Husky
22-03-2010, 23:33
http://www.wysokieobcasy.pl/wysokie-obcasy/1,53662,7651581,Wielka_lapa_siega_po_Julie.html
'Tłumaczy narzeczonym, że nie wygładza zmarszczek, nie powiększa biustów, nie wydłuża nóg. Nie robi plenerów w parku Łazienkowskim, gdzie pan młody klęczy na trawie i całuje pannę młodą w rękawiczkę. Namawia panny młode, żeby jechały do ślubu warszawskim metrem. Albo przekonuje, żeby pozowały do zdjęć w trampkach' - o Julii Molner pisze Magdalena Grzebałkowska
https://canon-board.info//brak.gif
źródło (http://bi.gazeta.pl/im/4/7651/z7651804X,Julia-Molner.jpg)
Zapach zbutwiałych ziemniaków wpadł jej do nosa. W mroku piwnicy zaczęła wrzucać je do kosza. Jesień. Wyrzucić stare ziemniaki, zrobić miejsce nowym. Życie jako porządkowanie warzyw. Dźwignęła kosz, weszła na stopnie wiodące na parter domu. Życie jako chodzenie w chustce do cerkwi. Życie jako dojenie krów. Życie jako nieżycie.
- A co ty tam tak marudzisz pod nosem? - pyta mama po ukraińsku. - Jakby tata żył, toby ci dał. Masz już 15 lat. Musisz mi pomagać
- Tata nigdy mnie nie tknął! Jakby żył, to nie sprzątałabym tych ziemniaków, tylko była w szkole nie wiadomo gdzie! - krzyczy też po ukraińsku.
Obserwuje, jak jeden kartofel wypada z kosza i toczy się po schodach. (Julia Molner twierdzi, że skoro to artykuł o niej, ma prawo mieć tutaj swoje zdanie. - Nie mogłabyś zacząć od wznoszących się wokół wsi górach i słońcu, które się przez nie przebija? - pyta. - A ziemniaki niech zbieram w tle. Bo tak to wygląda, jakbym była zmuszana do pracy jak jakieś dziecko niewolnik. Mnie się chyba wtedy nie chciało po prostu iść do piwnicy. I duchów się bałam).
Wiewióreczka
Rok później Julia Molner wyjedzie na zawsze z rumuńskiej wsi Majdan na Bukowinie. 15 lat później namówi pannę młodą, żeby pojechała do ślubu warszawskim metrem. 'Chciałabyś limuzyną, jak każdy?' Inną parę przekona, żeby pozowała do zdjęć w trampkach. Pewną mężatkę w długiej sukni i ślubnych pantofelkach położy na żelaznym stole w hali wyłożonej kafelkami.
Większość par skąpie w wodzie. Zaprowadzi na stare klatki schodowe. A w jej języku polskim będzie słychać 'l' jak u Poli Raksy, gdy była Ogoniokiem. I kolor włosów też będzie miała jak Marusia. W Radiu PiN udzieli wywiadu jako kobieta sukcesu.
Magda i Mariusz: 'Dzwonek do drzwi mieszkania, wpada. Wiewióreczka. Wzrostu tyle, żeby sobie po pasku nie deptać, a na plecach 10 kilogramów sprzętu. Od progu krzyczy o kawę. Dostaje, ale nie siada. Wyciąga broń i strzela we wszystko: znajomi, ja, syn znajomych. Wchodzi mój tata, trzy minuty i Julia go pacyfikuje. W domu ubieranie do ślubu, a w tle ciągle jej śmiech. Czasem krzyczy. To jest nawet zabawne. Rozbieraj się, ubieraj, uśmiechaj, nie uśmiechaj, otwieraj i zamykaj oczy, nie protestuj. Potem obejrzysz zdjęcia i zachwycisz się tą brudną ścianą'.
Wieś
Niedługo przed śmiercią Nicolae Ceausescu postanawia, że Majdan ma zniknąć z powierzchni ziemi. Ludzie pójdą do miasta, do bloków. Sąsiadka Irena mówi, że po jej trupie. Była w mieście u córki kilka dni. I ani razu nie skorzystała z toalety. Jak człowiekowi po tyłku nie wieje, to nici z wypróżnienia. Miasto mdli Julię, kręci jej w głowie. Jeździ do Suczawy z tatą po jego wypłatę. Po powrocie musi od razu iść spać. Dlaczego Ceausescu nie lubi Majdanu? A po co w jego państwie ma istnieć wieś wśród gór i lasów, w której Bóg Ojciec, a nie on, jest bogiem? Gdzie w imieniny świętego Andrzeja zabobonne panny wciąż jeszcze noszą w ustach wodę ze studni, pieką z nią bułeczki i dają psu do zjedzenia. (Której bułeczkę pies najpierw schwyci, ta pierwsza wyjdzie za mąż). Na co mu taka miejscowość, gdzie w jednej połowie mieszkają od 200 lat Ukraińcy i Huculi, a w drugiej Polacy, potomkowie górali czadeckich? Ma mu się podobać, że jedni mówią tam po ukraińsku, a drudzy po polsku? Że majdańskie dzieci nie przynależą do komunistycznej organizacji młodzieżowej? Co go obchodzi, że najlepsza koleżanka Julii Molner to Polka Bronka? Że razem pasą krowy pod lasem, wspólnie pracują na polu w czasie wakacji, pomagają rodzicom w gospodarstwie? Że Ukraińcy zwołują trombitami owce z hal i grają na trombitach, gdy umiera babcia Julii, a do Polaków przyjeżdżają ichnie zakonnice i podtrzymują pamięć o dawnej ojczyźnie? Że Julia, dopóki nie poszła do przedszkola, nie znała rumuńskiego?
Julia znajduje u babci na strychu podręczniki. Matematyka, fizyka, biologia. Kartki z wykresami, wzorami i przekrój żaby, wszystko po ukraińsku. Kiedyś dzieci w Majdanie miały ukraińską szkołę. Zamknięto ją. Ale zamiast Majdanu z powierzchni ziemi znika 'Słońce Karpat'. W katolickie Boże Narodzenie 1989 roku telewizja pokazuje całuny białych prześcieradeł z pospiesznie rozstrzelanym wodzem i jego żoną ukrytymi pod spodem. Julia ma 10 lat. Idzie na sanki.
Dom
Dom jest drewniany, stoi na końcu wsi, za strumieniem, pod lasem. Zbudował go Ukrainiec, obywatel Rumunii Andrij Nykolaj Molner, katolik, po ślubie z Ukrainką, obywatelką Rumunii Virą Borszą, grekokatoliczką. To rodzice Julii. Z zewnątrz dom zdobią setki małych, regularnie przybitych desek, w których ojciec wyciął ząbki jak koronki w serwetkach. Teraz, w XXI wieku, w Majdanie?niektórzy stawiają już domy murowane. Myślą, że są wtedy bliżej Zachodu, kpi z rozczuleniem Julia. Inni oklejają drewniane domy plastikowym sidingiem. Wpuszczają plastik do środka. Siedzą pod girlandami sztucznych kwiatów, figurynek pasterek i kominiarczyków z Chin, wśród łatwopalnych firanek. Odkąd tata zmarł, mama oszalała na punkcie firanek. Marzy o sidingu. Julia krzyczy, że nie wolno. Wynosi naręcza kiczu z pokoju, w którym będzie spała, gdy odwiedza Majdan. Sztuczne kwiaty mamy Julia zanosi na grób ojca. Z sieni koronkowego domu wiodą drzwi do trzech pokoi. W jednym spał tata z mamą. W innych Julia, jej starszy o cztery lata brat Julian i osiem lat starsza siostra Michaela. Jednego dnia twój był pokój niebieski, innego różowy. Mogłeś spać, gdzie chciałeś. Mama gotuje mamałygę, piecze paprykę na żarze, robi sos z bakłażanów w jednoizbowym domku, który stoi na podwórku. Tata go zbudował, żeby po pracy poczytać w nim gazetę, posłuchać radia, odpocząć. Nie zdążył się do niego przenieść.
