Pewnie tak było.
A wołanie zdjęć na laptopie tłumaczy trochę sytuacje.
Wersja do druku
Zyczenia były szczere, choć może zabrzmiało jakbym się czepiał. Chodzi mi o to, że pewne rzeczy, dobrze przećwiczone, można potraktować jako rutyne i zarabiać na tym niezłe pieniądze. Niekoniecznie z wyrzutem, że shit itp...
Ja największe pieniądze zarabiam na kompletnie nietwórczym powielaniu wcześniej sprzedanych projektów. To jest jak przejście z produkcji jednostkowej na seryjną. Tworzenie nowych rozwiązań generuje koszty, wykorzystywanie własnych doświadczeń generuje zyski.
Myślę, że w fotografii jest identycznie. Na pewnym poziomie możesz sobie pozwolić na rutynowe strzały wiedząc, że są one na odpowiednim poziomie. A komercja wcale nie musi być zaprzeczeniem sztuki. Znane mi są przypadki artystów zarabiających godziwe pieniądze.
A, to przepraszam - za dużo kawy, drugiego dna się doszukiwałem :)