PDA

Zobacz pełną wersję : Canon EOS 350 D versus 10 D



fabrykant
31-12-2009, 00:34
Canon EOS 350 D versus 10 D.

Na początek słowo wyjaśnienia- test który zamieszczam jest co nieco passe, pisany w 2005 roku, jednak być może przyda się komuś kto chciałby kupić aparat używany. Test nie jest ewidentnie przeprowadzony obiektywnie, bo też nie miał być- to całkiem subiektywne opinie i proszę się za to nie gniewać- sprawdzałem czy i jak wymienione aparaty pasują do moich wymagań- canonowca, zapalonego amatora/ czy też od biedy półprofesjonalisty, zajmującego się przede wszystkim portretem, reportażami i architekturą. Pierwotnie miałem zamiar zamieścić ten tekst na własnej stronie internetowej, która w końcu nie stała się bytem realnym. Jak na dzisiejsze czasy sporo w tekście porównań do aparatów analogowych, o których dziś mało kto pamięta, a także sporo odniesień do fotografii na filmach, które mocno straciły na aktualności. Proszę o łagodne traktowanie tego spóźnionego debiutu i wybaczenie błędów.

Na wiosnę 2005 roku huknęło w mediach fotograficznych o nowym dziecku Canona- 350 D. Pogłoski o jego pojawieniu się krążyły już od jesieni; zresztą łatwo było przewidzieć kolejny ruch Japończyków wobec napierającej konkurencji. 350 D wszedł do walki mając na celowniku Nikona D 70. Nikonowska siedemdziesiątka pobiła wcześniejszego Canona 300D, czemu trudno się dziwić- za niewiele większą kasę oferowała całkowicie pełnowartościowy sprzęt, zdolny zadowolić nawet prasowego reportera. 300D został pozbawiony tak wielu istotnych funkcji że wobec tej konkurencji spadł na półkę czysto amatorską, dobrze pasując tym którzy nie wymagają zbyt wiele, lub też są skłonni wiele wybaczyć. Dokuczliwy w nim był przede wszystkim brak możliwości ustawiania trybu pracy autofokusa (ostrzenie pojedyncze lub ciągłe), trybu pomiaru światła, jak też brak wstępnego podniesienia lustra. Mały bufor był niewystarczający do fotografii sportowej. No- ogólnie dobry aparat z obciętym softwarem, który od biedy można było połatać za pomocą hakerskiego oprogramowania dostępnego w internecie (made in Russia). Canon bał się wewnętrznego konkurowania 300D z wyżej pozycjonowaną, a jednak podobną Dziesiątką De, więc sztucznie poblokował niektóre funkcje. Zanim jednak Nikon D 70 wszedł na rynek Trzysetka zdążyła sporo namieszać- był to bądź co bądź pionierski, pierwszy cyfrowy aparat dla amatora sprzedawany po „rozsądnej” cenie.
Świat jednak idzie naprzód i gdy Nikon opuszczał ceny D 70 Canon zostawał co nieco w tyle. Gra nie idzie tu wyłącznie o sprzedaż cyfrowych korpusów, ale przede wszystkim o złapanie w sieć systemu kolejnych klientów. Lustrzanki to przecież prawdziwy system- setka obiektywów, dziesiątki akcesoriów- jest co sprzedawać użytkownikom. Im więcej amatorów, nie mających do czynienia z lustrzankami złapie się na kupno body danej marki tym lepiej. Zwykle zostaną w systemie na zawsze. Zmiany marki aparatu wraz z akcesoriami zdarzają się bardzo rzadko.
Fotografia tradycyjna jest co nieco w defensywie- wszyscy kupują masowo cyfrówki, więc pierwsza w życiu klienta cyfrowa lustrzanka jest sprzętem dla Nikona czy Canona priorytetowym. Do niedawna stworzenie bardzo taniej cyfrówki z wymiennymi obiektywami było po prostu dość trudne, a do tego przy tak małej konkurencji firmom nie opłacało się opuszczać cen, ale jak pokazuje przykład nowego Nikona D 50 nadeszły lepsze dla nas czasy. Niskie półki rynku także zapełniają się nowymi modelami- u Canona zszedł na nią 300D zastępowany przez nowego 350 D.
Mając w pamięci małą rewolucję jaką Trzysetka dokonała w fotografii cyfrowej można było spodziewać się czegoś równie ciekawego po nowym modelu. Pierwsze testy przeczytałem na dpreview.com- bardzo pozytywne, choć dotyczące z początku wersji przedprodukcyjnej i przez długi czas niekompletne. Zanim dpreview uzupełniło swój test 350-tka pojawiła się w internecie po naprawdę dobrych cenach, a wkrótce trafiła i do polskich sklepów. Nie ma to jak sprawdzić sprzęt samemu! Zwłaszcza że czytając wielce pochlebne opinie o nowym Canonie można się zastanawiać czy nie jest on wart sprzedania wiernego 10D i zmiany korpusu na nowszy, ośmio-megapikselowy. Dziesiątka służy mi sprawnie już od jakiegoś czasu, znam całkiem nieźle jej zalety i wady, warto więc bezpośrednio porównać oba modele.

PARAMETRY
Zestawiając suche dane techniczne można co nieco zorientować się w podstawowych różnicach pomiędzy dwoma aparatami. Obydwaj używają matrycy CMOS- starszy aparat 6-cio, nowszy 8- mio megapikselowej. Obydwie matryce są mniejsze niż klatka filmu 35 mm i zawężają pole widzenia obiektywów, czyli dają efekt „krotności” ogniskowej x 1,6. Identyczne są: czasy migawki- od 1/4000 do 30 s, ilość punktów autofokusa- 7 (choć w 350-tce wg. deklaracji jest znacznie bardziej czuły od –0,5 EV, a w 10D od +0,5 EV), szybkość wykonywania zdjęć- 3 klatki na sekundę, prawdopodobnie identyczne 35-cio polowe matryce pomiaru światła. Taki sam jest czas synchronizacji błysku z lampami: 1/200 sekundy.
Dziesiątka jest lepsza w: czułości ISO -do 3200, a 350D tylko 1600 ISO, ma celownik pryzmatyczny o powiększeniu 0,88x, a 350D jedynie układ luster powiększający o 0,8x., 17 funkcji indywidualnych o 61 ustawieniach, a 350 tylko 9 o 24 ustawieniach, korpus 10D jest odlany w całości z magnezu, a 350-tki w większości plastikowy na stalowym szkielecie.
350D- większy bufor 14 zamiast 9 zdjęć, szybsze złącze USB 2,0, szybszy procesor DIGIC II i może obsługiwać obiektywy EF-S. Lampa wbudowana kryje kąt widzenia obiektywu 17 mm, a Dziesiątka 18 mm (co paradoksalnie oznacza że winietuje przy założeniu dedykowanego obiektywu 17-40/4 USM L, zaprojektowanego z myślą o tym aparacie!)
Można doszukiwać się i innych drobnych różnic i zapraszam do doszukiwania się w danych technicznych na końcu artykułu.
Jak widać po pobieżnym przejrzeniu można sądzić że korpusy te należą do jednej ligi, z drobnymi przewagami jednego i drugiego. Trzystapięćdziesiątka pomimo bycia aparatem „amatorskim” nie ustępuje wcale pola, a w kilku istotnych kwestiach jest zdecydowanie lepsza od „półprofesjonalnego” 10D. Dla mnie subiektywnie najistotniejsza jest większa matryca i szybszy procesor nowego Canona. Czy przewagi te w rzeczywistości będą wyraźne? I czy to wszystkie przewagi? Ciężko decydować o zmianie aparatu czytając dane techniczne. Żeby to sprawdzić potrzebny jest test

TEST
Ponieważ nie jestem ani poczytnym czasopismem fotograficznym, ani innym potentatem w tej branży, a jedynie zapalonym amatorem- zapakowałem swoją Dziesiątkę Diesel wraz z kilkoma obiektywami i udałem się do najbliższych Fotojokerów Tamże w ciągu kilku odwiedzin i kilku dni strzeliłem kilkaset zdjęć próbując ustawień nowego aparatu- są to więc niemal bez wyjątku testy w świetle sztucznym. Nie sądzę jednak by decydowało to o ich gorszej jakości, wręcz przeciwnie: z mojego doświadczenia wynika że połączenie marnego oświetlenia, mieszanych źródeł światła to warunki w których cyfrówki pokazują najwięcej słabości. O ile aparat poradzi sobie z tak trudnym zadaniem to znaczy że poradzi sobie właściwie z każdym.
Zdjęcia zapisywałem na własnej karcie pamięci (Kingston Elite Pro 1 GB) i dzięki temu mogłem dokładnie zanalizować je przed komputerem, a z najbardziej interesujących zrobić odbitki 20 x 30 cm.
Kilka słów o ustawieniach testowych aparatów- 350 D firmowo ma zaprogramowane dwa tzw. „parametry” tj. zestawy ustawień nasycenia, wyostrzenia, kontrastu i odcienia kolorów (tak jak w 300D). Seryjnie jest tam ustawiony „Parameter 1” w którym trzy pierwsze aspekty obrazu (Saturation, Sharpness, Contrast) są ustawione na wartość +1. W Canonie 10D takie preustawienia nie występują, ale kontrast, nasycenie i wyostrzenie również, oczywiście, można ustawiać. Ponieważ w swoim aparacie zwykle podkręcam nasycenie i kontrast na wyższe warości (+1 lub +2) zdecydowałem się nie „zerować” nastawów w obu aparatach tylko podciągnąć 10 D do poziomu Trzystapięćdziesiątki. Jednak +1 w 350 D to okazuje się nie to samo co +1 w Dziesiątce. Tak jak poprzednik EOS 300 D jest standardowo podrasowany nieco wyżej niż 10 D. Zatem aby uzyskać podobne rezultaty pierwsze trzy parametry również nastawiłem na +1. Może należę do tej grupy docelowej w jaką chce trafić Canon, a może jestem po prostu kaszaniarzem że lubię bardziej nasycone i kontrastowe zdjęcia...
Patrzyłem na porównanie aparatów pod swoim kątem, więc najwięcej testów było wykonanych bez lampy na czułościach ISO 400, 800 i 1600- bo tak często użytkuję swoją Dziesiątkę. Nie ma to jak światło zastane!

