Tak, ale zasadnicza różnica jest taka, że lomografia odrzuca myślenie i w ogóle jakikolwiek świadomy twórczy proces, stawiając na kompletną bezmyślność. A ta bajka o aparacie, który "dał początek lomografii", to... Tylko bajka.
Wersja do druku
Tak, ale zasadnicza różnica jest taka, że lomografia odrzuca myślenie i w ogóle jakikolwiek świadomy twórczy proces, stawiając na kompletną bezmyślność. A ta bajka o aparacie, który "dał początek lomografii", to... Tylko bajka.
Nie napisałem przecież, że łomografia powstała wraz z aparatem, lecz że jedynie dał on jej nazwę, bo łomografia jest późniejszym bytem od samego aparatu, a bezmyślne robienie zdjęć znacznie wcześniejszym, jednakże specyficzna optyka nadaje tym bezmyślnym zdjęciom klimat, dzięki któremu zostały one wyodrębnione jako podgatunek ;)
Ja wiem, czy specyficzna optyka? Akurat LCA, smieny czy zenity robią zupełnie normalne zdjęcia - a te łomografy potrafią zrobić łomograficzne zdjęcie (nieostre, zaświetlone, poruszone, cholera-wie-jakie) dowolnym aparatem. Ja też próbowałem różnych dziwnych sprzętów i mi takie nie wychodzą. To raczej kompletna indolencja fotografującego, a nie optyka (pomijając oczywiście te wszystkie łomograficzne wynalazki w rodzaju dian, holg czy innych sardynek).
O, to, to!
Pamiętam scenę z jakiegoś dawnego polskiego filmu: student ASP maluje akt na zajęciach. Bardzo abstrakcyjnie. Na uwagę profesora odpowiada: "Tak to widzę". A profesor: "Niech pan uważa, żeby nie wpaść pod tramwaj". Najpierw trzeba nauczyć się malować konia, a potem można mu doprawiać piąta nogę. Warto popatrzeć na pierwsze (młodzieńcze) portrety i pejzaże Picassa.
Tu się muszę zgodzić, że LCA miał swój bardzo wyraźny charakter. W wątku ze zdjęciami na filmie, wrzuciłem dwa zdjęcia, które akurat znalazłem i wiem, że są z niego...
OLYMPUS OM-2000 SPOT METERING
Załącznik 12098
Załącznik 12099
Aparat został wyprodukowany w 1997 r. i zakończył epopeję rozwoju systemu OM.
Nie był to wszakże pełnoprawny OM, ani nawet dzieło Olympusa, albowiem został zbudowany przez firmę Cosina na platformie modelu CT-1, tego samego, którego użyto np. do zrobienia Canona T60, Nikona FM10, Ricoha KR-5 Super II, i paru innych aparatów.
OM-2000 był lustrzanką całkowicie mechaniczną, wyposażoną w metalową migawkę szczelinową o przebiegu pionowym, realizującą czasy naświetlania od 1/2000 s do 1 s plus B, oraz synchronizującą lampę błyskowa przy 1/125 s.
Zakres ustawialnego ISO (ręcznie, odczytu kodu DX nie było) wynosił 25-3200, a zakres pracy światłomierza od 2-19 EV.
Celownik był pryzmatem pentagonalnym z matówką Lumi-Micron Matte i obejmował 93% kadru przy powiększeniu okularu 0,84 x.
Z informacji w celowniku była tylko składająca się z trzech diod światłowaga oraz dioda informująca o użyciu pomiaru punktowego, albowiem zaimplementowania tej niebywałej funkcji w typowo amatorskim aparacie zażyczyła sobie firma Olympus.
Załącznik 12100
Przełącznik trybu pomiaru światła z integralnego na punktowy znajdował się pod korbką zwijania powrotnego filmu, natomiast pod dźwignią naciągu była dedykowana dźwigienka wielokrotnej ekspozycji.
Światłomierz oparty na diodzie SPD nie działał, a spust był zablokowany, gdy dźwignia naciągu filmu była całkowicie dociśnięta do korpusu.
Aparat posiadał również samowyzwalacz mechaniczny 10 s, niekasowalny.
Współpraca z lampami systemowymi Olympusa była możliwa tylko w ich własnej automatyce lub w trybie ręcznym, a gniazdka PC tym razem nie było.
Tylna ścianka była niewymienna, tak samo, jak matówka, oraz korpus nie był przystosowany do współpracy z napędami systemu OM.
Obudowa posiadała całkiem wygodne wyprofilowania z przodu i na tylnej ściance pod palce i kciuk.
W sumie OM-2000 był jakby rozwiniętą wersją manualnego OM-1 z szybszą migawką i krótszym czasem synchronizacji, oraz z pomiarem punktowym, jednakże nie miał zgodności z innymi częściami systemu poza obiektywami, a lustro generowało dość znaczne drgania skłaniając do używania krótszych czasów ekspozycji.
Razem z aparatem wyszedł - również wyprodukowany przez Cosinę- obiektyw Zuiko OM 35-70 mm f/3,5-4,8, i w zestawie z nim sprzedawano ten aparat.
Ile Ty masz jeszcze tych Olympusów? :shock:
Ten trochę mi przypomina Pentaxa P30. Ale wygląda bardziej "zawodowo"
Ja w latach 90. zachorowałem na Ricoha xr-x. Po opisie w "Foto" czy "Fotokurierze" śnił mi się, te wszystkie funkcje, opcji bogactwo, jak patrzę przez wizjer.
O jest
https://www.foto-kurier.pl/archiwum_...e-11-1993.html
Jak czytam takie opisy...
"Nastawiony przez użytkownika czas może być w razie potrzeby (zaistnienie odpowiednich warunków naświetleniowych) skrócony lub przedłużony. Tak więc, jeżeli czas migawki nastawiony jest np. na 250, to przy wzrastającym poziomie oświetlenia fotografowanego obiektu będzie on wybrany pomiędzy 1/250 sek. a 1/2000 sek. zgodnie z dobranym programem (wykres 2). Rzeczywisty czas migawki, jak i wynikająca z niego przysłona, będą pokazane na wyświetlaczu..."
To nie moge się oprzeć konkluzji, że kiedyś rzeczywiście istniało coś takiego, jak "aparat przeznaczony dla zaawansowanych fotoamatorów". Krótko mówiąc, producenci sprzętu dopuszczali istnienie rozumu i używania go przez pewne jednostki. Dziś ci sami producenci traktują nas jak debili, którym w celu wkręcenia w drewno śrubki, należy dostarczyć zapakowane w celofanowe torebki - śrubkę, drewno, śrubokręt, okulary ochronne i siedemset stronicową instrukcję w czterdziestu ośmiu językach, zawierającą też szczegółowy opis wszelkich możliwych zagrożeń...