ja cale szczescie mam kota i sam chodzi na spacery
Wersja do druku
ja cale szczescie mam kota i sam chodzi na spacery
Psi weterynarz za natury swej wie o naszych szczekających przyjaciołach więcej niż przeciętny właściciel dlatego warto z nim konsultować wątpliwości a nie tylko prowadzać psiaka gdy coś mu dolega.
P.S.
Wątpiącym w rację bytu tego wątku podpowiadam zajrzenie na tą stronę i przeczytanie opisu podforum, w którym się znajdujemy. Do rozmów luźno związanych z fotografią służy teraz to podforum.
Naucz go komendy
Nie wiem czy już było - założyć kaganiec? ;-)
Własciwie, to brak psu produktów przemiany materii tych bakterii gnilnych. Są nimi min. witaminy z grupy B i to o nie głównie chodzi.
Problem niestety jest bardziej złożony, niż jedynie braki w diecie. Bo kiedy piesek się już nauczy podjadać gówienko na spacerach, to zaczyna być dla niego przyjemnym nawykiem, podobnym do np. ogryzania paznokci u ludzi.
Żeby sobie poradzić z problemem, polecam kilka spotkań z DOBRYM behaviorystą zwierzęcym
proponuję na każdy spacer zabierać ze sobą smaczki (inne niż te którymi karmisz psa, coś co pies uwielbia np. maleńke kawałeczki parówek), ale tak żeby pies widział że coś masz, w przypadku znalezienia czegoś w trawie komenda ,,fee'' przywołanie i smaczek, musisz tak to robić aby skupić na sobie uwagę psa, pies szybko się uczy bo jest przekupny, kilka prób i powinno zadziałać, niestety nie zawsze zadziała gdy w trawie jest ludzka kupa:)
Każdy pies ma swoje własne życie. Podobnie jak człowiek lubi się napić deko napoi poprawiających nastrój a potem z lubością oddać się słuchaniu płyt chodnikowych lub drzemce w sałatce lub bigosie. Podobnie pies ma swoje przysmaki i czy z tego powodu należy go karcić? Jak głosi przysłowie: Jeden lubi pomarańcze a drugi jak mu skarpetki śmierdzą... Podobnie jest z psami. Jedne lubią sobie trawkę poskubać aby potem puścić pięknego pawia, o którym trudno napisać, że rzuciła go dziewczyna a inne skubnąć kupkę lub coś atrakcyjnie pachnącego z okolic śmietnika. Znałem jednego spaniela co to uwielbiał wytarzać się w niej a szczytem szczęścia było wytarzanie się w zdechłym i lekko zmiękczonym gołębiu lub w wronie. Jakie ryzyko i poświęcenie. Pies wiedział co go czekało potem. I nie było karcenia zwierzaka, nigdy w życiu! Ale to kąpanie w śmierdzącym psim szamponie, wycieranie i suszenie. To chyba znacznie gorsze niż syndrom dnia drugiego kiedy się budzisz i nie dość, że kot tupie to jeszcze pysk obtarty od słuchania płyt...i jak Wasz pupil coś tam wciąga spod krzaczka to chyba lepiej się odwrócić i udawać, że nie widzimy. A niech tam. Każdy chce mieć chwilkę radości.
Nasz buldożer jak raz wsadził mordę w jakieś g...o na spacerze, dostał 5 zastrzyków i uważa co wącha.
Może nie jest to specjalnie miłe dla psa ale skuteczne. Pomyśl sobie, kupujesz psa, a jakiś baran podrzuca mu zatrutą kiełbasę. Pies zdycha często w męczarniach. Kupujesz drugiego psa, potem trzeciego bo sytuacja się powtarza kilka razy. Co jest większym sadyzmem, potraktowanie psa prądem by oduczyć go jedzenia od byle kogo, czy potem niech pies zdycha w męczarniach kiedy towarzyszą mu wewnętrzne wylewy?
Poza tym sposób był wykorzystywany przy tresurze psów wojskowych i policyjnych.
Opisana sytuacja to historia mojego kolegi i jego 3 owczarków i jakiegoś debila.
Poza tym prąd to nie ciągłe "kopanie" tylko bardziej impuls elektryczny, czyli obrót korbą by wystraszyć psa, a nie ciągłe kręcenie aż padnie.