WYGLĄD ZEWNĘTRZNY, ERGONOMIA, FUNKCJONALNOŚĆ

Podczas pierwszych oględzin 350-tki ma się natychmiastowe wrażenie że nie zostawiono w nim nic z poprzednika- aparat jest zupełnie inny z wyglądu niż 300D. Wzornictwo jest mniej obłe, bardziej eleganckie, a zewnętrzna powłoka czarna i matowa. Aparat różni się też zasadniczo od wszystkich dotychczasowych lustrzanych cyfrówek Canona- jest niezwykle mały! Jest spośród D- SLR nie tylko najlżejszy i najmniejszy, ale jest także NAJMNIEJSZYM W OGÓLE aparatem serii EOS. Co to oznacza? Jest znacząco mniejszy od starej analogowej 500-tki! Ktoś o dużych dłoniach, kto miał w ręku ten aparat wie że nie był one najwygodniejszy w użyciu- brakowało na korpusie miejsca na wszystkie palce. Może w takim razie najnowszy Canon ma jakoś innowacyjnie wyprofilowany grip tak jak EOS 300v, który pomimo niewielkich wymiarów pozwala wygodnie ułożyć prawą dłoń na uchwycie. Weźmy go więc do ręki. Niestety! Pod względem kształtu najnowsza lustrzana cyfrówka przypomina raczej kompakt- coś w rodzaju „D-SLR like” Kodaka Easy Share, albo Panasonica Lumix. 350D jest malutka, niezwykle lekka (485 gramów wobec 790 Dziesiątki!) , ale ewidentnie bardzo marnie leży w dłoniach. Grip na palce prawej ręki jest o wiele za mało wysunięty do przodu i wyprofilowany, co pomimo mikrych wymiarów aparatu pomogłoby sprawie- jest w mojej ocenie najgorzej leżącym w ręku Canonem. Prawa ręka „nie ma się gdzie podziać” na zbyt małym z prawej strony korpusie, mały palec zsuwa się z aparatu- nie ma żadnego porównania do świetnego uchwytu Canona 10 D, a także do ładnie wyprofilowanego gripu 300D. Fatalnie! Wielki zawód na samym starcie! Szkoda!
Pomijając zbyt małe rozmiary i konieczność trzymania aparatu „koniuszkami palców” żeby się na nim zmieściły, materiał którym jest pokryty jest dobrej jakości- matowy, przyczepny, dość porządny. Grip ma pokrycie z gumowanego tworzywa- nie można narzekać. Cały aparat w mocnym chwycie nie trzeszczy i sprawia wrażenie nieco bardziej solidne niż poprzednik, choć do metalowego korpusu 10D czy Dwudziestki sporo mu brakuje- bliżej mu raczej do solidniejszych kompaktów. Sama lekkość sprzętu, niemal połowę mniejsza od konkurenta, nie budzi już takiego zaufania. Oczywiście to tylko złudne wrażenie jeśli chodzi o jego rzeczywistą trwałość. Jak pokazuje doświadczenie wiele z całkowicie plastikowych aparatów okazuje się być pancernej jakości.
Niewielki ciężar i malutkie rozmiary są przez Canona niewątpliwie starannie marketingowo zaplanowane, tak aby nie stwarzać cienia konkurencji dla EOSa 20D. Większość amatorów ucieszy się z 350-tki, no chyba że ma duże łapska- jest to sprzęt malutki, leciutki i niekłopotliwy. Profesjonalista natomiast jęknie przykręcając ten minikorpusik do jakiegoś solidnego obiektywu (nie odwrotnie, bo różnica wielkości i wag na to nie pozwala). Zestaw z reporterskim tele 70-200/ 2,8 USM L (masa 1310 g) to mniej więcej porażka- trzyma się to bardzo niewygodnie z głównym ciężarem (73%) obiektywu pod lewą ręką, a aparat ze słabo wyprofilowanym gripem tylko jako podparcie. Zoomowanie, jak i ręczne ustawianie ostrości jest bardzo utrudnione. Co tam teleobiektyw, solidniejszy szerokokątny obiektyw np. Tamron 20-40/ 2,7- 3,5 również wydaje się nie na miejscu bo waży o 40 gram więcej niż aparat! Na szczęście jest raczej krótki.
350 D po prostu nadaje się do bezproblemowego zestawiania z lekkimi (czytaj amatorskimi) obiektywami- np. wszystkie dostępne dziś EF-S’y są od niego lżejsze. Taki był plan i na tę przebiegłość inżynierów jest tylko jedna rada- dodatkowy Batery Grip BG-E2 za kolejne „set” złotych. Niestety nie miałem przyjemności go użyć. Żałuję. Nie pomoże on jednak na zbyt małe wyprofilowanie istniejącego uchwytu, a co najwyżej pomoże przy kadrach pionowych.
Pod względem funkcjonalnym aparat bierze korzenie z amatorskiej linii Canonów- Trzysetek z literką v, x czy też D. W przeciwieństwie do Dziesiątki pokrętło trybów fotografowania leży po prawej (a nie po lewej) stronie na wierzchu korpusu i poza nim góra aparatu zawiera jedynie włącznik on- off, spust migawki i główne pokrętło pod palcem wskazującym. Jest to także jedyne pokrętło na korpusie -inaczej niż w aparatach z wyższej półki, które mają także tylne kółko nastawcze. Osobom korzystającym często z trybu M (a więc głównie profesjonalistom) może tego kółka brakować. W manualu w 10D, 20D czy innym EOSie 30 nastawia się nim przesłonę, podczas gdy pokrętłem głównym pod palcem wskazującym przestawia się wartości czasu- jest to i wygodne i szybkie, ale niestety w 350-tce niemożliwe. Bardzo rzadko korzystam z trybu M, więc tylne pokrętło służy mi przede wszystkim do korekcji ekspozycji in plus lub in minus. Żeby w 350D ustawić prześwietlenie czy niedoświetlenie trzeba nacisnąć stosowny przycisk i zrobić to pokrętłem głównym. Jest to bardziej kłopotliwe, jednak przy tym daje to dodatkowe zabezpieczenie przed przypadkową zmianą, która w Dziesiątce kilka razy mi się przytrafiła. Kółko tylne ma w 10D co prawda blokadę, ale jest używane do wielu funkcji i za każdym razem trzeba byłoby ją włączać i wyłączać.
W Canonie 10D tylnym pokrętłem zmienia się także inne parametry używając przycisków na górze korpusu. Klawisze te służą do zmian: a) Trybu strzelania zdjęć (seryjne- pojedyncze)/ Czułości ISO, b)Autofokusa/ Balansu Bieli oraz c) Trybu pomiaru światła/ kompensacji błysku. Pierwszą z wartości zmienia się pokrętłem przednim, a drugą tylnym, na zasadzie „naciśnij + przekręć”. W kontraście Trzystapięćdziesiątka nie ma na wierzchu ani jednego przycisku funkcyjnego- ich rolę, a także częściowo rolę tylnego kółka nastawczego pełnią na tylnej ściance cztery przyciski kursowe. W przypadku wejścia do menu kursory służą do jego przeglądania, a w trybie zdjęciowym każdemu przyporządkowano jedną funkcję- ISO, Balans bieli, Tryb pomiaru światła i Autofokus- są po prostu natychmiastowymi skrótami do menu, gdzie tymi samymi klawiszami wybiera się żądaną wartość. Sposób na pierwszy rzut oka bardziej skomplikowany niż w 10D, ale w praktyce jednak nawet wygodniejszy! Po prostu łatwiej jest naciskać kursory niż precyzyjnie kręcić kółkami nastawczymi. Przy tym kursory mają przypisane tylko pojedyncze funkcje, a przyciski w 10D- podwójne, ustawiane dwoma kółkami, a więc łatwo się pomylić przy braku wprawy.
Od zmiany „przesuwu filmu” (zdjęcia seryjne/ pojedyncze/ samowyzwalacz) jest osobny przycisk po prawej stronie ekranu z tyłu. Redukcję światła błyskowego dokonuje się nieco trudniej, bo należy wejść do menu i odnaleźć ową funkcje. Zmian kompensacji lampy dokonuje się również nieczęsto, więc brak tego przycisku na korpusie nie doskwierał by mi tak bardzo.
Zmiana w menu określonego parametru powoduje że (o ile nie wyłączymy w międzyczasie aparatu) przy ponownym wejściu doń otwiera się ono na tej samej funkcji. W Dziesiątce można było w indywidualnych funkcjach ustawić co chce się mieć przy otwarciu menu- początek czy też ostatnio używaną funkcję i to niezależnie od wyłączenia sprzętu.
350 D ma więc na stałe ustawienie Dziesiątki pt. „Menu: Previous/ Top if camera powered off”. Bardzo to byłoby miłe, bo dzięki temu zyskuje się jeszcze jeden “skrót” do menu, oprócz klawiszy kursowych, ale tylko “byłoby” bo niestety Trzystapięćdziesiątka traktuje każde naciśniecie kursorów (AF, ISO, WB, Pomiar swiatła) jako wejście w menu (czym jest w istocie) i po ich użyciu te funkcje stają się właśnie „previous”- wyskakują w menu jako pierwsze. Niniejszym zaprzepaszczono piękny potencjał jaki dawała elektronika- mógł być piąty skrót do menu, ale traci się go po każdorazowym użyciu kursora.
Z tyłu nowego Canona zastosowano podobny układ jak w cyfrowych poprzednikach- duży ekran+ wyświetlacz z rządkiem przycisków po lewej stronie. Szkoda że Canon konsekwentnie umieszcza tenże wyświetlacz ciekłokrystaliczny z tyłu (jak w 300 D, albo 300 V), a nie po bożemu na górnej ściance, gdzie byłoby o niebo ergonomiczniej- ale cóż... Ekran wyświetlający jest wielkością identyczny jak w 10D (1,8 cala), ale mam wrażenie jakby był standardowo ciemniejszy niż u poprzedników. Ma mniejszą nieco rozdzielczość, stąd może taka różnica- można w razie czego go przecież rozjaśnić. Rządek klawiszy jest prawie ten sam co w poprzednich lustrzankach, jednak nie ma w nim przycisku zmiany kierunku przewijania zdjęcia na podglądzie- przy zastosowaniu bardzo wygodnych kursorów nie był już potrzebny. Podczas przeglądania powiększonego zdjęcia wygodą Trzystapięćdziesiątka bije 10D na głowę.
350D pozbawiono natomiast bardzo przydatnego przycisku „Assist Button” który pod prawym kciukiem w Dziesiątce służył do natychmiastowego powrotu do zapisanego punktu autofokusa. Przy pracy reporterskiej dawało to nieocenioną sprawność. W nowym modelu trzeba zmieniać punkt AF tradycyjnie jak w dawnych analogowych Canonach- przyciskając przycisk i kręcąc kółkiem aż do skutku. Zamiast „Assist Buttona” mamy za to inne sympatyczne rozwiązanie- po użyciu jednej z funkcji indywidualnych możemy sterować wyborem punktu ostrości za pomocą kursorów! Ten system zastosowano już dawniej w EOSie 30/ 33 i tam wraz z tylnym kółkiem nastawczym był chyba najlepszym funkcjonalnie sposobem sterowania AF w aparatach Canona. Trzystapięćdziesiątka ma przy tym, niestety, spory ból- nie da się wtedy szybko zmieniać AF/ ISO/ WB/ Trybu pomiaru, bo klawisze kursowe są zajęte autofokusem i trzeba tych funkcji szukać w menu.