Tata
W samo południe Julia śni tatę w czarnym garniturze. I kwiaty wokół. Boi się we śnie, że zabraknie jej ojca. Czuje pustkę.
Budzi się i ze strachu się nie rusza. Na jawie tato nigdy nie nosi czarnego garnituru. (Kiedy Julia opowiada mi o tym w warszawskiej restauracji, nagle na naszym stoliku gaśnie świeczka). Tata wraca wieczorem do domu. Przywozi córce batonik. Woła, żeby przyszła się przywitać, ale Julia już śpi. Tato umiera tej samej nocy. Jego ciało w sieni znajduje kolega ojca, który nocuje u nich w domu. Batonik zjada brat. Julia Molner ma 14 lat i ukończone osiem klas szkoły podstawowej. Nie może sobie wybaczyć, że nie wstała do ojca. (Julia Molner ma 30 lat. Jest absolwentką Uniwersytetu Warszawskiego, tłumaczką ukraińskiego, fotografką ślubną. Nie może sobie wybaczyć, że nie wstała do ojca). Tato jest wszystkim. Wyjeżdża kiedyś na dwa tygodnie. Kilkuletnia Julia nie schodzi z furtki. Czeka na ojca. Grozi, że jak tatuś nie wróci, ucieknie z domu.
Tato pracuje w lesie, gdzie nadzoruje wycinkę lasu. Wieczorami liczy cyfry w tabelkach. Najmłodsza córka udaje, że pomaga mu w obliczeniach.
Ojciec chce, żeby dzieci się uczyły. W jego wiejskiej rodzinie kończono szkoły średnie, są tam nawet dwie nauczycielki. W rodzinie mamy dzieci po podstawówce szły od razu do pracy w gospodarstwie i na polu. Mamie tak bardzo nie zależy na wykształceniu córek i syna. Tato nie krzyczy, nie bije, wystarczy, że spojrzy. We wsi budzi respekt. Mało mówi, dużo gwiżdże. Nigdy nie narzeka. Nigdy o nic nie prosi. Dzieci Nykolaja Molnera dziedziczą te cechy po nim. Nigdy nie chodzi do lekarzy. Zawsze mówi, że się dobrze czuje. Cmentarz jest na wzgórzu, widać z niego las i pole. Na ziemnym grobie ojca wiosną kwitną przebiśniegi. (Julia uważa, że marmurowe polskie grobowce nie mają duszy. Tylko przez grób usypany z ziemi ma się kontakt ze zmarłym). Po śmierci ojca chce wyjechać ze wsi. Co ją tu czeka? Skończy szkołę średnią i wyjdzie za mąż. Jej ukochana siostra Michaela została mężatką w wieku 19 lat. Jest teraz szwaczką w fabryce w pobliskim miasteczku i ma dwoje dzieci. (- To najszczęśliwsza osoba, jaką znam - wtrąca Julia. - Szczere spojrzenie i największe serce. Nigdy nie usłyszałam, żeby powiedziała: 'Jest mi źle'). Inne dziewczęta wychodzą za mąż jeszcze wcześniej. Rumuńska młodzież dostaje dowód w wieku 14 lat. Nie muszą już pytać rodziny o zgodę na ślub.
Wasyl
Droga wije się wzdłuż strumienia. W wodzie tapla się dwuletnia Julia. Widzi, że od strony wsi za lasem idzie mężczyzna. W ręku trzyma różową i zieloną bibułę, z której robi się cmentarne kwiaty. Człowiek przystaje, spogląda na dziecko i skręca przez mostek do koronkowego domu Molnerów. Siada w kuchni, pije wodę przyniesioną ze studni. (Zaraz, Julio. Ludzie nie pamiętają rzeczy, które im się wydarzyły, gdy mieli dwa lata. Śmieje się. Może inni nie pamiętają, ale ona trzyma takie rzeczy w głowie). Od tej pory mężczyzna często odwiedza dom Molnerów. Przynosi drobne upominki, bibułę, owoce, słodycze. Dostaje coś w zamian i zanosi innym ludziom. Julia woła na niego Dido (ukraiński zwrot - między wujkiem a dziadkiem). Lubią go wszyscy mieszkańcy wsi. Dido naprawdę ma na imię Wasyl i jest księdzem greckokatolickim.
https://canon-board.info//brak.gif
źródło (http://bi.gazeta.pl/im/5/7651/z7651825X,Pewna-panne-mloda-polozyla-na-zelaznym-stole-w-hali.jpg)
https://canon-board.info//brak.gif
źródło (http://bi.gazeta.pl/im/4/7651/z7651824X,Magde-i-Norberta-przekonala--aby-do-slubu-pojechali.jpg)
https://canon-board.info//brak.gif
źródło (http://bi.gazeta.pl/im/3/7651/z7651823X,Czesto-prowadzi-nowozencow---na-stare-klatki-schodowe.jpg)
Kiedy Julia kończy 14 lat, pomaga mamie w domu, w tygodniu jeździ do miasta, gdzie pracuje jako niania. Tego roku nie chodzi do szkoły, postanawia, że pójdzie do liceum później. Często odwiedza grób ojca. Kiedyś siedzi schowana za krzakiem przy mogile. Płacze. (Julia poprawia, że nie płacze, tylko wyje). Obok trwa czyjś pogrzeb, zmarłego chowa ksiądz Wasyl. Podchodzi do Julii po ceremonii. 'Czas wyjechać stąd, Julka' - mówi. Wieczorem w domu Molnerów Wasyl pyta Julię, czy chciałaby pojechać do polskiej szkoły średniej. Ma tam znajomych, mógłby coś załatwić. Kilka dni później Julia pakuje torbę. Boi się. Była już kiedyś w Polsce na wycieczce szkolnej i pamięta, że to kraj duży, hałaśliwy i zaniedbany. Na dno torby kładzie galowe ubranie, najlepsze dżinsy, które dostała od brata (okażą się okropnie niemodne w liceum). W drodze do Polski ksiądz Wasyl tłumaczy Julii, że będzie mieszkała u greckokatolickich zakonnic w Przemyślu. Julii wydaje się, że w tak pobożnym kraju jak Polska we wszystkich szkołach uczą zakonnice.
Polska
O co na początku Polacy będą najczęściej pytali Julię.
Jesteś z Rumunii? A nie wyglądasz. (A niby jak wygląda typowy Rumun? To Cyganie siedzą między samochodami i żebrzą, nie Rumuni).
Piękna nasza ukochana ziemia? (Warszawa anonimowa. Na dworcu w Olsztynie zaczepiają cię żebracy. Popegeerowskie wsie smutne, brzydkie, biedne. Dopiero na Śląsku widziałam zadbane poniemieckie domy).
