To zdjęcie bardziej przypomina concept art nowoczesnego przystanku niż rzeczywisty obrazek. :)
Wersja do druku
A ja chcę przestrzec osoby czytające ten wątek i mogące na podstawie wielu wpisów wysnuć, że FF to lekarstwo na wszystko a posiadanie takiego body daje poczucie na pograniczu orgazmu. Tak nie jest :)
Dla wielu z nas FF to powrót do poznanej przed wielu laty fotografii z mniejszymi ograniczeniami po prostu a dla tych, którzy zaczęli przygodę z fotografią od cyfrówek polecam zajrzeć do szafki u cioci Gieni, a na pewno znajdziecie jakiegoś starego kodaka czy Agfę FF :) spytajcie teraz ciotkę Gienkę czy jak pstrykała tym targowym fulfrejmem miała przeżycia na pograniczu orgazmu :)
Proszę mnie nie zrozumieć źle, FF daje większe jednak możliwości lecz gloryfikacja powinna być umiarkowana :)
Mam w szafce starego ZENITa E i PRACTICę MTL-3. Oba są FF. Zrobiłem nimi kilkanaście/dziesiąt tysięcy zdjęć przez dwadzieścia parę lat i nigdy nie kadrowałem zdjęć na podstawie ogniskowych, czy ich przeliczników, ale tego co widzę w celowniku. Owszem, posługiwałem się kilkoma obiektywami o różnych ogniskowych, ale nigdy nie fetyszyzowałem tego sprzętu. Obecnie mam aparat z matrycą APS-c i nie czuję się ograniczony. Do moich zastosowań wystarcza. Nie czuję, że brak FF odbiera sens mojemu życiu...
Ten wątek coraz bardziej przypomina kółko wzajemnej adoracji miłośników FF. Mam na myśli głownie wypowiedzi tych co po przejściu na FF nie mogą nawet spojrzeć na APS-C.
No i co z tego? Skoro takie mają wrażenia po przejściu na FF, to o tym piszą. Taki jest temat tego wątku.
Jeden z moich znajomych był dyrektorem w dość dużej firmie elektronicznej. Jeździł służbową Meganką z klimą, immobilajzerem na linie papilarne i całą masą innych super przydatnych i podnoszących komfort i prestiż dodatków. Ja w tym czasie jeździłem kaszlakiem. Kolega przy każdej okazji powtarzał, że do kaszla nie wsiądzie za żadne skarby, bo już wyrósł z tego badziewia. Potem kontakt nam się urwał na dwa, czy trzy lata, bo kolega wyprowadził się do ekskluzywnego osiedla (getta) pod Warszawą i nie było nam już po drodze. Po tych dwóch, czy trzech latach spotkałem go, czekającego na przystanku autobusowym. Zaprosiłem go do kaszla i zaproponowałem podwózkę, bo jechałem mniej więcej w jego strony. Wsiadł bez obrzydzenia, a nawet z pewnym wyrazem ulgi na twarzy. Okazało się, że firma zredukowała cały dział, w którym on dyrektorował i tyle. Powiedział mi wtedy, że już nigdy nie powie, że nie zrobi czegoś, co w danej chwili wydawać się może cofnięciem do niższego standardu...
Ale swoją wypowiedzią Mc_iek wpisujesz się w to, co mówi Horak ;) abstrahując od socjologicznego wydźwięku dykteryjki, różnicę APS-C/FF przyrównujesz do kaszlak/Megane z full-wypasem.
Mc-iek ale kolegę zmusiła sytuacja (finansowa) do obniżenia lotów czyt. jazdy miejską komunikacją a nie jego świadomy wybór ten przykład taki sobie. Pytanie czy gdyby finanse mu się nie pogorszyły spotkałbyś go na przystanku autobusowym? Nie sądzę.
Owszem. Nigdzie nie napisałem, że FF jest kiepskim pomysłem. Myślę tylko, że zbyt wielu ludziom jawi się on jakimś standardem, poniżej którego fotografia nie ma sensu. Tymczasem aparat to tylko narzędzie, które dodatkowo trzeba umieć wykorzystać. Kaszlakiem nie przewiezie się tony węgla, ale TIRem ciężko zaparkować w przydomowym garażu.