MENU
Gdy otworzymy menu w 350 D ukazuje się pięć zakładek przypominających układ w 300 D- znów Canon trzyma konsekwentnie tą samą linię „amatorską” w przeciwieństwie do „półprofesjonalnych” 10 D i 20 D- których menu jest jednostronicowe i przewijalne od góry do dołu, w kółko- jedynie kolor odznacza nam rozdział tematyczny. Która wersja jest lepsza? W aparatach z przyciskami kursowymi zakładki są bardzo wygodne- bardzo łatwo poruszać się w lewo i w prawo, natomiast w Dziesiątce lepiej sprawdza się menu przewijalne tylnym kółkiem- bo nie ma w niej kursorów. Podobnie jest w 20 D, choć wyposażono go w ciekawy dzojstik- ale nie jest tak pewny jak kursory.
Z grubsza układ menu powtarza ten użyty w Canonie 300 D, ale uzupełniono go o jedną dodatkową stronę dzięki czemu zawiera wspomniane wcześniej nowo wprowadzone funkcje- przede wszystkim:
wybór trybu działania autofokusa (One Shot/ AI Focus/ AI Servo)
wybór pomiaru światła (matrycowy/ punktowy/ centralnieważony)
redukcję błysku lampy błyskowej
wybór przestrzeni kolorów (Adobe RGB/ SRGB)
balans bieli ustawialny na czterokierunkowym wykresie (wzorem EOSa 20 D)
funkcje indywidualne (Custom Functions)
W porównaniu z Canonem 10D zakres funkcji głównego menu, pomimo innego układu, jest bardzo zbliżony, choć Dziesiątka oferuje dodatkowe możliwości dostosowania zachowania aparatu. Można w niej na przykład zablokować podbicie ISO do 3200, świecenie ekraniku, a także przywrócić fabryczne ustawienia tylko funkcjom indywidualnym, a nie całemu menu jak w 350 D. Jeszcze jedną cenną funkcją jest możliwość wyświetlenia podglądu zdjęcia wraz z histogramem przed zapisaniem na kartę- 350-tka wyświetli zdjęcie, ale sama nie pokaże histogramu.
Same funkcje indywidualne różnią obydwa aparaty najbardziej- Trzystapięćdziesiątka ma ich dziewięć, w kontraście do siedemnastu EOSa 10D. Dzięki nim obydwa aparaty mają możliwość między innymi: stosowania lub wyłączania redukcji szumów, synchronizacji lampy z krótkimi czasami migawki, wstępnego podnoszenia lustra, ustanawiania funkcji przycisku „set”, ustalania błysku na drugą kurtynę migawki, czy wyłączania wspomagacza autofokusa (niestety to bardzo przydatna funkcja, ale o tym później). Obydwa też nawiązują do chlubnej tradycji zapoczątkowanej przez EOSa 5- Custom Function nr. 4 oddziela sterowanie autofokusem od spustu migawki i przerzuca go na przycisk blokady pomiaru światła (w kilku wariantach łączenia z ową blokadą do wyboru). Kto nie spróbował tego rozwiązania może nie zrozumieć zaskakującej funkcjonalności tego pomysłu. Mając pod kciukiem sterowanie autofokusem, a pod palcem wskazującym blokadę światła i spust można rewelacyjnie śledzić i fotografować osoby w ruchu, wraz z przekadrowaniem jeżeli się zatrzymają i z powrotem przywołać śledzenie ostrością jeżeli znów się poruszą- blokując przy tym pomiar światła tylko w momencie naciśnięcia spustu. Nie stosuję tej funkcji często, bo jest to kwestia przyzwyczajenia i używania kilku aparatów z których tylko 10D daje taką możliwość, ale jeśli 350 D będzie jedynym aparatem to warto spróbować i nauczyć się używać tej wielce ciekawej funkcji. We wszystkich EOSach po EOS 5, które mają funkcje indywidualne jest ona oznaczana jako C.Fn 04.
Oprócz podobieństw funkcje indywidualne 350-tki i 10 D mają także znaczące odmienności. Tylko starszy Canon daje możliwość różnorodnego zapisu RAW + JPEG w rozmaitej rozdzielczości, ustalenia „bezpiecznego przesunięcia” wartości przesłony i czasu w trybach Av i Tv, likwidacji automatycznej redukcji światła błyskowego przez aparat, ustalenia kolejności bracketingu, oraz różnorakiego wykorzystania przycisku„AF stop” znajdującego się na profesjonalnych obiektywach. Dodatkowo funkcje indywidualne Dziesiątki sterują możliwościami wspomnianego Assist Button, którego 350-tka nie posiada wcale, oraz pozwalają ustalić która pozycja menu ma być wyświetlana jako pierwsza- „początek” czy może „ostatnio używana” o czym wspomniałem wcześniej.
Trzeba zaznaczyć że i Trzystapięćdziesiąt De ma jedną przewagę w meczu na funkcje indywidualne: ustawianie pomiaru światła błysku E-TTL II- matrycowe, albo centralnieważone. Dziesięć De nie ma tej funkcji bo dysponuje jedynie starszym E-TTL. Przy tym jedna z Custom Functions Dziesiątki zostało w 350 D przeniesione do głównego menu- ustawienie czy można zrobić zdjęcie bez karty pamięci czy też nie.
Podsumowując menu i funkcje indywidualne obu aparatów: przy moim trybie użytkowania byłby niemal remis, bo wszystkie Custom Functions jakich ja używam w moim 10D są również dostępne w 350-tce- z jednym wyjątkiem: przydatnego otwierania menu na ostatnio używanej funkcji.

WIZJER
Wizjer w 350 D jest realizowany „ekonomicznie” przez układ luster, w przeciwieństwie do szklanego pryzmatu 10D. Dziesiątka, miała już wizjer zmniejszony w stosunku do aparatów na film- powiększenie 0,88 x, a 350 D ma jeszcze mniejszy obrazek przed okiem (powiększenie 0,8 x- jest to krok wstecz w stosunku do 300D). Nie uważam że jest „o wiele” za mały jak stwierdzają niektórzy internauci- jego wielkość jest jako tako akceptowalna, jednak obraz jest zauważalnie ciemniejszy. Jeśli ostrzyć manualnie w słabych warunkach oświetlenia- dużo lepiej robić to w 10 D, choć 350 też nie jest najgorszy- nieco lepszy w każdym bądź razie od amatorskiego EOSa 500N. Celowniki różnią się także inaczej podświetlanymi punktami autofokusa- w 10 D jest to ramka, a w nowym Canonie kropka. W słabych i „normalnych” warunkach oświetlenia nie ma to znaczenia, jedynie w ostrym słońcu w obiektyw ramka może okazać się lepiej widoczna- niestety nie miałem okazji sprawdzić. W wizjerze wyświetlane są w zasadzie te same informacje w jednym i w drugim korpusie co oznacza że jak we wszystkich dotąd EOSach brakuje mi symbolu trybu pomiaru światła, oraz jak we wszystkich dotąd cyfrowych EOSach- brak informacji o czułości, balansie bieli i ewentualnie rozmiarze pliku zdjęciowego. Zdaje się że nie można wymagać zbyt wiele...

SZYBKOŚĆ, OPÓŹNIENIA, BUFOR, DŹWIĘK,
Teoretyczna szybkość trzaskania zdjęć jest w obu aparatach podobna- obydwaj wyrabiają 2,5 klatki/ sek. przy zablokowanej ostrości (One Shot). Nie jest to powalające, ale do standardowego reportażu nadaje się z powodzeniem. Wg. danych technicznych 350-tka ma jednak sporą przewagę, bo ma 14- to zdjęciowy bufor wobec 9- cio klatkowego w 10 D. Obydwu aparatom daleko przy tym do osiągów EOSa 20 D, który trzaska 5 kl./ sek. czyli tyle ile niegdyś stary EOS 5 i do tego magazynuje w buforze 23 jpegi. To prędkość dla mnie bliska niewiarygodnej i choć mnie osobiście niepotrzebna, to do reportażu sportowego (np. rajdy samochodowe) naprawdę jest ok. Szybsze od niego są już tylko 3-ka i 1- ki Canona z dopalaczami, zarówno cyfrowe jak i analogowe. (Najszybszy jak dotąd EOS to analogowy 1v z dołączonym boosterem, który przelatuje 10 klatek na sekundę i to już prędkość światła. Tylko komu się przyda? Bo przecież „nie ma to jak wypruć 36-cio klatkowy film w 3,6 sekundy” jak rozumnie zauważył niejaki Sam Mitani (www.camera.hobby.com)...)
Żeby sprawdzić rzeczywistą szybkość obydwa aparaty przetestowałem na dość szybkiej karcie Kingston Elite Pro 1024 MB. Test szybkości został wykonany przy obiektywie z zakrytą klapką ustawionym na manual focus, i aparacie w trybie „M” na najszybszym czasie migawki 1/4000 sek. Motywem była więc jednolita czerń.
Dziesiątka De zaczyna nieźle- 9 jpegów w najlepszej rozdzielczości i kompresji z tempem ok. 2,5 kl./ sek., potem bufor zapełnia się i prędkość spada do ok. 1 klatki/ sek.- przez następne 37 zdjęć. Po tej serii prędkość zmniejsza się już do nieakceptowalnej 1 klatki na ok. 3,5- 4 sekundy. W około 40 sekund z Dziesiątki schodzi więc na kartę ok. 47 zdjęć. Po 40 sekundach karta i bufor są zatkane i nie ma co liczyć na jakąkolwiek szybkostrzelność
Ten sam test na 350 D- aż gwizdnąłem z podziwu- tempo 2,5 klatki na sekundę schodzi z aparatu non stop, bez przestanków!!! Na 60-tym zdjęciu przerwałem eksperymenty, bo 1 GB to dość duża karta i zapewne poczekałbym trochę na jej zapełnienie. W owe 40 pierwszych sekund 350-tka wypala około 100 zdjęć i wcale nie przestaje! Wynik dużo lepszy od przodka i będący silnym argumentem na rzecz nowego Canona dla fotografów akcji.
Nieco gorzej jednak z testami na zapis RAW, a raczej canonowski format CRW. Tu dziesiątka pokazuje inne oblicze- jej bufor mieści również 9 zdjęć „bezstratnych”, później aparat robi sobie niemiłosiernie długą przerwę- ciężko mówić dalej o zdjęciach seryjnych. Trzystapięćdziesiątka niestety wykonuje tylko 6 sztuk RAW z tempem 2,5 klatki/ sek. jednak później strzela dalej- choć wolniej- w tempie ok. 1 klatki/ sek. Mimo wszystko nowszy aparat znowu okazuje się nieco lepszy i przydatniejszy.
Wszystko to dzięki nowemu, rzeczywiście robiącemu wrażenie procesorowi Digic II, bo mam wątpliwości czy sam bufor został zmieniony. Pliki RAW powstające z matrycy 8 megapixelowej 350- tki są większe niż te z 6 Mpx 10 D- w tej samej obiętości buforze mieści się ich odpowiednio mniej (6 zamiast 9-ciu). Natomiast jpegi to format skompresowany, można więc przypuszczać że procesor Trzystapięćdziesiątki stosuje poprawione algorytmy „ściskające” i jest przy tym dużo szybszy- dzięki czemu spływ zdjęć na kartę jest zupełnie płynny.
Procesor polepsza też inne bardzo istotne aspekty działania- przegląd zdjęć po zapisie odbywa się wyraźnie szybciej, bez długiego czekania na wyostrzenie obrazu, oraz co najfajniejsze pozwala uruchomić aparat w ułamku sekundy- konkretnie wg. Canona w 0,2 sekundy. W porównaniu z tym 2,5 sekundy rozruchu 10 D to irytująco długo i może decydować czy zdążymy podchwycić moment czy też ulotna chwila przeminie zanim zdołamy zrobić pierwsze zdjęcie. W obydwu aparatach na szczęście nie odczujemy opóźnienia spustu- całkowicie nie odróżniają się od korpusów analogowych i wyprzedzają niemal wszystkie cyfrowe aparaty kompaktowe, nawet te z górnej półki.
Jeśli chodzi o styl dźwiękowy wykonywanych serii różnica pomiędzy starszym a nowszym modelem jest wyraźna i to na niekorzyść nowszego. Zapewne daje się tu poznać budowa aparatu- magnezowa i ciężka Dziesiątka wydaje z siebie ciche mlaśnięcie na tle którego trzask migawki 350 D brzmi ostro i dość głośno. 10 D jest chyba najcichszą lustrzanką jaką znam, znacznie cichszą od analogowego EOSa 100 (uznawanego niegdyś za wzór). Trzystapięćdziesiątce ciężko nawiązać rywalizację, ale też jego poziom jest typowy dla klasy amatorskiej w której startuje.

