mam ~12 prawie niezauważalnych paproszków ale to moja wyłącznie wina - a było to tak, posłuchajcie...
przez 46dni jeździłem po Australii samochodem.Zrobiłem ~3000 zdjęć. Aparat w tym czasie bardzo rzadko był w futerale, najczęściej leżał po prostu z tyłu na łóżku (camping) - dla dowcipnych: w międzyczasie robienia zdjęć :P. Jeździłem zarówno na wschodnim wybrzeżu jak i w outbacku gdzie troszkę się kurzy. Jednak z ręką na wątrobie mogę powiedzieć, że ani razu nie dopuściłem żeby się jakoś bardzo okurzył, np. nie robiłem fot w tumanie za przejeżdżającymi 4WD. Raz nawet przewrócił mi się cały statyw i aparat lekko otarł o ziemie (w tej samej chwili chwyciłem go za statyw, ale kontakt leciutki był). W pewnym momencie pod koniec pozdróży zauważyłem paproszek w obiektywie - jak się domyślacie na matówce. Pożyczyłem od kolegi pędzelek (!!! - tak wiem) i lekko zamitołem.. o zgrozo.. jakieś chyba zaciemnienie miałem.. no nic, wstyd i tyle. Później troszkę podmuchałem do środka etc etc...
JEDNAK...
na matrycy mam tylko około 12-15 małych paproszków
które znalazłem tylko przez porównanie dwóch fotek - przy 22 i tak tytułem próby przy 36 (ogniskowa 55mm).
reasumując: matówkę mam do czyszczenia a martycę niemal błyszczącą :D