Oczywiście, że większość rzeczy zależy od nastaw, ale jeżeli się porównuje dwa obiektywy przy tych samych nastawach, to się porównuje dwa obiektywy, a nie nastawy.
Nie mam innego body starszej generacji pod ręką, ani tego Tamrona, aby zobaczyć na tym zestawie o ile się będą różniły zdjęcia od tych uzyskanych na 550D, a sądzę, że będą, i że obiektyw Canona wypadnie gorzej, niż na 550D. Trzeba też by robić zdjęcia przy tej samej rozdzielczości obrazka, a tu dochodzi kwestia szumów itd.
Kolejny problem, to ta kasza na zdjęciach dostrzeżona przez kolegów. Jak na mój gust, to po prostu wpływ, po pierwsze, temperatury (ciepło było), po drugie podjarania się matrycy przy robieniu ciurkiem zdjęć seryjnych, i na koniec sporego podostrzenia, co wpłynęło na ziarno obrazu.
Z innej beczki, pomyślmy trochę magicznie i zastanówmy się, czy nas ktoś tu w konia nie robi.
Dawno temu, jeszcze w epoce klasycznych lustrzanek, wprowadzono lampy błyskowe serii EX, które same mierzyły światło na zasadzie pomiaru przedbłysków i nie było to już po stronie body i pomiaru światła odbitego od filmu. Lampy miały swoje promienniki, detektory, generowały przedbłyski i wychodziły cud-malina pięknie doświetlone fleszem fotki. Aparaty cyfrowe ponoć nie mogły mierzyć światła flesza odbitego od matrycy, więc musiały korzystać z lamp EX, bo te z serii EZ sie nie nadawały. Co więc zastępuje te szmery-bajery, promienniki i detektory w przypadku lampy wbudowanej w korpus, skoro gołym okiem żadnych udziwnień przy niej nie widać, ino palnik?
Jak to jest, że lampa 540EZ zamontowana na fotoceli wali przedbłyskami w rytm przedbłysków lampy wbudowanej i nie rozładowuje się od razu do końca?
Czy aby jednak to nie matryca ocenia ekspozycję fleszem, czyli w zasadzie mogła by korzystać z lamp EZ?
Kolejna bajka: lata temu Nikon z hukiem wprowadził obiektywy serii D mierzące odległość dla lepszego sterowania fleszem. Canon nigdy oficjalnie się do żadnego pomiaru odległości przez obiektywy nie przyznawał, a mimo to od pierwszego analogowego EOS 650 istnieje w jego aparatach automatyka głębi ostrości, wymagająca zrobienia dwóch pomiarów odległości, aby ustawić wartość pośrednią dającą GO przy zadanej przesłonie. To co one mierzą, jeżeli nie odległość? Jakie równanie matematyczne w tym temacie może się obejść bez miary odległości?
Tak więc gadanie, że obiektyw Canona "nic sam z siebie", albo korpus "nic sam z siebie" to jest właśnie myślenie magiczne, bo te rzeczy właśnie robią same z siebie to, o czym zielonego pojęcia nie mamy.
!!! Łączenie podwójnego wpisu !!!
Jakby się tej "kaszy" na zdjęciach lepiej przypatrzeć, to jest dokuczliwa przy obiektywie Tamrona na pełnej dziurze, natomiast zanika znacznie po przymknięciu obiektywu i prawie w ogóle się nie narzuca przy obiektywie Canona nawet na pełnej dziurze, co by właśnie wskazywało na inną obróbkę zdjęcia zrobionego obiektywem własnym, a inną obiektywem konkurencji. Jak się ktoś uprze, to mogę wysłać mu RAW-y.