Co sądzicie tam o nas? (Jak policjant złapie kierowcę Polaka, to mu daruje mandat. Tak was u nas lubią).
Dalej tam tak biednie i niebezpiecznie? (A kiedy ostatnio byliście w Rumunii? Nigdy? Aha).
Co ty na to, że cię adoptujemy? (Domyślam się, że kieruje państwem wielkie serce. Ale ja mam mamę i dom rodzinny. Może lepiej weźcie szczeniaczka).
Znalazłam ci męża. Silny mężczyzna, ma gospodarkę w Bieszczadach. Będziesz zadowolona. (Ustępuję miejsca pani córce. Jest starsza ode mnie, musimy najpierw o nią zadbać).
Klasztor
'Kochany księże Wasylu! Właśnie spaliłam siostrom dywan. Wylał się na niego wosk, a ja chciałam usunąć plamę, wprasowując ją żelazkiem w papier. Zamyśliłam się i po dywanie. Dido, mija ósmy miesiąc, odkąd przywiozłeś mnie do klasztoru Sióstr Służebnic Niepokalanej Maryi Panny obrządku bizantyjsko-ukraińskiego w Przemyślu. Kocham je i one mnie kochają. Wołają na mnie »Polyanno «, bo im utrudniam śmiechem medytacje w dniu ciszy. Uczą mnie języka polskiego i cyrylicy. A wiedziałeś, że mój ukraiński miał wiele naleciałości rumuńskich, huculskich i polskich? Dlatego uczą mnie też literackiego ukraińskiego. Czuję, że pokładają we mnie wielkie nadzieje. Chyba chciałyby, żebym została w przyszłości Zakonnicą Kimś.
Moja wiara w Boga wzmocniła się tutaj. Nauczyłam się przypatrywać ludziom i w każdym znajdować coś dobrego. Nieraz godzę się nawet z myślą, że kiedyś założę habit. Mogłabym być taką szaloną zakonnicą! Ale potem przyjeżdża do nas młodzież na rekolekcje. Wtedy moja dusza wyjeżdża z nimi z Przemyśla. Tylko ciało tu zostaje. Nie mogę znieść zamknięcia, ograniczenia. Chciałabym już opuścić klasztor. Boję się jednak sprawić przykrość tylu ludziom, którzy są dla mnie tak dobrzy.
Do ciebie mam maleńki żal. Nie powiedziałeś mi, że widzisz mnie w roli zakonnicy. Czy mógłbyś mnie przenieść do zwykłej szkoły? Jeśli nie, wracam do domu. Stamtąd znowu wyjadę, tylko pomyślę dokąd. Twoja Julia".
Szkoła
Ta Rumunka, która nie wygląda jak Cyganka, wyrzuca palących ze swojego pokoju w internacie. Nie chciała podczas otrzęsin zjeść cebuli. 'Sama sobie ją zjedz' - powiedziała dziewczynie ze starszej klasy. Jest starsza od kolegów w klasie o dwa lata. Ma niemodne dżinsy. Nie chodzi na dyskoteki, nie maluje się rano, na szkolnej pielgrzymce drogę krzyżową przeszła boso. Powiedziała nauczycielowi, że faworyzuje dziewczyny w krótkich spódnicach. "Każdy zasługuje na godne zachowanie" - rzuciła mu i trzasnęła drzwiami klasy. (Jeszcze trzy lata temu myślała, że nikt jej w szkole nie lubił, nie zauważał poza kilkoma osobami. Po powstaniu Naszej-klasy dostała mejle: 'Zawsze byłaś uśmiechnięta', 'Chętna do pomocy', 'Zazdrościłam ci, że masz swoje zdanie i odwagę płynąć pod prąd').
Julia uczy się w liceum z językiem ukraińskim w Górowie Iławeckim na Warmii. W internacie wszyscy już śpią. Tylko lampka Julii Molner świeci nad łóżkiem. Ma specjalne pozwolenie wychowawczyni na naukę w nocy. Czyta po raz trzeci 'Pana Tadeusza'. Nic nie pojmuje. Wkuwa na pamięć przedmioty prowadzone po polsku. Pamięta pierwszą lekcję fizyki w szkole. Nauczyciel poprosił, żeby narysowała na tablicy wykres. Siedziała osłupiała, aż kolega z ławki wyjaśnił jej, o co chodzi. Słowo 'wykres' po rumuńsku to 'diagrama' albo 'desen'. W drugiej klasie polski zna już dobrze. W trzeciej niemal zupełnie straci wschodni zaśpiew. Ludzie w pociągu będą ją brali za białostoczankę.
Za internat Julii płaci ksiądz. Mama nie może jej pomóc, po śmierci taty sprzedała zwierzęta gospodarskie i część pola. Zarabia pracą w sklepie i szyciem sąsiadkom sukienek. Julia odwiedza ją raz w roku. Mama rozpacza, że jej córka tak schudła.
Julia czasem myje okna ludziom w miasteczku, zarobione pieniądze oszczędza. Nie umie o nic poprosić. Przyjmowanie pomocy krępuje. W pierwszej klasie letnie buty nosi niemal całą zimę. Donasza rumuńskie ubrania. Czasem koleżanki z internatu pożyczają jej swoje.
Codziennie się modli. Niekiedy prosi Boga o odwołanie trudnego sprawdzianu (czasem Bóg jej wysłuchuje) albo o pomoc, bo już nie ma co na siebie włożyć. I wtedy przychodzi paczka z Ameryki, nie wiadomo od kogo. Rzeczy przeważnie bywają niemodne, ale Julia jest wzruszona. Wszystkie zarobione pieniądze wydaje na podróże. Wsiada w pociąg w piątek wieczorem i odwiedza swoje zakonnice w Przemyślu. Albo znajomych księdza Wasyla w Wielkopolsce. Albo przyjaciół w Komańczy. Pociągi się wloką. Ludzie od razu ją zagadują. Ślą jej potem listy (jest rekordzistką internatu w liczbie otrzymywanej korespondencji), czasem paczki. Ktoś będzie chciał ją adoptować, inny wydać za mąż. Po maturze chce studiować filologię rumuńską w Krakowie. Ale cudzoziemcy muszą płacić za studia. Julii Molner, która opuszcza Górowo Iławeckie z jednym plecakiem (spaliła nawet szkolne książki i zeszyty, bo nie ma ich dokąd zawieźć), nie stać na płatne studia. Ale rektor Uniwersytetu Warszawskiego zwalnia ją z opłat za studiowanie filologii ukraińskiej. A znajomy znajomych zobowiązuje się opłacić Julii stancję w Warszawie, dopóki nie znajdzie pracy.
https://canon-board.info//brak.gif
źródło (http://bi.gazeta.pl/im/2/7651/z7651822X.jpg)
https://canon-board.info//brak.gif
źródło (http://bi.gazeta.pl/im/6/7651/z7651806X,Fotografie-slubne-autorstwa-Julii-mozna-obejrzec-w.jpg)
https://canon-board.info//brak.gif
źródło (http://bi.gazeta.pl/im/5/7651/z7651805X,Marta-i-Daniel-zamiast---w-Lazienkach-pozuja-podczas.jpg)
Fotografia
W marcu 2006 r. Julia Molner siedzi na kanapie. Myśli sobie, że nic nie potrafi. Niczym się nie interesuje. A jaka się zrobiła zrzędliwa. 'Ojej, ty tylko siedzisz przed komputerem. Nie masz dla mnie czasu' - truje swojemu chłopakowi. I nagle wpada na pomysł, że najwyższy czas obudzić uśpioną osobowość i wymyślić własny świat. (Tak to przedstawi trzy lata później w wywiadzie dla Radia PiN, gdzie będzie występować jako kobieta sukcesu). Ale co tu wymyślić? Sporządza bilans. Lubi: sprzątać dom; gotować kolacje; swoją pracę w firmie telekomunikacyjnej, gdzie obsługuje rynek rumuński; spotykać się z przyjaciółmi.