AUTOFOKUS
Obydwa korpusy mają bardzo podobne układy ustawiania ostrości- siedmiopunktowe z jednym czujnikiem krzyżowym. Wydaje się więc że 350 D ma te same możliwości co Dziesiątka. Jednak wg. danych producenta czułość autofokusa nowszego aparatu jest znacznie większa, bo ostrzy on od światła –0,5 EV, podczas gdy 10 D od +0,5 EV. Dziesięć De był krytykowany za małą czułość układu AF i rzeczywiście- uważam to za główną wadę tego aparatu, która daje się we znaki w ciemnych wnętrzach i przy braku kontrastu. Konkurencja Canona od lat jest lepsza w czułości sensorów o 1 lub co najmniej 0,5 EV, może wreszcie 350 D nadgoni to opóźnienie.
10 D ostrzy przyzwoicie nawet w półmroku o ile tylko celujemy w nieruchomy kontrastowy motyw. Pocieszające że może być to nawet twarz (oczy) fotografowanej osoby. Rzecz ma się gorzej jeżeli chcemy wyostrzyć na obiekt ze słabym kontrastem- napotkamy tu spory kłopot, na który Canon wymyślił podniesienie lampy i wykorzystanie jej światła jako asystenta układu AF. To niestety fatalny pomysł- nie dość że słabo pomaga, to jeszcze upiornymi błyskami straszliwie zwraca uwagę na fotografującego.
Ostrzenie na poruszający się w ciemności obiekt (np. tańczący na parkiecie ludzie) jest bardzo trudne i aparat radzi sobie z tym słabo, pomimo karabinowo strzelających błysków wspomagania. Nie ustawimy też ostrości po ciemku na jednolite tło bez kontrastu.
350 D nieco lepiej ostrzy na słaby kontrast przy dobrym świetle- lekkie zagięcie na czystej białej kartce z odległości około 3 m jest dla niego wystarczającym celem (dla 10 D- z pewnym trudem po drugiej próbie). W półmroku natomiast nie zauważyłem żadnej różnicy pomiędzy aparatami- jeżeli kontrast obiektu jest słaby to ani jeden ani drugi aparat nie wyostrzy, choćby błyskał wspomagająco pół godziny (w 350 D przy całkowitej ciemności również należy podnieść lampę dla asysty). Mimo zapowiedzi autofokus 350-tki nie jest w praktyce wielce poprawiony w stosunku do konkurenta.
Niestety- smutna refleksja- obydwa aparaty mają ZNACZNIE MNIEJ skuteczny (choć może szybszy) autofokus niż modele Canona sprzed 10-ciu lat np. EOS 100, 50e, czy EOS 5. Wszystkie one były wyposażone we wbudowany w korpus podświetlacz autofokusa o świetle bliskim podczerwieni (słabo widocznym dla oka, a dobrze dla aparatu), który rzucał prosty wzorek na odległość rzędu 4- 5 metrów. Dzięki temu, nie zwracając niczyjej uwagi można było wyostrzyć w całkowitej ciemności na dowolne tło bez kontrastu- wzorek był celem dla czujników AF. Dlaczego zarzucono to świetne rozwiązanie? Żeby zmusić nas do kupna którejś z lamp błyskowych Canona, które wyposażone są w analogiczny diodowy podświetlacz. I to jest właśnie rozwiązanie dla użytkowników 10 D i 350 D, a także innych współczesnych modeli. Jedno zostało w tym zagubione- prosta możliwość zmiennego wykonania zdjęć z błyskiem lub bez, jednak za każdym razem używając podczerwonego wspomagania z lampy. W obydwu Canonach można zarządzić działanie samego podświetlacza AF, bez wyzwolenia błysku, ale żeby to zmienić musimy wejść w menu i pracowicie przestawić ustawienia indywidualne. Nie wyobrażam sobie robienia tego co drugie zdjęcie. W starych modelach z własnym światełkiem wystarczyło po prostu podnieść lub schować lampę błyskową...
Przez internet przetoczyła się (przetacza?) fala krytyki aparatów Canona dotycząca dokładności działania autofokusa. Główne zarzuty dotyczyły modeli 10D, 20D, a teraz 350D. Używając na codzień Dziesiątki mogę potwierdzić conieco z tych zarzutów. Aparatowi zdarza się ustawić ostrość nie w tym punkcie w który celujemy, a nieco za lub przed celem. Zdarza się, co nie znaczy że jest tak non stop. Mniej więcej co 20 - 30-te zdjęcie wykazuje taki objaw. Aby temu zaradzić staram się często wyostrzać dwukrotnie na ten sam cel, zwłaszcza kiedy używam teleobiektywu i największego otworu przysłony, kiedy głębia ostrości jest minimalna. Podobne aberracje, a nawet bardziej nasilone występują wg. internautów także w 350D, co potwierdza test z Foto Kuriera nr. 07/ 2005. Ja niestety nie miałem szansy tego sprawdzić na testowych egzemplarzach i nie zauważyłem objawów nieostrości na żadnym ze zrobionych zdjęć. Być może wada ta nie dotyczy każdego egzemplarza, jednak warto sprawdzić autofokus przed kupieniem aparatu, bo Canon Polska wykręca się mocno od napraw w tym zakresie. „Ten typ tak ma”...

SZUMY, JAKOŚĆ ZDJĘĆ
Dziesiątka jest bardzo przyzwoita pod względem szumów z matrycy. ISO 400 i ISO 800 są całkowicie użyteczne i porównywalne z filmami o podobnej czułości. ISO 800 nawet przewyższa nieco film typu Fuji Superia X-tra, choć cyfrowa „ziarnistość” ma inny, mniej przyjemny dla oka charakter. Szumy przy ISO 1600 są już wyraźne i wyglądają słabiej niż ziarno filmu o tej czułości- rzadko więc używam tego ustawienia. Podbijane ISO 3200 daje spory szum typu kaszka na zdjęciach i nadaje się, moim zdaniem, do użytku głownie po zamianie obrazu na czarno- biały. Wtedy może być od biedy środkiem wyrazu i dodawać zdjęciu nieco „formy”. Ewentualnie jako tryb „awaryjny” gdy nie można użyć lampy a zdjęcia trzeba zrobić. Trzystapięćdziesiąt De nie ma najwyższego ustawienia Dziesiątki- czułości kończą się na 1600 ISO. Jest więc ograniczony o możliwość tegoż „awaryjnego” zastosowania w trudnych warunkach. Jednak szumy matrycy, pomimo zwiększenia ilości pikseli (co zwykle wpływa ujemnie) są na rewelacyjnie małym poziomie- można stwierdzić że o rząd wielkości w stosunku do konkurenta! Szum przy czułości ISO 800 odpowiada z grubsza ISO 400 ustawionemu w 10 D. Jest to więc znacząco niższa „ziarnistość” niż z amatorskich filmów dobrej jakości- rewelacja! 1600 ISO z Trzystapięćdziesiątki jest moim zdaniem minimalnie bardziej szumiące niż ISO 800 z 10 D. Dzięki temu 350 D jest aparatem o całkowicie użytecznym pełnym zakresie czułości. Przy czym zakres od ISO 100 do ISO 800 charakteryzuje się niemal niezauważalnym szumem matrycy. To świetny wynik na tle starszej generacji cyfrówek, ale też rekord na tle klasy amatorskiej w której Canon 350 D występuje.
Jakość zdjęć z 8-mio milionowej matrycy w porównaniu z 6-cioma milionami 10 D może się objawić właściwie tylko przy dużych powiększeniach. Do formatu 20 x 30 cm różnica jest niedostrzegalna, chyba że zaczniemy kadrować nasze obrazy. Wtedy rzeczywiście większa rozdzielczość się przydaje.
Oddanie kolorów w obydwu aparatach nie budzi zastrzeżeń, choć w obydwu tzw. dynamika obrazu tj. jednoczesne oddawanie szczegółów zarówno w światłach jak i cieniach, a także rozpiętość gamy półtonów jest nadal gorsza niż w tradycyjnym filmie. Materiał amatorski typu Fuji Superia X-tra, ewentualnie profesjonalna Fuji Velvia, których walory najbardziej mi odpowiadają są na pewno bardziej nasycone i bardziej kontrastowe niż standardowe ustawienia 10 D. Lepiej też, moim zdaniem, oddają odcienie zieleni i ludzkiej skóry (jednocześnie) niż obydwa aparaty. Filtry antyaliasingowe użyte we wszystkich cyfrowych Canonach powodują minimalną utratę rejestracji drobnych szczegółów, które składają się między innymi na odwzorowanie ludzkiej twarzy. Zdjęcia cyfrowe są delikatnie bardziej miękkie i „wygładzone”- wymagają ewentualnej korekty w programach graficznych w stronę wyostrzenia, lub podciągnięcia ustawień aparatu.
Odnosi się wrażenie że w 350 D nieco polepszono aspekt dynamiki. Ma on poprawione algorytmy przetwarzania obrazu z matrycy dające łagodniejsze przejścia tonalne pomiędzy jasnością a ciemnością- można dostrzec to w dużych powiększeniach kontrastowych detali w miejscach „przepalenia” obrazu.
Standardowo ustawione w 350-tce poziomy nasycenia, kontrastu i wyostrzenia są znacznie wyższe niż standard 10 D- odpowiadają mniej więcej końcowi pięciostopniowej skali w tym ostatnim. Dzięki temu nowy Canon oferuje możliwość dalszego podciągnięcia tych parametrów- czasem w 10 D chętnie skorzystałbym z dodatkowego nasycenia kolorów, co w tym aparacie nie jest już możliwe. Przy słabszych obiektywach można by także podciągnąć kontrast ponad 5-ty stopień Dziesiątki.
Nowy cyfrowy Canon daje nam dodatkowe możliwości zabawy, dzięki wziętemu z 20 D czarno białemu trybowi z filtrami. Elektronicznie realizowane filtry zielony, żółty, pomarańczowy, czerwony i niebieski, dają nam bezkosztową, a przede wszystkim bez strat na optyce możliwość sterowania wyglądem zdjęcia. Podobne zabawy można odbywać oczywiście także w programach graficznych, ale dobrze też mieć je „w terenie”.

