Córka ma komunię w przyszłym roku. Fotografa podobno ma wynająć rada rodzicielska. Ale to w UK.
Wersja do druku
Córka ma komunię w przyszłym roku. Fotografa podobno ma wynająć rada rodzicielska. Ale to w UK.
Nic nadzwyczajnego, zrobią to, co chce zrobić Rada Rodziców szkoły w poście Candara i ksiądz o którym wspomniał Heldbaum, bo ogłosił przetarg. Na całym świecie można chcieć jak najwięcej za jak najmniej, tylko nie w Polsce. Czym się różnią weselnicy, początkujące "modelki", czy organizatorzy eventów szukający jelenia do profesjonalnego fotografowania za darmo od profesjonalnych fotografów, którzy są zdziwieni, że za wynajęcie miejsca do zarobkowania trzeba płacić? Miałem raz w życiu okazję być na "dystyngowanym" weselu z występem "wielkiej gwiazdy" - przyjechał z własnym nagłośnieniem, oświetleniem oraz muzykami (aż dwoma) i "paczta" nie podgrywał mu za darmo zespół weselny ani gwieździe nie musiał udostępnić swojego nagłośnienia i świateł, logiczne - zarabiasz - masz wydatki! - można? Można!
To nawet nie są osoby z aparatem, które marzą aby zarabiać kasę na fotografii. To są przypadkowi studenci
Jako rodzic domyślałem się jak to działa. Na szczęście jak ja byłem delegatem Rady rodziców już taki numer nie przechodził. Generalnie za tzw. szkolną fotografią stały cyniczne i bezwzględne firmy poligraficzne/drukarnie (drukujące między innymi książkowe i ścienne kalendarze). Szkole oferowano "bezpłatne" książkowe kalendarze nauczycielskie żeby nauczycielom się chciało zbierać pieniądze za zdjęcia. A na osłodzenie sprawy dyrekcji i całej szkole rzucano "gratisowe" kalendarze ścienne, biurkowe i inne druki i publikacje. Następnie brano studenta na tzw. śmieciówce, wręczano mu niedrogi aparat i kartki z numerami klas, czasami jakieś lampy i tło na kijach i robiono krótkie przeszkolenie. Miał tylko zapisywać numer zdjęcia przy zmianie klasy. Na koniec bez robienia czegokolwiek oddawał to wszystko do tej firmy poligraficznej. Tam dodawano kiczowate ramki i drukowano w ciemno wszystkie zdjęcia i kalendarze. Dawano wszystko nauczycielom, którzy bez skrupułów wciskali je dzieciom a nie rodzicom, aby dzieci smęciły rodzicom żeby zapłacić za wszystkie zdjęcia. Ceny były na tyle wygórowane aby pokryć straty z nieodebranych zdjęć i tych wspomnianych "gratisów" oraz odpowiednio dużo zarobić.
Ogółem żerowanie na dzieciach i ich rodzinach.
No niestety ale "komunistyczne czeladnictwo" jest jeszcze głęboko zakorzenione w szkołach i przedszkolach. W prywatnych już tego nie ma. Wiem, bo żona robi. Reakcja, że sesja jest za darmo, a rodzice sami wybierają zdjęcia i ich oprawę sprawia, że ludzie zwyczajnie nie wierzą że świat poszedł tak do przodu. Z kolei u córki w publicznej szkole, dramat od lat. Reklamy "fotografa" opracowane na zdjęciach stokowych, a w rzeczywistości... jest jak jest. Hajs się zgadza. Dyrektor powiedział wprost, że chce min 20 % "na szkołę" od całości.
U mnie pojedyncze zdjecie kosztowalo chyba £12 + 3.50 wysyłka. Kupujemy tylko klasowe, ponieważ pociechy róznie wychodza i wolę im zrobic przyzwoite zdjecie w domu.
Suma sumarum, problemów z tym nie mam. Kupa dzieci, różnie z nimi jest i w dodatku czas goni. Jestem w stanie zrozumiec, że nie wszystkie wyjdą tip top (choć w sumie to pewnie 70% nie wychodzi ;)).
Taki jest mój punt widzenia: za chwilę osiągniemy w tej dyskusji Himalaje hipokryzji, bo okaże się, że na przeciw cynicznych i bezwzględnych firm poligraficznych bohatersko trwają artyści, którzy owszem, jeżeli muszą wziąć pieniądze, to z obrzydzeniem i tylko tyle, by zapłacić podatki, ZUS i dożyć do pierwszego, a z poważnej dyskusji zrobi się temat na kabaretowy skecz! Tak na poważnie - jak wynajmujemy do remontu łazienki w prywatnym domu, gdzie nie można kwoty wrzucić w koszty dwie jednoosobowe firmy X. i Y., słowo faktura pada w kontekście krzaku o wonnych kwiatach i nazwie "Bez", to przejmujemy się losem pana Z., który ma firmę i 20 pracowników a musi: 1. znaleźć front robót dla zagospodarowania roboczogodzin 20 ludzi, 2. Zbić cenę, by wygrać przetarg. 3. Zapłacić wszystkie VAT-y i ZUS-y i inne podatki. 4. Wypłacić dobre pensje, by pracownicy nie przeszli na jednoosobowe firmy typu X. i Y., 5. Zarobić. na uroczyste otwarcie inwestycji. 6. Ponosić koszty prac gwarancyjnych. 7. Nie zbankrutować? Nie przejmujemy się, bo to nie nasza broszka... Przecież zgodnie z narodową tradycją, każdy orze, jak może! Pewnie ten wpis wielu oburzy, ale tak funkcjonujemy.
Zanim wzniesiemy się na te wyżyny pragnę tylko stwierdzić, że nigdzie nie widziałem ogłoszenia gdzie Janusz-Bud wyremontuje łazienkę za darmo ew. nie policzy robocizny.
To są normalne prawa rynku. Jest popyt na takie właśnie usługi, więc jest podaż. I przezywanie januszami tych rodziców, nauczycieli i innych nic nie zmieni, a nawet może stworzyć obrażonych frustratów.