Zna: język ukraiński. Skończyła studia, ale nie napisała pracy magisterskiej ('Słownik dialektu ukraińskiego w Rumunii').
Ma: zaoszczędzone cztery tysiące złotych.
Najwyższy czas czymś się zainteresować. Kilka dni później Julia siedzi na sofie z pudełkiem na kolanach. Właśnie wróciła ze sklepu. W pudełku jest lustrzanka Canona. (- Wyjęłam. Nacisnęłam migawkę, poczułam dreszcz). Fotografuje domy, ludzi, psy. Zdjęcia są marne, kolory bure. To już lepiej wychodzą zdjęcia jej chłopakowi z jego aparatu 'małpki'. (- Zdenerwowałam się, że tyle pieniędzy wyrzuciłam w błoto - wspomina. - Poszłam do empiku, obłożyłam się książkami, okazało się, że jest jakiś balans bieli, że migawka, czas, przysłona. Powoli zaczęło mi wychodzić. Szukałam porad w internecie. Trafiłam na link zachodnich fotografów ślubnych).
Śluby
Robi przypadkiem kilka zdjęć na ślubie znajomych. Są lepsze niż fotografie zamówionego fachowca. Ktoś je ogląda i prosi Julię, żeby fotografowała jego ślub i wesele. Ona wstydzi się wyjąć swój amatorski aparat, boi się odpowiedzialności, mówi, że przecież nic nie potrafi. Godzi się spróbować, ale za darmo. Fotografuje Polkę i Czecha. Zdjęcia się podobają. Od razu dostaje 12 zleceń na plenery i wesela.
Po roku przechodzi w pracy na pół etatu. Po dwóch latach rezygnuje z niej, bo ma zajęty niemal każdy weekend w roku, a w ciągu tygodnia spotyka się z parami młodymi, fotografuje je w mieście podczas plenerów. (- Byłam przerażona - mówi Julia. - Moje życie zaczynało się od nowa. Rzuciłam pewną pracę, zostawiłam tam przyjaciółkę, rozstałam się z chłopakiem. Wszystko się zmieniało). Jej specjalność to fotografia reporterska, dużo czerni i bieli. Nocami opracowuje zdjęcia w Photoshopie. Ale nie robi nic, co nie byłoby dopuszczalne w ciemni analogowej. Nie ulega młodej mężatce, która domaga się usunięcia z każdego ślubnego zdjęcia swojego świadka.
Tłumaczy narzeczonym, że nie wygładza zmarszczek, nie powiększa biustów, nie wydłuża nóg. Najwyżej może komputerowo zlikwidować krostę, która wyskoczyła pannie młodej w dniu ślubu. (- Jestem grekokatoliczką, w cerkwi wszystko jest przepełnione duchowością, brakowało mi jej w korporacji. Dzięki dzieciństwu, szczęśliwemu, w Majdanie, wydaje mi się, że czuję i widzę więcej niż inni. Fotografuję sercem). Zakłada stronę w internecie, zostaje przyjęta do grona członków Forum Fotografów Ślubnych.
Prowadzi blog. Z jej wpisów narzeczeni mają się dowiedzieć, że nie robi plenerów w parku Łazienkowskim, gdzie pan młody klęczy na trawie i całuje pannę młodą w rękawiczkę. Kasia i Anders: 'Aj, Julka, Julka. Ciągle oglądam zdjęcia i absolutnie nie mogę się skupić na pracy. Jasne, że efekt zdjęć jest piekielnie ważny, ale przyjemność obcowania z tobą była jeszcze ważniejsza'. Ale czasem już na pierwszym spotkaniu mówi narzeczonym, że nie pasują do siebie i lepiej, żeby poszukali sobie innego fotografa.
Do swojego ślubu Julia Molner pójdzie też w trampkach. Nie będzie miała klasycznej sukni. A cerkiew, w której pobłogosławi ją ksiądz, będzie z dala od wszystkiego. Towarzyszyć jej będą najukochańsi i zaprzyjaźniony fotograf. No i będzie tam też narzeczony. Ale go na razie nie ma i nie szuka. Mama i ksiądz Wasyl narzekają, że czas goni, a ona nie ma jeszcze rodziny i dzieci.
Julia
Właśnie skończyła 30 lat. W blogu wpisała: 'Urodziłam się w krainie Draculi, wychowana w duchu ukraińskim z węgierskim nazwiskiem. Mam ten komfort, że dom jest w moim sercu i gdzie bym się nie znalazła, tam jest mój dom, a wolność to stan ducha i tym samym, gdzie bym nie była, czuję się wolna i w domu'. W Warszawie jest jej już dobrze. Chociaż taksówkarze są tu nadal burkliwi. 'A co się pani tak cieszy?' - pytają.
Podoba jej się, że Polacy są wciąż w pół drogi między Wschodem a Zachodem i można wpaść na herbatę bez umawiania. Kpi ze świeżych warszawiaków, którzy próbują jej czasem imponować zaproszeniem na najdroższą kawę w stolicy.
(- Julka, wyobraź sobie, że obchodzisz 30. urodziny w Majdanie. Nie spotkałaś nigdy Wasyla, nie wyjechałaś do Polski. Co robisz? - pytam. - Bronka, moja polska przyjaciółka z dzieciństwa, ma męża, dzieci i pracuje na gospodarstwie - odpowiada. - Pewnie chodziłabym w chustce do cerkwi, gotowała mamałygę, może nasz dom miałby piękny siding na ścianach? Byłabym jednak wciąż tą samą szczęśliwą Julią Molner. Nie płakałabym, że stała mi się krzywda. Cokolwiek robię w życiu, cieszę się tym, ale zaraz czuję, że to dla mnie za mało. Teraz fotografuję, podróżuję, mam przyjaciół, cały czas w uszach słuchawki z muzyką. Ale Polska zaczyna być mi już za ciasna, korci mnie, żeby zmienić kraj albo choćby miasto).
