Witajcie!
Rozrzut w "słusznościach" opinii akturat tutaj jest tak duży jak w umiejętnościach i technice robienia zdjęć. Ja swojego czasu bawiłem się Minoltą 505si z obiektywem 28-80. Jednym obiektywem! I jak każdy wie wcale nie jasnym. Zdjęcia robiłem znajomym na ślubie nieodpłatnie, bo mnie o to poprosili. Do tej pory są zadowoleni chociaż ani to nie był profesjonalny sprzęt ani ja nie jestem zawodowym fotografem . Bo do czego się odnosić? Jednym się podoba to, drugim tamto. Jedni wolą z lampą, drudzy bez. Mieć lampę na ślubach to nie wstyd. Wstyd to jest jej źle użyć.
Nie ważne czy ma się L-kę czy nie. Bardzo ważne jest to by:
- do robienia zdjęć się przygotować (popstrykać w tym kościele parę fotek przed ślubem). Ja zmarnowałem całą rolkę filmu.
- mieć świadomość tego co się potrafi
- przemyśleć ujęcia wcześniej, bo przecież sama ceremonia wygląda prawie zawsze tak samo.
(wtedy mamy fajne kadry w głowie i przynajmniej te będą się podobały)
- mieś świadomość o ograniczeniach sprzętowych
- umieć te sprzęty obsłużyć tak, by robiły to co chcemy
A wniosek. Mimo tak "słabego sprzetu" i jak by nie było dobrego filmu FUJI PRO400H wyszły całkiem przyjemne zdjęcia. Nie odlotowe ale takie, których się nie wstydzę.
W każdym razie goście w kościele nie byli zatopieni w ciemnościach :-).
A lampy. A jakże - używałem. A kto robi lepsze zdjęcia - ja czy ktokolwiek z was? Nie ciągnijcie dyskusji :-). Prawdopodobnie Wy. Ja cieszę się tylko, że mimo takich ograniczeń i takiego be-sprzętu udało mi się zadowolić młodych.
A porównywali swoje zdjęcia do zdjęć innych osób.
Nie zawsze ma się super sprzęt, ale zawsze trzeba się dobrze starać. I to jest chyba klucz do sukcesu. Tak myślę. I tylko nie wolno popadać w skrajności, bo gdybym miał się porównywać do mistrzów to aparat musiałbym chyba sprzedać i zaproszenia do robienia zdjęć nie przyjąć. Trzeba tylko zdać sobie jedno pytanie - czy podołam? Bo odpowiedzialność przy zdjęciach ślubów jest wielka.