NAŚWIETLANIE, ZDJĘCIA Z LAMPĄ WBUDOWANĄTo istotna część oceny aparatu, ale bez gruntownego i bardzo szczegółowego testu trudno będzie wykazać wszystkie różnice pomiędzy korpusami. Canon 10 D nie jest aparatem idealnym pod tym względem- przede wszystkim trzeba znać jego narowy i dostosować się do trybu jego pracy. Powyższe zdanie dotyczy wszystkich właściwie aparatów, jednak Canon od czasu wprowadzenia wielopunktowego autofokusa bardzo silnie wiąże naświetlenie z punktem ustawiającym ostrość. Pole zbierające światło w pobliżu tego punktu też nie jest zbyt ograniczone. Błędy naświetlania zdarzają się więc od np. czarnych i białych ubrań fotografowanych osób, pomimo że punkt AF celuje w ich twarze (a więc w odcień zbliżony do neutralnego). Rzecz cała działa najgorzej w wypadku używania wszystkich punktów autofokusa, bo wtedy naświetlanie jest dziełem przypadku- właściwie nie do przewidzenia. Zdecydowanie preferuję ostrzenie środkowym czujnikiem i tryb One Shot, który blokuje ekspozycję przed przekadrowaniem, co pozwala dobrze panować nad pomysłami aparatu. Można też zawsze przejść na pomiar centralnie ważony i samemu regulować rozjaśnianie i przyciemnianie kadru, jednak chyba nie po to inżynierowie wymyślają te wszystkie gadżety żeby od razu z nich rezygnować...
Podobne wyskoki występują także w analogowych lustrzankach Canona, np. w EOSie 30, albo 300V, ale gdy używać filmów negatywowych są niemal całkowicie pomijalne- tolerancja negatywów jest znacznie wyższa niż matrycy cyfrowej. Ta ostatnia mocno przypomina „nietolerancję” slajdów i jest wyjątkowo czuła na prześwietlenie. Z drugiej strony cyfrówka oferuje natychmiastowy (choć niedoskonały) podgląd zdjęcia wraz z histogramem i pozwala na wykonanie korekty. Zdeterminowanym pozostaje jeszcze bracketing.
Najpierw zdjęcia w trybie „P”, bez lampy błyskowej- obydwa aparaty w tym samym stopniu przywiązują wagę do aktywnego pola AF i obydwa równo wypalają biele, jeżeli pole to celuje w czarny obiekt. U obydwu lepiej wypada celowanie w biały obiekt, bo matryca sprawniej oddaje niedoświetlenie i nie traci aż tak detalu w czerniach. Generalnie ciężko wyczuć tu jakąś różnicę. Do obydwu korpusów trzeba mieć podejście, zgodne z filozofią ich działania, do czego Canon przyzwyczaja od lat swoich klientów. Myślę jednak, że ta filozofia nie jest aż tak dokuczliwa, żeby sprawić kłopot osobom nie obeznanym ze specyfiką EOSów. Po prostu co jakiś czas trafi się im prześwietlone zdjęcie- nobody’s perfect. Od biedy, zresztą, można je poprawiać w programach graficznych na ekranie komputera. Podsumowując- pomiar matrycowy w obydwu Canonach działa dobrze, z pewnymi łatwymi do przewidzenia wyskokami.
Matryca pomiarowa i algorytmy naświetlenia najlepiej wykazują swoją sprawność w tzw „zielonej automatyce”, kiedy aparat działa jak idiotenkamera czyli sprzęt zwany przez Anglików „point and shoot”. Korpus może udowodnić czy dobrze rozpoznaje obiekt główny i czy odpowiednio równoważy światło zastane z błyskowym, oraz czy nadaje się dla początkującego amatora. Obydwa aparaty niemal identycznie reagują na te same sytuacje zdjęciowe. Główny obiekt niemal zawsze jest dobrze zlokalizowany, a automatyka nakazuje błysnąć lampie w wypadku kontrowego światła od tyłu. Dzieje się tak nawet przy odwróceniu aparatu do góry nogami, co sprawiało nieco kłopotu starszym konstrukcjom- 10D i 350D mają już np. czujniki położenia. Błysk doświetlający jest wg. mnie niemal zawsze zbyt mocny w obydwu aparatach jeśli mówimy o doświetleniu np. neutralnej odcieniem twarzy (o specyfice błysku za chwilę). Od strony technicznej ciężko się przyczepić- detale i w światłach i w cieniach są dobrze widoczne, jednak klimat znika bezpowrotnie.
Obydwa Canony co nieco głupieją gdy kilka sztucznych źródeł światła świeci prosto w obiektyw, a motyw jest przy tym kontrastowy- nie włączają lampy i co nieco niedoświetlają. Jest to jednak rzadki wyjątek niewart zmartwienia.
350- tka pracuje z nowym systemem błysku E-TTL II. O starszym E-TTL-u, znanym z 10D, mówiono że to najbardziej zaawansowany na rynku tryb flesza. Rzeczywiście- skomplikowanie pomiaru błysku, jak też bardzo rozwinięte funkcje sterowania lampami zewnętrznymi wyróżniały się spośród konkurencji. Jednak użytkownik nie korzystający z wielu lamp, a przede wszystkim użytkownik amator zamiast na zaawansowanie zwracał uwagę raczej na chwiejność systemu E-TTL.
Przy zdjęciach z błyskiem lampy wbudowanej, czy też zewnętrznej, Canon 10 D wykazuje największe swoje wady- znów silne powiązanie naświetlenia z punktem AF daje nie do końca przewidywalne rezultaty- przy czym teraz aparat nie korzysta tylko ze światła zastanego, ale wedle uznania może sobie „dowalić” światła ile chce. Uznanie Dziesiątki nie pokrywa się często z moim uznaniem. Przy celowaniu w ciemny obiekt zdjęcia będą zawsze znacznie prześwietlone, niezależnie od koloru jakie ma tło. Przekadrowanie po wyostrzeniu centralnym czujnikiem stwarza kolejne ryzyko złego naświetlenia, bo dopiero po naciśnięciu spustu aparat mierzy światło błyskowe. Jeśli czujnik AF po przekadrowaniu celuje teraz w jakiś odległy, ciemny obiekt to Canon dostosuje światło lampy właśnie do niego. Żeby zapobiec tej sytuacji należy korzystać ze wszystkich punktów autofokusa (tego nie cierpię), lub też błyskać próbnie przed przekadrowaniem.
Kolejnym zarzutem była zła powtarzalność błysku- aparat Canona działający w E-TTL mógł dać co nieco inne naświetlenie przy dwóch identycznych ujęciach (statyw i nieruchomy cel). Tego typu zdjęcia to margines mojego fotografowania, więc ciężko mi potwierdzić tę opinię.
Korzystanie z E-TTL-a wiązało się więc z nabraniem pewnej maniery- np. błyskaniem próbnym z zapamiętaniem pomiaru (ta mozliwość akurat to wielka zaleta Canonów) lub kilkukrotnym celowaniem w obiekt wraz z kontrolą czasów i przesłon jakie ustawiała automatyka, ewentualnie z bracketingiem błysku. Pomimo licznych rozbudowanych możliwości poprawne naświetlenie było więc raczej kłopotliwe. Błyskanie w półmroku z lampą wbudowaną dla zrobienia np. podchwyconego portretu to w 10D śmiech na sali- najpierw autofokus wysyła serię upiornych błysków żeby ustalić ostrość, potem dobrze jest błysnąć próbnie ustawiając punkt AF na twarz portretowanej osoby, a na końcu naciskamy spust wyzwalając właściwy flesz. Z podchwyconego portretu- nici. Kup sobie zewnętrzną lampę błyskową z wspomaganiem autofokusa, użytkowniku, to pogadamy...
E-TTL II ma w założeniu zmienić negatywne opinie o błysku Canona. Wg producenta przywiązuje on mniejszą wagę do punktu ustawienia ostrości, a większą do odległości ostrzenia (a więc śladem Nikona) i światła zastanego. Czy to działa w praktyce? Sądząc po zdjęciach próbnych- na szczęście działa. W 350 D system błysku został wyraźnie usprawniony- co ucieszy zapewne użytkowników systemu EOS. Pzry strzale w kierunku ciemnego i jasnego obiektu 350 D stosuje znacznie delikatniejsze prześwietlenie i niedoświetlenie niż 10D, tak że wyniki mieszczą się w możliwościach matrycy. Dodatkowo E-TTL II ma możliwość zmiany pomiaru światła błyskowego z matrycowego (standard w 10D) na centralnieważony uśredniony, co dodatkowo może polepszyć jeszcze działanie tegoż systemu w niektórych sytuacjach. W wypadku bardzo kontrastowego motywu (czarny obiekt wśród białych) warto skorzystać z tej opcji. 350 D notuje tu znaczną przewagę nad 10 D i chyba jest to przewaga dla mnie najistotniejsza.
E-TTL II najlepiej współdziała z nową lampą Canona 580 EX, która daje możliwość pełnego wykorzystania zmian jakie zostały wprowadzone. W porównaniu do starszych lamp 550Ex i 420-tek przekazuje informacje o temperaturze barwowej błysku, a także automatycznie dostosowuje kąt rozsyłu światła do zmniejszonego pola widzenia obiektywu. Nie są to aż tak istotne kwestie żeby zamieniać bardzo dobrą 550 EX na nowy model, zwłaszcza że można w niej wymusić kąt rozsyłu reflektora.