Julia mówi, że życie jest jak szklane pudło w wesołym miasteczku wypchane po brzegi maskotkami. Wrzucasz pieniążek i wielka łapa wyciąga jedną spośród tylu. A ona jest jak ta maskotka. Z całej wsi ksiądz Wasyl wybrał akurat ją.
https://canon-board.info//brak.gif
źródło (http://bi.gazeta.pl/im/6/7651/z7651826X,Dorota-i-Marcin-pozowali---w-trampkach.jpg)
https://canon-board.info//brak.gif
źródło (http://bi.gazeta.pl/im/3/7651/z7651803X,W-blogu-ostrzega--ze-nie-powieksza-biustow--nie-wydluza.jpg)
https://canon-board.info//brak.gif
źródło (http://bi.gazeta.pl/im/1/7651/z7651801X.jpg)
Fotografie ślubne autorstwa Julii można obejrzeć w jej blogu www.wstronesloncablog.pl
'Tłumaczy narzeczonym, że nie wygładza zmarszczek, nie powiększa biustów, nie wydłuża nóg. Nie robi plenerów w parku Łazienkowskim, gdzie pan młody klęczy na trawie i całuje pannę młodą w rękawiczkę. Namawia panny młode, żeby jechały do ślubu warszawskim metrem. Albo przekonuje, żeby pozowały do zdjęć w trampkach' - o Julii Molner pisze Magdalena Grzebałkowska
https://canon-board.info//brak.gif
źródło (http://bi.gazeta.pl/im/4/7651/z7651804X,Julia-Molner.jpg)
Zapach zbutwiałych ziemniaków wpadł jej do nosa. W mroku piwnicy zaczęła wrzucać je do kosza. Jesień. Wyrzucić stare ziemniaki, zrobić miejsce nowym. Życie jako porządkowanie warzyw. Dźwignęła kosz, weszła na stopnie wiodące na parter domu. Życie jako chodzenie w chustce do cerkwi. Życie jako dojenie krów. Życie jako nieżycie.
- A co ty tam tak marudzisz pod nosem? - pyta mama po ukraińsku. - Jakby tata żył, toby ci dał. Masz już 15 lat. Musisz mi pomagać
- Tata nigdy mnie nie tknął! Jakby żył, to nie sprzątałabym tych ziemniaków, tylko była w szkole nie wiadomo gdzie! - krzyczy też po ukraińsku.
Obserwuje, jak jeden kartofel wypada z kosza i toczy się po schodach. (Julia Molner twierdzi, że skoro to artykuł o niej, ma prawo mieć tutaj swoje zdanie. - Nie mogłabyś zacząć od wznoszących się wokół wsi górach i słońcu, które się przez nie przebija? - pyta. - A ziemniaki niech zbieram w tle. Bo tak to wygląda, jakbym była zmuszana do pracy jak jakieś dziecko niewolnik. Mnie się chyba wtedy nie chciało po prostu iść do piwnicy. I duchów się bałam).
Wiewióreczka
Rok później Julia Molner wyjedzie na zawsze z rumuńskiej wsi Majdan na Bukowinie. 15 lat później namówi pannę młodą, żeby pojechała do ślubu warszawskim metrem. 'Chciałabyś limuzyną, jak każdy?' Inną parę przekona, żeby pozowała do zdjęć w trampkach. Pewną mężatkę w długiej sukni i ślubnych pantofelkach położy na żelaznym stole w hali wyłożonej kafelkami.
Większość par skąpie w wodzie. Zaprowadzi na stare klatki schodowe. A w jej języku polskim będzie słychać 'l' jak u Poli Raksy, gdy była Ogoniokiem. I kolor włosów też będzie miała jak Marusia. W Radiu PiN udzieli wywiadu jako kobieta sukcesu.
Magda i Mariusz: 'Dzwonek do drzwi mieszkania, wpada. Wiewióreczka. Wzrostu tyle, żeby sobie po pasku nie deptać, a na plecach 10 kilogramów sprzętu. Od progu krzyczy o kawę. Dostaje, ale nie siada. Wyciąga broń i strzela we wszystko: znajomi, ja, syn znajomych. Wchodzi mój tata, trzy minuty i Julia go pacyfikuje. W domu ubieranie do ślubu, a w tle ciągle jej śmiech. Czasem krzyczy. To jest nawet zabawne. Rozbieraj się, ubieraj, uśmiechaj, nie uśmiechaj, otwieraj i zamykaj oczy, nie protestuj. Potem obejrzysz zdjęcia i zachwycisz się tą brudną ścianą'.
Wieś
Niedługo przed śmiercią Nicolae Ceausescu postanawia, że Majdan ma zniknąć z powierzchni ziemi. Ludzie pójdą do miasta, do bloków. Sąsiadka Irena mówi, że po jej trupie. Była w mieście u córki kilka dni. I ani razu nie skorzystała z toalety. Jak człowiekowi po tyłku nie wieje, to nici z wypróżnienia. Miasto mdli Julię, kręci jej w głowie. Jeździ do Suczawy z tatą po jego wypłatę. Po powrocie musi od razu iść spać. Dlaczego Ceausescu nie lubi Majdanu? A po co w jego państwie ma istnieć wieś wśród gór i lasów, w której Bóg Ojciec, a nie on, jest bogiem? Gdzie w imieniny świętego Andrzeja zabobonne panny wciąż jeszcze noszą w ustach wodę ze studni, pieką z nią bułeczki i dają psu do zjedzenia. (Której bułeczkę pies najpierw schwyci, ta pierwsza wyjdzie za mąż). Na co mu taka miejscowość, gdzie w jednej połowie mieszkają od 200 lat Ukraińcy i Huculi, a w drugiej Polacy, potomkowie górali czadeckich? Ma mu się podobać, że jedni mówią tam po ukraińsku, a drudzy po polsku? Że majdańskie dzieci nie przynależą do komunistycznej organizacji młodzieżowej? Co go obchodzi, że najlepsza koleżanka Julii Molner to Polka Bronka? Że razem pasą krowy pod lasem, wspólnie pracują na polu w czasie wakacji, pomagają rodzicom w gospodarstwie? Że Ukraińcy zwołują trombitami owce z hal i grają na trombitach, gdy umiera babcia Julii, a do Polaków przyjeżdżają ichnie zakonnice i podtrzymują pamięć o dawnej ojczyźnie? Że Julia, dopóki nie poszła do przedszkola, nie znała rumuńskiego?
Julia znajduje u babci na strychu podręczniki. Matematyka, fizyka, biologia. Kartki z wykresami, wzorami i przekrój żaby, wszystko po ukraińsku. Kiedyś dzieci w Majdanie miały ukraińską szkołę. Zamknięto ją. Ale zamiast Majdanu z powierzchni ziemi znika 'Słońce Karpat'. W katolickie Boże Narodzenie 1989 roku telewizja pokazuje całuny białych prześcieradeł z pospiesznie rozstrzelanym wodzem i jego żoną ukrytymi pod spodem. Julia ma 10 lat. Idzie na sanki.
Dom
Dom jest drewniany, stoi na końcu wsi, za strumieniem, pod lasem. Zbudował go Ukrainiec, obywatel Rumunii Andrij Nykolaj Molner, katolik, po ślubie z Ukrainką, obywatelką Rumunii Virą Borszą, grekokatoliczką. To rodzice Julii. Z zewnątrz dom zdobią setki małych, regularnie przybitych desek, w których ojciec wyciął ząbki jak koronki w serwetkach. Teraz, w XXI wieku, w Majdanie?niektórzy stawiają już domy murowane. Myślą, że są wtedy bliżej Zachodu, kpi z rozczuleniem Julia. Inni oklejają drewniane domy plastikowym sidingiem. Wpuszczają plastik do środka. Siedzą pod girlandami sztucznych kwiatów, figurynek pasterek i kominiarczyków z Chin, wśród łatwopalnych firanek. Odkąd tata zmarł, mama oszalała na punkcie firanek. Marzy o sidingu. Julia krzyczy, że nie wolno. Wynosi naręcza kiczu z pokoju, w którym będzie spała, gdy odwiedza Majdan. Sztuczne kwiaty mamy Julia zanosi na grób ojca. Z sieni koronkowego domu wiodą drzwi do trzech pokoi. W jednym spał tata z mamą. W innych Julia, jej starszy o cztery lata brat Julian i osiem lat starsza siostra Michaela. Jednego dnia twój był pokój niebieski, innego różowy. Mogłeś spać, gdzie chciałeś. Mama gotuje mamałygę, piecze paprykę na żarze, robi sos z bakłażanów w jednoizbowym domku, który stoi na podwórku. Tata go zbudował, żeby po pracy poczytać w nim gazetę, posłuchać radia, odpocząć. Nie zdążył się do niego przenieść.
