tygodnia ;-)
@Pelson - fosa niepotrzebna, ludzie tworzyli ją bez barierek, spokojnie można było stanąć pod sceną, tylko stamtąd nie było widać tego co na scenie. Platforma była do kitu, coś tam można było kombinować, ale ciężko. Dobre foty koncertowe to chyba tylko kręcioła będzie miała. Na folkowej było łatwiej, bo bliżej, ale też zza barierek można tylko było.
No ja kręciłem, więc na efekty będziecie musieli poczekać troszkę dłużej, niż "do końca tygodnia", bo jak zawsze, chcemy to zmontować porządnie, a dodatkowo montażysta pojechał se na konkurencyjny festiwal : www.guca.rs/eng/
:)
No właśnie nie będzie, bo w najbliższą sobotę mam ślub, i dlatego z nimi nie pojechałem. A tak to byśmy tam >tydzień siedzieli i kręcili ambitniejszy dokument... :(
:lol: więc właśnie dlatego potrzebna
Na scenie było coś zrobione na kształt okopu, zazwyczaj biegali tam ludzie z patrolu niebieskiego i patrzyli czy nikt nie wdrapuje sie na scene ale widziałem tam z 2 razy fotografów z kręcioły, tylko oni mieli tam dostęp?
Jeśli tak to dobrze że nie starałem sie o akredytacje i pojechałem się pobawić bo zdjęcia ludzi na terenie można było spokojnie robić i bez plakietki ;)
A kto nie był niech żałuje! Pozdrawiam!
Tylko oni. Ale akredytacja się przydała, bo było żarcie, picie, prąd, internet... I dodatkowy argument (w postaci plakietki foto/TV) do wyłudzania różnych rzeczy, które oficjalnie przyznawane akredytowanym nie były. Na przykład w piątek około 01:00 udało mi się wbić na rusztowanie dla kamerzystów, gdzie normalnie jest to absolutnie zabronione, bo i po co pozwalać komuś na łażenie po chwiejnej konstrukcji w momencie gdy kręciołaTV realizuje ujęcia z kamer z ekwiwalentami ogniskowej powyżej 1200mm ;)
Darmowe wjazdy dźwigiem od bungee też miło wspominam, szczególnie w momencie podeszczowym, kiedy to nad polami wyszła tęcza :D
Tak jak micles pisał, akredytacja przede wszystkim przydała się do likwidowania problemów egzystencjonalnych -- czytaj: CZYSTE TOI TOI, stały dostęp do wody/kawy, katering, zacienione miejsce do posiedzenia itp itd ;-) Warto było.
@micles -- a właśnie się zastanawiałam kto tam wlazł do kamerzysty i jakim cudem :P
Długa historia, ale opowiem, bo wręcz zakrawa o anegdotkę :
Piątkowa noc, kończy się mój planowany pobyt na Woodstocku, o 3:52 pociąg z Kostrzyna, akurat żeby wrócić, wyspać się i być gotowym na kręcenie Red-Bull X-Fighters. Około 0:30 uświadamiam sobie, że mam cholernie mało samej sceny, i że wartoby kilka ujęć od frontu mieć, żeby móc pokazać, że to faktycznie był Woodstock, koncert itp. Ruszyłem się w tłum, bo innej opcji nie było. Rozłożony na maxa Velbon DV-6000 sięga idealnie minimalnie nad głowy większości widzów. Zaczynam się rozstawiać. 6 osób przede mną jakaś laska robi zdjęcia Nikonem, wbudowana lampa i pierdut. Wali naokoło, wszystkim jak leci, mnie też. Uśmiechnąłem się - bang! - dostałem fleszem przez twarz, powrót do normalnej miny i wypatrywania "ciekawych elementów tłumu" :).
W końcu koncert się zaczął, kręcę około 10min, nagle czuję rękę na ramieniu. Odwracam się i słyszę do ucha -
-Stwarzasz zagrożenie - zwijaj się.
Rozglądam się dookoła - ludzie sobie stoją, słuchają muzyki (byłem na tyle daleko, że o żadnym pogo, wall of death itp nie było mowy). Zaczynam rozmawiać z kolesiem w koszulce organizatora, i z plakietką. Po 30s mogę już jednoznacznie ocenić, że jest nawalony :) Proszę go o podanie nazwiska. Nie chce mówić, każe mi iść ze sobą do pokojowego patrolu. Posłusznie idę, czując fajną możliwość do rozerwania się w momencie gdy pokojowy patrol również zorientuje się, że koleś jest nawalony. Facet ciągnie mnie przez około 40m przez tłum, wywracając się co jakiś czas na różne osoby. 15m przed posterunkiem zatrzymuje się i mówi, że nie ma czasu, nie jest moją niańką i dalej mam iść sam. Mówię, że sam nie trafię, że nie umiem dojść i że ma mnie zaprowadzić. Koleś wali focha i oddala się w przeciwnym kierunku. Idę za nim. Dochodzimy do reżyserki (centralne rusztowanie, tam gdzie są konsolety dźwiękowców itp), koleś rozmawia z typem w koszulce pokojowego patrolu, po czym odchodzi. Teraz czas na mnie - zagaduję do typa z patrolu :
-A teraz moja wersja wydarzeń. Albo nie. Co pan myśli?
Koleś nie wiedział co powiedzieć ;)
-Pijany był, co nie?
-No, trochę
-No, to może byście tak go zgarnęli, bo straciłem przez niego 50min mojego cennego czasu i zamiast realizować materiał byłem ciągany w tą i z powrotem przez tłum
-No niby tak, ale on nie stwarzał jakiegoś poważnego zagrożenia
-No tak, ale on teraz idzie do moich kolegów, którzy również pracują (ściema) i nie wiadomo co będzie z nimi
-Sam widzisz, że jestem bezradny, nie wiem gdzie on jest, nie pomogę. Przełaź przez barierkę, możesz sobie stąd kręcić.
Przelazłem i wyjaśniłem mu, że stąd jest trochę za daleko i za nisko, że ludzie zasłaniają, że flagi, że chcę scenę... Nie pomógł mi. Wnerwiony przyciągnąłem sobie pod rusztowanie wózek sklepowy do którego wyrzucali szklane butelki i zacząłem się rozstawiać. Kamerzysta z rusztowania mnie opieprzył z góry, że mu trzęsę. Próbowałem mu z dołu wytłumaczyć, że się rozstawię i już się nie ruszam, ale nie usłyszał. Wszedłem do góry, wytłumaczyłem i zapytałem czy w sumie nie mógłbym zostać. Pozwolił.
Hell yeah! :D