BALANS BIELI
W Canonie 10 D automatyczny balans bieli sprawdza się niemal bez pudła w warunkach oświetlenia naturalnego. Mam minimalne zastrzeżenia tylko do zdjęć w pełnym, ostrym słońcu, które (w stosunku do balansu bieli mojego wzroku) wychodzą z lekkim zażółceniem. W wypadku trzaskania zdjęć w samo południe na otwartym terenie zdarza mi się użyć trybu „słońce”, który przechyla dominantę kolorów w stronę chłodniejszą. Dziesiątka słabo sprawdza się za to przy świetle typowo żarowym i strzela zbyt żółte obrazki, wymagające późniejszej korekty. Jeżeli tylko jest czas należy przestawić aparat na „custom WB” wg. wzorca z białej kartki, lub na ustawienie temperatury barwowej w Kelvinach. Najbardziej drażni mnie w tym aparacie strzelanie zdjęć we wnętrzach, na zmianę z lampą i bez lampy- automatyczny balans bieli jest prawie bezużyteczny- wszystkie zdjęcia z błyskiem wychodzą zbyt niebieskie (z ustawieniem balansu na „światło błyskowe” dużo lepiej), a zdjęcia bez lampy zbyt żółte. Wychodzi na to że aparat nie rozpoznaje kiedy podnosimy mu lampę błyskową! Czyżby niedopatrzenie w oprogramowaniu? W takich sytuacjach jestem zmuszony za każdym razem zmieniać balans bieli po otworzeniu lub schowaniu lampy.
Nie miałem okazji sprawdzić 350 D w warunkach inne niż wnętrza, więc mogę tylko przypuszczać że co było dobre tego Canon nie spieprzył w nowym modelu. Balans w świetle żarowym nadal wychodzi nieco za żółto, choć subiektywnie nieco lepiej niż z Dziesiątki. Podobnie lepiej wychodzą zdjęcia z błyskiem na automatycznym balansie- krok naprzód w stosunku do 10 D, choć jeszcze nie ideał.
350 D ma przewagę w sposobach ustawienia balansu bieli bo wzorem 20 D można to robić na czterokierunkowym wykresie za pomocą klawiszy kursowych. Dla mnie to nieco zbyt zawiłe, choć może przydatne jak się ma dużo czasu- najlepiej byłoby mieć przy sobie komputer z dobrze ustawionym monitorem na którym można by kontrolować ustawiane zmiany. Monitor aparatu jest dla mnie zbyt mały żeby można było to dobrze ocenić. Może wzrok mi się psuje... W warunkach studyjnych, które nie są moim środowiskiem naturalnym, zapewne warto mieć taką możliwość.


OBIEKTYWY
Obydwa korpusy mają niepełnoklatkowe matryce, mniejsze od klatki filmu, w związku z tym dają okrojone w stosunku do analogowych pole obrazu- efekt krotności ogniskowej x 1,6.
Jeśli chodzi o bagnety obydwa aparaty wykazują sporą różnicę, mianowicie 350 D obsługuje zarówno bagnet EF, jak i cyfrowy EF-S Canona. Dzięki temu do tego aparatu założymy o kilka obiektywów firmowych więcej. Należy zastanowić się czy obiektywy te są warte kupna, zwłaszcza że nie można ich założyć do żadnego pełnoklatkowego/ analogowego EOSa. W większości to dobre optycznie, ale ciemne, szerokokątne konstrukcje amatorskie. Współpraca z systemowymi obiektywami przebiega oczywiście bezproblemowo, inaczej z optyką niezależną. Od lat wyczekuję aż któryś z nowych modeli Canona zadziała z moimi starymi Sigmami- 28-200/ 4-5,6 UC, oraz 100-300/ 4- 6,7 UC. Na razie się nie doczekałem. Obydwa aparaty pozwalają na ich używanie wyłącznie na pełnym otworze przesłony, każda zmiana przesłon powoduje zawieszenie się sprzętu. Aparaty nie mają natomiast problemów z Tamronem 20-40/ 2,7- 3,5 SP, a raczej to Tamron nie ma problemów z nimi. Potwierdza się po raz kolejny obiegowa opinia że Sigma (stara) jest najsłabiej kompatybilna z aparatami Canona. Wielce szkoda zwłaszcza starszych, amatorskich ale sporo jaśniejszych od firmowych oryginałów Sigm typu 28- 70/ 2,8- 4 (próbowałem i nie działa z 10D), albo 28- 105/ 2,8- 4 Asp. IF (nie próbowałem).
Co istotne dla portfela- obydwa nie odmawiają współpracy z obiektywami z gwintem M 42 z pierścieniem redukcyjnym, na trybie AV. Ze względu na rewelacyjny stosunek jakości do ceny to bardzo miłe móc używać 40- letnich obiektywów do najnowszych cyfrówek- de facto obydwa korpusy od biedy mogą być z M 42 użyteczne, wymagają jednak więcej czasu na ustawianie.

PRZYJEMNOŚĆ Z JAZDY
Dziesięć De to porządna firma. Cicha, solidna, tradycyjnie ciężka, leżąca w ręku jak przyklejona. Zdjęcia robi na świetnym poziomie, przy odpowiednim podejściu nie wymagające korekt i całkowicie zadawalające. Wiele spośród nich nie da się odróżnić od zdjęć zrobionych aparatem analogowym (pomimo oglądania setek zdjęć-mam czasem z tym kłopoty), choć oczywiście nie wszystkie. W konkurencji przyjemnościowej zwycięża nad lekkim, zbyt małym, głośniejszym 350 D, pozbawionym górnego wyświetlacza i drugiego pokrętła, z ciemniejszym wizjerem. Najbardziej dla mnie odstręczające jest bardzo złe leżenie tego ostatniego w dłoniach. Nadaje się do strzelenia kilku fotek, a nie do całodziennej sesji fotograficznej. Pociągające są za to jego parametry, którymi nieco góruje nad staruszkiem. Jednak 10 D, jeśli chodzi o przyjemność fotografowania- rules!


OCENA
Sprzedawanie 10 D żeby zamienić go na Trzystapięćdziesiątkę mija się całkowicie z celem, zwłaszcza jeśli jesteśmy do tego sprzętu przyzwyczajeni. Jeżeli w szafie stoi bateria długoogniskowych obiektywów to przesiadka będzie wręcz wielce dokuczliwa. Jednak kiedy nie mamy jeszcze żadnego aparatu, nie mówiąc już o szkle to 350 D jest jednak lepszym wyborem dla amatora, a nawet dla pasjonata czy też nawet półprofesjonalisty (dorabiającego fotografią). Od początku decydując się na wyrzeczenia z dziedziny ergonomii dostajemy przede wszystkim dużo lepszy system błysku, nieco lepszą szybkość i w końcu- większą matrycę. O ile nie używamy na całego ustawień manualnych, rzadko wprowadzamy korektę prześwietlenia/ niedoświetlenia to aparat ten da nam odpowiednią porcję satysfakcji. Jeżeli idziemy w drugą stronę- tj. manualnego ustawiania światła z zewnętrznym światłomierzem (studio?), ręcznego ostrzenia, czy też całodziennej pracy z aparatem w ręku to Dziesiątka bije 350 D na głowę, bo tu istotna jest ergonomia i łatwość obsługi. Marketing Canona świetnie to wymyślił. Przyczepić się ciężko, ale...
Na tle konkurencji (Nikon D 70S, Nikon D50, Olympus E 300) którą znam raczej pobieżnie, Canon wypada moim zdaniem gdzieś pośrodku, w zależności od aspektów jakie rozpatrujemy- jeśli chodzi o parametry to sytuuje się blisko czołówki, zwłaszcza lepiej wypadają jego szumy, szybkość procesora, a też łatwość obsługi. Jednak pod względem systemu błysku, czy pewności działania autofokusa na pewno ustępuje Nikonowi. Także jeśli chodzi o ostrość zdjęć i oddanie drobnych detali- obydwie firmy stosują inną filozofię- Canon za pomocą filtrów uzyskuje bardzo niskie szumy i zapobiega tzw. morze, ale też bardzo wygładza zdjęcia (o czym wspominałem). Nikon natomiast dopuszcza szum i morę, ale też oddaje wierniej i ostro najdrobniejsze szczegóły. Olympus i Nikon mają także lepiej zaprojektowane korpusy, jeśli chodzi o uchwyt, o co nie trudno przy fatalnym ergonomicznie wzornictwie Canona 350 D. Olympus ma wielu zwolenników- solidniejszą konstrukcję, bardzo dobrze przemyślaną ergonomię, ale np. szumy o wiele większe, długi czas startu i jest wolny.
350D przewyższa Nikony na pewno pod jednym względem- mierzy światło z dowolnymi obiektywami manualnymi np. M42, czego D50 i D70 odmawiają nawet ze swoimi systemowymi manual Nikkorami- dla osób gotowych poświęcić szybkość użytkowania na rzecz niskiej ceny i wysokij jakości starych szkieł Canon jest lepszym wyborem.
Cena 350 D jest rzeczywiście atrakcyjna, a będzie na pewno maleć. O ile za 10 D w początkach jego kariery można było kupić całkiem sprawny 10-cio letni samochód (8- 9 tys. złotych), to za 350 D co najwyżej wrak wymagający remontu (3- 3,5 tys. zł). Dalszy spadek cen jest właściwie pewny. Konkurencja nie śpi, koszta masowej produkcji spadają.
Kończąc podsumowanie: 350 D to bardzo dobry aparat, ale 10 D też niezgorszy.

Canon EOS 10 D

Wykończenie i grip 10/10
Ergonomia sterowania 8/10
Dostępne funkcje fotograficzne 10/10
Autofokus 7/10
Pomiar światła 8/10
Lampa błyskowa i system błysku 6/10
Migawka i szybkość 8/10
Funkcje cyfrowe 9/10
Szumy 8/10
Szybkość zrzutu zdjęć/ procesora 7/10
Balans bieli (automat) 6/10
Jakość zdjęć 8/10
Możliwości/ cena 10/10

Ocena orientacyjna 105/130 (80,7%)

UWAGA: Poszczególne cechy mają wystawione oceny które jednakowo ważą w podsumowaniu, ale dla użytkownika na pewno nie są równo istotne- stąd ocena „orientacyjna”
10-super, nie ma się do czego przyczepić
9- bardzo dobre
8- bardzo dobre z minusem
7- dobre
6- średnio dobre
5- przyzwoite
4- raczej słabe
3- słabe
2- bardzo słabe
1- nie do przyjęcia- żenada

Stary wiarus trzyma się mocno i minie sporo czasu zanim wykończy go nowszy model. Dobrze sprawdza się jako „półprofesjonalista”, lub jako drugie body do 1 D. Największe zalety to: bardzo dobra ergonomia i grip, dobra jakość zdjęć, duża ustawialność, bardzo solidne wykonanie, jasny wizjer, bardzo cicha praca. Największe wady to: zbyt mało czuły i nie do końca pewny autofokus, mało stabilny system błysku, automatyczny balans bieli przy świetle żarowym i błyskowym.


Przewagi 10 D nad 350-tką (wg. ważności dla mnie):

O niebo lepszy uchwyt
Odpowiedni ciężar korpusu dla dużych obiektywów
Znacznie solidniejsze wrażenie
Tylne pokrętło nastawne
Przycisk powrotu do zapamiętanego punktu autofokusa
Ekran wyświetlacza u góry korpusu
Znacznie cichszy
Magnezowy korpus
Nieco szybszy dostęp do funkcji
Nieco więcej ustawień indywidualnych

Komu spodoba się 10 D:
+ Osobom o standardowych i większych łapkach
+ Używającym ciężkich, profesjonalnych obiektywów
+ Korzystającym często z ustawień trybu M i tylnego pokrętła
+ Rzadko korzystającym z czułości powyżej 400 ISO
+ Przesiadającym się z większości analogowych lustrzanek Canona, nawet EOSów 1N, czy 1V, (choć z zastrzeżeniami co do wyglądu cyfrowych zdjęć)
+ Potrzebującym cichego sprzętu (najcichszego w ogóle EOS a!)