Tata
W samo południe Julia śni tatę w czarnym garniturze. I kwiaty wokół. Boi się we śnie, że zabraknie jej ojca. Czuje pustkę.
Budzi się i ze strachu się nie rusza. Na jawie tato nigdy nie nosi czarnego garnituru. (Kiedy Julia opowiada mi o tym w warszawskiej restauracji, nagle na naszym stoliku gaśnie świeczka). Tata wraca wieczorem do domu. Przywozi córce batonik. Woła, żeby przyszła się przywitać, ale Julia już śpi. Tato umiera tej samej nocy. Jego ciało w sieni znajduje kolega ojca, który nocuje u nich w domu. Batonik zjada brat. Julia Molner ma 14 lat i ukończone osiem klas szkoły podstawowej. Nie może sobie wybaczyć, że nie wstała do ojca. (Julia Molner ma 30 lat. Jest absolwentką Uniwersytetu Warszawskiego, tłumaczką ukraińskiego, fotografką ślubną. Nie może sobie wybaczyć, że nie wstała do ojca). Tato jest wszystkim. Wyjeżdża kiedyś na dwa tygodnie. Kilkuletnia Julia nie schodzi z furtki. Czeka na ojca. Grozi, że jak tatuś nie wróci, ucieknie z domu.
Tato pracuje w lesie, gdzie nadzoruje wycinkę lasu. Wieczorami liczy cyfry w tabelkach. Najmłodsza córka udaje, że pomaga mu w obliczeniach.
Ojciec chce, żeby dzieci się uczyły. W jego wiejskiej rodzinie kończono szkoły średnie, są tam nawet dwie nauczycielki. W rodzinie mamy dzieci po podstawówce szły od razu do pracy w gospodarstwie i na polu. Mamie tak bardzo nie zależy na wykształceniu córek i syna. Tato nie krzyczy, nie bije, wystarczy, że spojrzy. We wsi budzi respekt. Mało mówi, dużo gwiżdże. Nigdy nie narzeka. Nigdy o nic nie prosi. Dzieci Nykolaja Molnera dziedziczą te cechy po nim. Nigdy nie chodzi do lekarzy. Zawsze mówi, że się dobrze czuje. Cmentarz jest na wzgórzu, widać z niego las i pole. Na ziemnym grobie ojca wiosną kwitną przebiśniegi. (Julia uważa, że marmurowe polskie grobowce nie mają duszy. Tylko przez grób usypany z ziemi ma się kontakt ze zmarłym). Po śmierci ojca chce wyjechać ze wsi. Co ją tu czeka? Skończy szkołę średnią i wyjdzie za mąż. Jej ukochana siostra Michaela została mężatką w wieku 19 lat. Jest teraz szwaczką w fabryce w pobliskim miasteczku i ma dwoje dzieci. (- To najszczęśliwsza osoba, jaką znam - wtrąca Julia. - Szczere spojrzenie i największe serce. Nigdy nie usłyszałam, żeby powiedziała: 'Jest mi źle'). Inne dziewczęta wychodzą za mąż jeszcze wcześniej. Rumuńska młodzież dostaje dowód w wieku 14 lat. Nie muszą już pytać rodziny o zgodę na ślub.
Wasyl
Droga wije się wzdłuż strumienia. W wodzie tapla się dwuletnia Julia. Widzi, że od strony wsi za lasem idzie mężczyzna. W ręku trzyma różową i zieloną bibułę, z której robi się cmentarne kwiaty. Człowiek przystaje, spogląda na dziecko i skręca przez mostek do koronkowego domu Molnerów. Siada w kuchni, pije wodę przyniesioną ze studni. (Zaraz, Julio. Ludzie nie pamiętają rzeczy, które im się wydarzyły, gdy mieli dwa lata. Śmieje się. Może inni nie pamiętają, ale ona trzyma takie rzeczy w głowie). Od tej pory mężczyzna często odwiedza dom Molnerów. Przynosi drobne upominki, bibułę, owoce, słodycze. Dostaje coś w zamian i zanosi innym ludziom. Julia woła na niego Dido (ukraiński zwrot - między wujkiem a dziadkiem). Lubią go wszyscy mieszkańcy wsi. Dido naprawdę ma na imię Wasyl i jest księdzem greckokatolickim.
https://canon-board.info//brak.gif
źródło (http://bi.gazeta.pl/im/5/7651/z7651825X,Pewna-panne-mloda-polozyla-na-zelaznym-stole-w-hali.jpg)
https://canon-board.info//brak.gif
źródło (http://bi.gazeta.pl/im/4/7651/z7651824X,Magde-i-Norberta-przekonala--aby-do-slubu-pojechali.jpg)
https://canon-board.info//brak.gif
źródło (http://bi.gazeta.pl/im/3/7651/z7651823X,Czesto-prowadzi-nowozencow---na-stare-klatki-schodowe.jpg)
Kiedy Julia kończy 14 lat, pomaga mamie w domu, w tygodniu jeździ do miasta, gdzie pracuje jako niania. Tego roku nie chodzi do szkoły, postanawia, że pójdzie do liceum później. Często odwiedza grób ojca. Kiedyś siedzi schowana za krzakiem przy mogile. Płacze. (Julia poprawia, że nie płacze, tylko wyje). Obok trwa czyjś pogrzeb, zmarłego chowa ksiądz Wasyl. Podchodzi do Julii po ceremonii. 'Czas wyjechać stąd, Julka' - mówi. Wieczorem w domu Molnerów Wasyl pyta Julię, czy chciałaby pojechać do polskiej szkoły średniej. Ma tam znajomych, mógłby coś załatwić. Kilka dni później Julia pakuje torbę. Boi się. Była już kiedyś w Polsce na wycieczce szkolnej i pamięta, że to kraj duży, hałaśliwy i zaniedbany. Na dno torby kładzie galowe ubranie, najlepsze dżinsy, które dostała od brata (okażą się okropnie niemodne w liceum). W drodze do Polski ksiądz Wasyl tłumaczy Julii, że będzie mieszkała u greckokatolickich zakonnic w Przemyślu. Julii wydaje się, że w tak pobożnym kraju jak Polska we wszystkich szkołach uczą zakonnice.
Polska
O co na początku Polacy będą najczęściej pytali Julię.
Jesteś z Rumunii? A nie wyglądasz. (A niby jak wygląda typowy Rumun? To Cyganie siedzą między samochodami i żebrzą, nie Rumuni).
Piękna nasza ukochana ziemia? (Warszawa anonimowa. Na dworcu w Olsztynie zaczepiają cię żebracy. Popegeerowskie wsie smutne, brzydkie, biedne. Dopiero na Śląsku widziałam zadbane poniemieckie domy).
Co sądzicie tam o nas? (Jak policjant złapie kierowcę Polaka, to mu daruje mandat. Tak was u nas lubią).
Dalej tam tak biednie i niebezpiecznie? (A kiedy ostatnio byliście w Rumunii? Nigdy? Aha).
Co ty na to, że cię adoptujemy? (Domyślam się, że kieruje państwem wielkie serce. Ale ja mam mamę i dom rodzinny. Może lepiej weźcie szczeniaczka).
Znalazłam ci męża. Silny mężczyzna, ma gospodarkę w Bieszczadach. Będziesz zadowolona. (Ustępuję miejsca pani córce. Jest starsza ode mnie, musimy najpierw o nią zadbać).
Klasztor
'Kochany księże Wasylu! Właśnie spaliłam siostrom dywan. Wylał się na niego wosk, a ja chciałam usunąć plamę, wprasowując ją żelazkiem w papier. Zamyśliłam się i po dywanie. Dido, mija ósmy miesiąc, odkąd przywiozłeś mnie do klasztoru Sióstr Służebnic Niepokalanej Maryi Panny obrządku bizantyjsko-ukraińskiego w Przemyślu. Kocham je i one mnie kochają. Wołają na mnie »Polyanno «, bo im utrudniam śmiechem medytacje w dniu ciszy. Uczą mnie języka polskiego i cyrylicy. A wiedziałeś, że mój ukraiński miał wiele naleciałości rumuńskich, huculskich i polskich? Dlatego uczą mnie też literackiego ukraińskiego. Czuję, że pokładają we mnie wielkie nadzieje. Chyba chciałyby, żebym została w przyszłości Zakonnicą Kimś.
Moja wiara w Boga wzmocniła się tutaj. Nauczyłam się przypatrywać ludziom i w każdym znajdować coś dobrego. Nieraz godzę się nawet z myślą, że kiedyś założę habit. Mogłabym być taką szaloną zakonnicą! Ale potem przyjeżdża do nas młodzież na rekolekcje. Wtedy moja dusza wyjeżdża z nimi z Przemyśla. Tylko ciało tu zostaje. Nie mogę znieść zamknięcia, ograniczenia. Chciałabym już opuścić klasztor. Boję się jednak sprawić przykrość tylu ludziom, którzy są dla mnie tak dobrzy.
Do ciebie mam maleńki żal. Nie powiedziałeś mi, że widzisz mnie w roli zakonnicy. Czy mógłbyś mnie przenieść do zwykłej szkoły? Jeśli nie, wracam do domu. Stamtąd znowu wyjadę, tylko pomyślę dokąd. Twoja Julia".
Szkoła
Ta Rumunka, która nie wygląda jak Cyganka, wyrzuca palących ze swojego pokoju w internacie. Nie chciała podczas otrzęsin zjeść cebuli. 'Sama sobie ją zjedz' - powiedziała dziewczynie ze starszej klasy. Jest starsza od kolegów w klasie o dwa lata. Ma niemodne dżinsy. Nie chodzi na dyskoteki, nie maluje się rano, na szkolnej pielgrzymce drogę krzyżową przeszła boso. Powiedziała nauczycielowi, że faworyzuje dziewczyny w krótkich spódnicach. "Każdy zasługuje na godne zachowanie" - rzuciła mu i trzasnęła drzwiami klasy. (Jeszcze trzy lata temu myślała, że nikt jej w szkole nie lubił, nie zauważał poza kilkoma osobami. Po powstaniu Naszej-klasy dostała mejle: 'Zawsze byłaś uśmiechnięta', 'Chętna do pomocy', 'Zazdrościłam ci, że masz swoje zdanie i odwagę płynąć pod prąd').
Julia uczy się w liceum z językiem ukraińskim w Górowie Iławeckim na Warmii. W internacie wszyscy już śpią. Tylko lampka Julii Molner świeci nad łóżkiem. Ma specjalne pozwolenie wychowawczyni na naukę w nocy. Czyta po raz trzeci 'Pana Tadeusza'. Nic nie pojmuje. Wkuwa na pamięć przedmioty prowadzone po polsku. Pamięta pierwszą lekcję fizyki w szkole. Nauczyciel poprosił, żeby narysowała na tablicy wykres. Siedziała osłupiała, aż kolega z ławki wyjaśnił jej, o co chodzi. Słowo 'wykres' po rumuńsku to 'diagrama' albo 'desen'. W drugiej klasie polski zna już dobrze. W trzeciej niemal zupełnie straci wschodni zaśpiew. Ludzie w pociągu będą ją brali za białostoczankę.
Za internat Julii płaci ksiądz. Mama nie może jej pomóc, po śmierci taty sprzedała zwierzęta gospodarskie i część pola. Zarabia pracą w sklepie i szyciem sąsiadkom sukienek. Julia odwiedza ją raz w roku. Mama rozpacza, że jej córka tak schudła.
Julia czasem myje okna ludziom w miasteczku, zarobione pieniądze oszczędza. Nie umie o nic poprosić. Przyjmowanie pomocy krępuje. W pierwszej klasie letnie buty nosi niemal całą zimę. Donasza rumuńskie ubrania. Czasem koleżanki z internatu pożyczają jej swoje.
Codziennie się modli. Niekiedy prosi Boga o odwołanie trudnego sprawdzianu (czasem Bóg jej wysłuchuje) albo o pomoc, bo już nie ma co na siebie włożyć. I wtedy przychodzi paczka z Ameryki, nie wiadomo od kogo. Rzeczy przeważnie bywają niemodne, ale Julia jest wzruszona. Wszystkie zarobione pieniądze wydaje na podróże. Wsiada w pociąg w piątek wieczorem i odwiedza swoje zakonnice w Przemyślu. Albo znajomych księdza Wasyla w Wielkopolsce. Albo przyjaciół w Komańczy. Pociągi się wloką. Ludzie od razu ją zagadują. Ślą jej potem listy (jest rekordzistką internatu w liczbie otrzymywanej korespondencji), czasem paczki. Ktoś będzie chciał ją adoptować, inny wydać za mąż. Po maturze chce studiować filologię rumuńską w Krakowie. Ale cudzoziemcy muszą płacić za studia. Julii Molner, która opuszcza Górowo Iławeckie z jednym plecakiem (spaliła nawet szkolne książki i zeszyty, bo nie ma ich dokąd zawieźć), nie stać na płatne studia. Ale rektor Uniwersytetu Warszawskiego zwalnia ją z opłat za studiowanie filologii ukraińskiej. A znajomy znajomych zobowiązuje się opłacić Julii stancję w Warszawie, dopóki nie znajdzie pracy.
https://canon-board.info//brak.gif
źródło (http://bi.gazeta.pl/im/2/7651/z7651822X.jpg)
https://canon-board.info//brak.gif
źródło (http://bi.gazeta.pl/im/6/7651/z7651806X,Fotografie-slubne-autorstwa-Julii-mozna-obejrzec-w.jpg)
https://canon-board.info//brak.gif
źródło (http://bi.gazeta.pl/im/5/7651/z7651805X,Marta-i-Daniel-zamiast---w-Lazienkach-pozuja-podczas.jpg)
Fotografia
W marcu 2006 r. Julia Molner siedzi na kanapie. Myśli sobie, że nic nie potrafi. Niczym się nie interesuje. A jaka się zrobiła zrzędliwa. 'Ojej, ty tylko siedzisz przed komputerem. Nie masz dla mnie czasu' - truje swojemu chłopakowi. I nagle wpada na pomysł, że najwyższy czas obudzić uśpioną osobowość i wymyślić własny świat. (Tak to przedstawi trzy lata później w wywiadzie dla Radia PiN, gdzie będzie występować jako kobieta sukcesu). Ale co tu wymyślić? Sporządza bilans. Lubi: sprzątać dom; gotować kolacje; swoją pracę w firmie telekomunikacyjnej, gdzie obsługuje rynek rumuński; spotykać się z przyjaciółmi.