Komu nie spodoba się10 D:
- Potrzebującym lekkiego sprzętu
- Używającym aparatu wyłącznie do amatorskich zdjęć wakacyjnych
- Osobom przywiązanym do rozpiętości tonów profesjonalnego filmu odwracalnego
- Niecierpliwym, nie godzącym się na 2 sekundowe oczekiwanie na start
- Używającym lampy błyskowej bez zastanawiania się

Canon EOS 350 D

Wykończenie i grip 4/10
Ergonomia sterowania 7/10
Dostępne funkcje fotograficzne 9/10
Autofokus 7/10
Pomiar światła 8/10
Lampa błyskowa i system błysku 9/10
Migawka i szybkostrzelność 8/10
Funkcje cyfrowe 10/10
Szumy 9/10
Szybkość zrzutu zdjęć/ procesora 9/10
Balans bieli (automat) 7/10
Jakość zdjęć 8/10
Możliwości/ cena 9/10

Ocena orientacyjna 104/130 (80%)

Nowy model Canona funkcjonalnie dogania „wyższą półkę”, dlatego nadaje się nie tylko dla amatora ale nawet dla pasjonata- półprofesjonalisty. Jego największe zalety to: bardzo dobra jakość zdjęć, dobry system błysku, szybkość procesora, większa matryca, bardzo niskie szumy. Największe wady: fatalna ergonomia uchwytu, autofokus zbyt mało czuły i (wg. innych użytkowników) niepewny, amatorski system obsługi (jedno pokrętło i brak wyświetlacza u góry), niezbyt jasny wizjer, nieco gorsza dostępność funkcji, plastikowe wrażenie.

Przewagi 350 D nad Dziesiątką (wg.ważności dla mnie):

Lepszy, pewniejszy system błysku, dwa tryby pomiaru.
Znacznie niższe szumy
Lepsza szybkość startu i zrzutu zdjęć
Większa matryca
Większe możliwości podciagnięcia parametrów zdjęć
Nieco lepsze oddawanie blasków i przepaleń
Wyżej wyskakująca lampa
Czarno biały tryb z filtrami
Mocowanie EF-S
Ustawianie balansu bieli na czterokierunkowym wykresie

Komu spodoba się 350 D:
+ Osobom o małych dłoniach
+ Używającym obiektywów lżejszych, amatorskich, lub w ogóle tylko „kitowego”
+ Przesiadającym się ze wszystkich cyfrowych kompaktów i amatorskich Canonów EOS typu 300 V/X, 500 N, 3000 N/V.
+ Potrzebującym lekkiego sprzętu
+ Powiększającym zdjęcia do dużych rozmiarów, lub kadrującym ujęcia
+ Potrzebującym szybkiego startu aparatu
+ Używającym często światła błyskowego
+ Nie używającym często prześwietlenia/ niedoświetlenia i ustawień manualnych
+ Uzywającym często czułości 800 i 1600 ISO

Komu nie spodoba się 350 D:
- Osobom o średnich i dużych dłoniach
- Używającym często dużych obiektywów (70-200/ 2,8, 85/1,2, 300/ 2,8 i większych)
- Przesiadającym się z analogów typu 3, 1 N/V.
- Osobom używającym często trybu M i tylnego pokrętła
- Liczącym na to że będzie to „drugie body” do 1 D/Ds- znaczna różnica w sterowaniu, wymiarach i zasilaniu. Lepiej już 10 D.
- Osobom przywiązanym do rozpiętości tonów profesjonalnego slajdu.

Lipiec 2005

as...
14-01-2010, 23:32
niezgodzę się ze szkłami..
używam z cieżkimi szkłami klasy L i jest całkowicie wygodny, fakt 70-200L trzyma mi się najlepiej za łącznik statywowy!
Dlatego do 350d można przypiąć naprawdę ciężkie i wielka szkła!

fabrykant
15-01-2010, 00:07
Jest to oczywiście kwestia subiektywna. Ale dwa pytania- czy próbowałeś robić zdjecia większymi korpusami i masz porównanie? Jak długo bez przerw robiłeś zdjecia aparatem z dużym tele? Kilka godzin trzymania non stop przy oku 400D lub 350D z 70-200/2,8 doprpowadza moją rękę do skurczu, natomiast całodzienną sesję z tym obiektywem wraz z 10D przeżyłem w lepszej formie. Na pewno osoby o silniejszych niż moje łapach nie będą się uskarżać na 350-tkę, jednak różnica w uchwytach jest znaczna.


https://canon-board.info//brak.gif
źródło (http://images45.fotosik.pl/248/c813b4767a92f9b9med.jpg)

artd4
02-04-2010, 13:49
Porównanie dobre ale czy sensowne...?
Nie jest logiczne porównywanie różnych klas aparatów
Wiadomo że Canony dziela sie na trzy klasy
trzycyfrowe-amatorskie (małe korpusy)
dwucyfrowe-półprofesjonalne (średnie korpusy)
jednocyfrowe -porofesjonalne (duże korpusy)
Dokonując porównania tych aparatów dokonałeś porównania klas.
Mam 350d z gripem i po podłączeniy Sigmy 135-400.wygląda dość komicznie ,
ale mam też 450d z gripem i nie wyglada wcale lepiej.

Oprócz wielkości klasy te róznią sie jeszcze materiałem,
a co za tym idzie to wytrzymałością i niezawodnością.
Oczywiście różnic ogólnych jest wiecej ale te są najbardziej widoczne

MacGyver
02-04-2010, 14:06
Porównanie dobre ale czy sensowne...?
Nie jest logiczne porównywanie różnych klas aparatów
Wiadomo że Canony dziela sie na trzy klasy
....
To wszystko prawda, ale zwróć uwagę że oba te korpusy mają obecnie bardzo podobne ceny. Porównanie, dla kogoś kto ma kompakta ale chce zacząć poważniejszą zabawę z fotografią a dysponuje ograniczonymi środkami finansowymi może być bardzo cenne. Ponadto; 350D jest o generację nowszy, w stosunku do 10-tki. Wielu początkujących fotoamatorów zadaje sobie pytanie czy lepiej kupić starsze xxD czy nowsze xxxD.
Ważne że autor podkreślił że porównanie jest subiektywne i dokładnie przy tym opisał z jakiego punktu widzenia oceniał obie puszki.

artd4
13-04-2010, 20:41
Jeżeli chodzi o zakup to przyznaje racje przedmówcy.
Też bym się mocno zastanawiał.
Mam 350d i uważam że to znakomity aparat.
Nigdy nie małem z nim najmniejszego problemu.
Co do 10d to myśle ze powinien być ...jeszcze lepiej zbudowany
Co lepsze pięcioletni mercedes w standarcie, czy roczne kia z full wypasem?

Powiem otwarcie:Nie wiem

Tak.Domyślam sie że to "samochodowe"porównanie nie jest OK

sebcio80
13-04-2010, 21:02
Mam 350d i uważam że to znakomity aparat.
Nigdy nie małem z nim najmniejszego problemu.

uzywalem 3 lata, cały czas zaluje ze sprzedalem, wlasciwie jedyna wada tego body jest wizjer, strasznie maly, ale moze z obecnymi dodatkami wygodniej by bylo go uzywac,

WiatruMistrz
14-04-2010, 14:33
Miałem 350D dwa lata i teraz mam 20D tylko dla ergonomii bo hakowany 350d ma wiecej opcji niż dwudziestka...mały ale wariat :), wizjer ma układ luster dla okularnika szału i tak nie ma...bez tenpy 1,36x się nie nada do manulanego ostrzenia za bardzo...różnicy w af na bocznych punktach nie czuję między oboma aparatami, obrazowanie to samo. Grip dużo daje moim zdaniem serii XXXD, obecnie do 10D to nawet nie ma co go porównywać taaaki to mocarz :) się zrobił.
!!! Łączenie podwójnego wpisu !!!
że 20D zagraża z nowym softem.

swi3zy
15-04-2010, 00:35
To wszystko prawda, ale zwróć uwagę że oba te korpusy mają obecnie bardzo podobne ceny. Porównanie, dla kogoś kto ma kompakta ale chce zacząć poważniejszą zabawę z fotografią a dysponuje ograniczonymi środkami finansowymi może być bardzo cenne. Ponadto; 350D jest o generację nowszy, w stosunku do 10-tki. Wielu początkujących fotoamatorów zadaje sobie pytanie czy lepiej kupić starsze xxD czy nowsze xxxD.
Ważne że autor podkreślił że porównanie jest subiektywne i dokładnie przy tym opisał z jakiego punktu widzenia oceniał obie puszki.

Dokładnie co kolega napisał :-). Byłem jednym z tych 'ktosi', zdecydowałem się na 350tkę, ponieważ, jak z samochodami, nie kupuje się rocznika w którym został wprowadzony nowy model. Jestem jak najbardziej zadowolony :-).

as...
17-04-2010, 21:13
Jest to oczywiście kwestia subiektywna. Ale dwa pytania- czy próbowałeś robić zdjecia większymi korpusami i masz porównanie? Jak długo bez przerw robiłeś zdjecia aparatem z dużym tele? Kilka godzin trzymania non stop przy oku 400D lub 350D z 70-200/2,8 doprpowadza moją rękę do skurczu, natomiast całodzienną sesję z tym obiektywem wraz z 10D przeżyłem w lepszej formie. Na pewno osoby o silniejszych niż moje łapach nie będą się uskarżać na 350-tkę, jednak różnica w uchwytach jest znaczna.


https://canon-board.info//brak.gif
źródło (http://images45.fotosik.pl/248/c813b4767a92f9b9med.jpg)

tak próbowałem i mi nie leżą...
mimo iż mam 190cm wrostu i dużą lapę..

z 70-200L najlepiej mi się trzyma 350d za łącznik statywowy, teraz jak zmieniłem 17-40L na 17-55 to trochę czuje że właśnie tego mi brakuję.

KIedyś stałem z 350d z przykręconym 100-400L przez 8godzin na jakimś tam pokazie, zrobiłem około 2.5k zdjęć..
(3akumulatory się rozładowały i trzy karty 8gb się zapełnił)
wszystko bez problemu, a zawsze robię zdjęcia w rawach i jedyne czego mi brakuje w 350d to dużego buffora.

z dobrymi szkłami af spokojnie faje radę nawet szalejącym f16 ...

myslidar
23-08-2010, 14:45
350D to świetny aparat, moim zdaniem bije jakością zdjęć nowe Canony.

E.3
23-08-2010, 15:39
Prowokacja?
Po co odgrzebałeś ten temat? :roll:

myslidar
23-08-2010, 15:46
A nie mogę wyrazić swojej opinii? Skoro mam 7D i 350D jednocześnie to mam porównanie. Crop z 350D jest lepszy. A żeby się o tym przekonać, wystarczy pooglądać zdjęcia w internecie.

E.3
23-08-2010, 15:53
Jasne, że możesz ;)
Nie spinaj się tak... ale Twoje zdanie naprawdę na pierwszy rzut oka brzmi prowokacyjnie.
Ponadto pomijając FF (5d i 1ds) to crop jakim jest np 1dm4 oraz 7d chyba jest ciut lepszy od 350'tka
Poza tym 7d ma o wiele lepsze używalne iso... choć fakt jest ono "brzydsze" ze względu na upakowanie pikseli.