Zna: język ukraiński. Skończyła studia, ale nie napisała pracy magisterskiej ('Słownik dialektu ukraińskiego w Rumunii').
Ma: zaoszczędzone cztery tysiące złotych.
Najwyższy czas czymś się zainteresować. Kilka dni później Julia siedzi na sofie z pudełkiem na kolanach. Właśnie wróciła ze sklepu. W pudełku jest lustrzanka Canona. (- Wyjęłam. Nacisnęłam migawkę, poczułam dreszcz). Fotografuje domy, ludzi, psy. Zdjęcia są marne, kolory bure. To już lepiej wychodzą zdjęcia jej chłopakowi z jego aparatu 'małpki'. (- Zdenerwowałam się, że tyle pieniędzy wyrzuciłam w błoto - wspomina. - Poszłam do empiku, obłożyłam się książkami, okazało się, że jest jakiś balans bieli, że migawka, czas, przysłona. Powoli zaczęło mi wychodzić. Szukałam porad w internecie. Trafiłam na link zachodnich fotografów ślubnych).
Śluby
Robi przypadkiem kilka zdjęć na ślubie znajomych. Są lepsze niż fotografie zamówionego fachowca. Ktoś je ogląda i prosi Julię, żeby fotografowała jego ślub i wesele. Ona wstydzi się wyjąć swój amatorski aparat, boi się odpowiedzialności, mówi, że przecież nic nie potrafi. Godzi się spróbować, ale za darmo. Fotografuje Polkę i Czecha. Zdjęcia się podobają. Od razu dostaje 12 zleceń na plenery i wesela.
Po roku przechodzi w pracy na pół etatu. Po dwóch latach rezygnuje z niej, bo ma zajęty niemal każdy weekend w roku, a w ciągu tygodnia spotyka się z parami młodymi, fotografuje je w mieście podczas plenerów. (- Byłam przerażona - mówi Julia. - Moje życie zaczynało się od nowa. Rzuciłam pewną pracę, zostawiłam tam przyjaciółkę, rozstałam się z chłopakiem. Wszystko się zmieniało). Jej specjalność to fotografia reporterska, dużo czerni i bieli. Nocami opracowuje zdjęcia w Photoshopie. Ale nie robi nic, co nie byłoby dopuszczalne w ciemni analogowej. Nie ulega młodej mężatce, która domaga się usunięcia z każdego ślubnego zdjęcia swojego świadka.
Tłumaczy narzeczonym, że nie wygładza zmarszczek, nie powiększa biustów, nie wydłuża nóg. Najwyżej może komputerowo zlikwidować krostę, która wyskoczyła pannie młodej w dniu ślubu. (- Jestem grekokatoliczką, w cerkwi wszystko jest przepełnione duchowością, brakowało mi jej w korporacji. Dzięki dzieciństwu, szczęśliwemu, w Majdanie, wydaje mi się, że czuję i widzę więcej niż inni. Fotografuję sercem). Zakłada stronę w internecie, zostaje przyjęta do grona członków Forum Fotografów Ślubnych.
Prowadzi blog. Z jej wpisów narzeczeni mają się dowiedzieć, że nie robi plenerów w parku Łazienkowskim, gdzie pan młody klęczy na trawie i całuje pannę młodą w rękawiczkę. Kasia i Anders: 'Aj, Julka, Julka. Ciągle oglądam zdjęcia i absolutnie nie mogę się skupić na pracy. Jasne, że efekt zdjęć jest piekielnie ważny, ale przyjemność obcowania z tobą była jeszcze ważniejsza'. Ale czasem już na pierwszym spotkaniu mówi narzeczonym, że nie pasują do siebie i lepiej, żeby poszukali sobie innego fotografa.
Do swojego ślubu Julia Molner pójdzie też w trampkach. Nie będzie miała klasycznej sukni. A cerkiew, w której pobłogosławi ją ksiądz, będzie z dala od wszystkiego. Towarzyszyć jej będą najukochańsi i zaprzyjaźniony fotograf. No i będzie tam też narzeczony. Ale go na razie nie ma i nie szuka. Mama i ksiądz Wasyl narzekają, że czas goni, a ona nie ma jeszcze rodziny i dzieci.
Julia
Właśnie skończyła 30 lat. W blogu wpisała: 'Urodziłam się w krainie Draculi, wychowana w duchu ukraińskim z węgierskim nazwiskiem. Mam ten komfort, że dom jest w moim sercu i gdzie bym się nie znalazła, tam jest mój dom, a wolność to stan ducha i tym samym, gdzie bym nie była, czuję się wolna i w domu'. W Warszawie jest jej już dobrze. Chociaż taksówkarze są tu nadal burkliwi. 'A co się pani tak cieszy?' - pytają.
Podoba jej się, że Polacy są wciąż w pół drogi między Wschodem a Zachodem i można wpaść na herbatę bez umawiania. Kpi ze świeżych warszawiaków, którzy próbują jej czasem imponować zaproszeniem na najdroższą kawę w stolicy.
(- Julka, wyobraź sobie, że obchodzisz 30. urodziny w Majdanie. Nie spotkałaś nigdy Wasyla, nie wyjechałaś do Polski. Co robisz? - pytam. - Bronka, moja polska przyjaciółka z dzieciństwa, ma męża, dzieci i pracuje na gospodarstwie - odpowiada. - Pewnie chodziłabym w chustce do cerkwi, gotowała mamałygę, może nasz dom miałby piękny siding na ścianach? Byłabym jednak wciąż tą samą szczęśliwą Julią Molner. Nie płakałabym, że stała mi się krzywda. Cokolwiek robię w życiu, cieszę się tym, ale zaraz czuję, że to dla mnie za mało. Teraz fotografuję, podróżuję, mam przyjaciół, cały czas w uszach słuchawki z muzyką. Ale Polska zaczyna być mi już za ciasna, korci mnie, żeby zmienić kraj albo choćby miasto).
Julia mówi, że życie jest jak szklane pudło w wesołym miasteczku wypchane po brzegi maskotkami. Wrzucasz pieniążek i wielka łapa wyciąga jedną spośród tylu. A ona jest jak ta maskotka. Z całej wsi ksiądz Wasyl wybrał akurat ją.
https://canon-board.info//brak.gif
źródło (http://bi.gazeta.pl/im/6/7651/z7651826X,Dorota-i-Marcin-pozowali---w-trampkach.jpg)
https://canon-board.info//brak.gif
źródło (http://bi.gazeta.pl/im/3/7651/z7651803X,W-blogu-ostrzega--ze-nie-powieksza-biustow--nie-wydluza.jpg)
https://canon-board.info//brak.gif
źródło (http://bi.gazeta.pl/im/1/7651/z7651801X.jpg)
Fotografie ślubne autorstwa Julii można obejrzeć w jej blogu www.wstronesloncablog.pl