Choć fakt faktem... widziałem wiele świetnych zdjęć z 350d więc nie najgorszy musi to być aparat :)
!!! Łączenie podwójnego wpisu !!!
a co do tematu:
gdybym miał wybrać 10d lub 350d. wybrałbym tego drugiego :roll:

pawello91
23-08-2010, 16:51
Mam 350D i sobie chwale :) A przejść chce na... 7D :)

iso
23-08-2010, 17:36
Ponadto pomijając FF (5d i 1ds) to crop jakim jest np 1dm4 oraz 7d chyba jest ciut lepszy od 350'tka

przecież 1d to aps-h a 7d tak samo jak 350d to apc-c przecież. przed 500d miałem 350d przez jakiś czas i muszę przyznać - obrazek produkował śliczny.

E.3
23-08-2010, 18:53
przecież 1d to aps-h a 7d tak samo jak 350d to apc-c przecież.

O kurcze! :shock: RYLY?!

Wiem, to... po prostu przesadnie zareagowałem na (moim zdaniem przesadne stwierdzenie) " 350D to świetny aparat, moim zdaniem bije jakością zdjęć nowe Canony. "
Jeśli już wszystko wyjaśnione to skończmy temat w pokoju ;-)

myslidar
23-08-2010, 19:28
Mam 350D i sobie chwale :) A przejść chce na... 7D :)No to licz się z kilkoma frustracjami :)

iso
23-08-2010, 20:05
O kurcze! :shock: RYLY?!

Wiem, to... po prostu przesadnie zareagowałem na (moim zdaniem przesadne stwierdzenie) " 350D to świetny aparat, moim zdaniem bije jakością zdjęć nowe Canony. "
Jeśli już wszystko wyjaśnione to skończmy temat w pokoju ;-)

ej no przeciez pokojowo jest :D napisałeś to tak jakby 7d i 1d mialy taki sam crop. dlatego sprostowałem :D

E.3
23-08-2010, 20:20
Spoko, peace ;)

pawello91
24-08-2010, 11:23
No to licz się z kilkoma frustracjami :)

jakimi?

dziobolek
24-08-2010, 11:44
jakimi?
Na przykład

http://canon-board.info/showthread.php?t=67232 ;-)

Pozdrówka!

myslidar
24-08-2010, 11:48
Kolory, jakość, ostrość zdjęć jest lepsza w 350D. Matryca w 7D jest przeładowana. Ja kupiłem ten aparat bo zazwyczaj sporo cropuje na sporcie i wydawało mi się, że będę mógł sobie chociaż trochę więcej wyciąć. Niestety się przeliczyłem, jakość JPG jest słaba i żeby uzyskać porównywalną ostrość, trzeba bardzo mocno wyostrzać pełne zdjęcia (mam wrażenie, że wywołanie RAW z 350D do 18 mpix da podobny obrazek). No i generalnie trzeba zmienić przyzwyczajenia przy obróbce, ja w sumie do tej pory nie do końca mam sposób na ten aparat.

Ostatnio robiłem wesele znajomemu (350D i 7D) i zdjęcia z 350D bardziej mi się podobają, mimo że tu i tu robiłem na ISO1600. Może szumy są trochę większe (bardziej wynika to z wielkości zdjęcia niż samej matrycy), ale ogólna jakość lepsza, kolory, bokeh.

Zresztą nie jestem odosobniony w takich opiniach, nie raz już na tym forum można było przeczytać, że mimo kilku zalet nowych aparatów (używalne wyższe ISO, bajery, AF) to jakość obrazka ze starych aparatów była lepsza. Ostatnio było kilka takich opinii odnośnie 5D I i 5D II, gdzie posiadacze nowej 5-tki trochę jednak żałowali tej zmiany.

7D byłby świetnym aparatem, gdyby miał 10-12 mpix. Bo akurat ta duża matryca to jedynie minus tego aparatu.

Sebcio80 pisał o tym już jakiś czas temu, jak jeszcze niewiele osób miało 7D i patrząc z perspektywy czasu w kilku kwestiach miał rację.

Mimo wszystko oczywiście 7D da się robić dobre zdjęcia, frustrujące jest to, że żeby osiągnąć podobne rezultaty jak z 350D trzeba się trochę namęczyć, a przecież ten aparat miał być dużo lepszy.

Więc jak ktoś nie potrzebuje 8 kl/s i przyzwoitego AF to ja bym raczej się skłaniał w stronę 5D (starszej wersji) lub aparatów 450D i niżej lub 40D i niżej.

Dla sprostowania: robię zdjęcia do netu i patrząc z tej perspektywy wysnuwam swoje wnioski. Zdjęcia ze sportu zdarzało mi się w 350D cropować prawie 1:1 i jakość była zadowalająca.

luc_october
24-08-2010, 12:48
a jak wygląda porównanie sraw z 7d vs 350d?

myslidar
24-08-2010, 13:04
Jak przeskalowany RAW do 10 mpix :) Nie robiłem porównania, ale oprócz ilość zrobienia zdjęć w serii nie widzę sensu używania mRAW. Kolory, bokeh i tak jest ten sam. Jednak 7D to niby aparat reporterski, w którym raczej używa się JPGów, a pod tym względem jest słabo.

pawello91
24-08-2010, 14:33
czyli na jaki aparat najlepiej przejść z 350D? bo na pełną klatkę nie chce przechodzić.

myslidar
24-08-2010, 14:39
Moim zdaniem 30D/40D to aparat, który ma jeszcze dobrą jakość zdjęć. Ale tak jak pisałem, ja głównie się wypowiadam nt. zdjęć cropowanych. Niewiele osób, aż na tyle potrzebuje wycinać. Kwestia zastosowania.

Zdjęcia sportowe z 30D: http://wroclawianie.info/galeria/

Jak można zobaczyć, sporo się da wyciągnąć, a jakość obrazka jest świetna.
!!! Łączenie podwójnego wpisu !!!
Dla porównania z tego samego meczu:

Canon 30D: http://wroclawianie.info/galeria/thumbnails.php?album=262
Canon 7D: http://karolczyk.info/2010/08/08-08-2010-slask-wroclaw-jagiellonia-bialystok-00/
Canon 1D Mark III: http://www.sebafoto.com/690/slask-wroclaw-jagielonia-bialystok/
!!! Łączenie podwójnego wpisu !!!
Szkła:

30D - 70-200 2.8
7D - 70-200 2.8 IS
1D Mark III - Sigma 120-300 2.8

Więc ogniskowe porównywalne w 30D i 7D.

pawello91
24-08-2010, 19:19
Ja w 90% robie pejzaże i tam cropów aż takich nie ma, więc sam już nie wiem.

myslidar
24-08-2010, 19:28
I dobrze Ci idzie, wbrew panującej opinii nowy aparat wcale Ci tego nie ułatwi. No chyba, że przejście na FF

igor58
24-08-2010, 20:23
Używam 350 od 4 lat. Jedyne problemy to b. przeciętny af (nawet z L są problemy) i brak pomiaru punktowego (da się obejść). Czasem brakuje wyższych ISO (wtedy "forsuję" o działkę i odszumiam softem w kompie). Miałem zamieniać na inny model, ale mi przeszło.
Bedę nim focił do śmierci... (jego lub mojej).

kami74
24-08-2010, 22:15
Ja Cię. Fajnie poczytać jaki swietny aparat posiadam (od ponad 4 lat). Bo ja juz zacząłem mysleć, że stary jest, że już czwarty nastepca jest, że zaraz padnie migawka i że wogóle czas na zmiany. A Wy drodzy forumowicze otworzyliście mi oczy MAM APARAT PRODUKUJĄCY LEPSZE OBRAZKI niż wspólczesne Canony nawet z półki xD. Juhuuuu!

myslidar
24-08-2010, 22:41
Tak to sobie tłumacz, grunt to pozytywne myślenie :)

sebcio80
24-08-2010, 23:12
Ja Cię. Fajnie poczytać jaki swietny aparat posiadam (od ponad 4 lat). Bo ja juz zacząłem mysleć, że stary jest, że już czwarty nastepca jest, że zaraz padnie migawka i że wogóle czas na zmiany. A Wy drodzy forumowicze otworzyliście mi oczy MAM APARAT PRODUKUJĄCY LEPSZE OBRAZKI niż wspólczesne Canony nawet z półki xD. Juhuuuu!

no i taka jest prawda, ja tuz przed premiera pisalem ze tak upakowana matryca jak w 7D to porazka i wszystko sie sprawdzilo w zasadzie, sam jako posiadacz 1D3 kupilbym takie body jak 7D jako trzecie, bo sam aparat ma wiele fajnych bajerow i nie liczac matrycy to fajna zabawka jest, gdyby tylko to coś miało max 10Mpix... ktoś moze napisac ze przeciez mozna robic mniejsze JPGi i mRAWy ale to niestety nie jest to samo co czysty zczyt z matrycy,

jesli chodzi o obrazowanie to 350D to najlepszy crop Canona obok 30D,

a jeśli już ktoś chce zmieniac na coś lepszego to tylko na 40D, ktory ma fajny obrazek i ma zdecydowanie lepszy AF

Kronos
25-08-2010, 12:43
..jesli chodzi o obrazowanie to 350D to najlepszy crop Canona obok 30D..

Też tak myślę, te 8 mln pikseli to był złoty środek przy tych rozmiarach. Puszki z "semi profi" (10,20,30D) to modele wypuszczane przez inżynierów a potem to już marketing i walka na cyferki. Przy premierze D60 mówiło się o 6 mln pikseli jako o "w pełni wystarczających dla potrzeb użytkownika", a teraz słyszymy o konceptach 50-120 mln pikseli, wygląda na to że za parę lat będziemy wychodzić z puszką tryliard pikseli, szerokim kątem i zrobi się jedno zdjęcie z którego wykadruje się setkę innych. A gdyby tak zaproponować wydajniejsze akumulatory, eye control, metalowe migawki (jak w Leice) albo chociaż szklane elementy przed lustrem żeby koszulką przetrzeć a nie dłubać patyczkami po matrycy (albo wycieraczki na matrycy jak na światłach w volvo :-D). Tymczasem wabi się użytkowników większymi TV, ilością pikseli, odkurzaczami itp. w sumie zbędnymi gadżetami. Uprzedzając zarzuty posiadaczy nowych modeli - nie twierdze że do niczego się nie nadają, podobnie jak wszystkie inne służą do robienia zdjęć. Jednak nie trudno zauważyć że polityka C, N, P(,)O ;-) i S idzie w złą stronę

myslidar
25-08-2010, 13:04
Problem właśnie w tym, że z takich 120 mln nie wykadrujesz wiele więcej. Na przykładzie 7D - nie wytniesz znacząco więcej niż w 30D.

Cordant
25-08-2010, 14:49
sam mam 350D i powiem wam ze ten aparat jest nie do zdarcia, nie chodzi o przebieg (+2 lata, 30tys klatek) a o wytrzymałość. niby plastik a spadl mi tyle razy, tyle razy nim o co zahaczyłem. jedyna wada jak na teraz w moim canonie to to ze jak się chociaż lekko dotknie włącznik to aparat gaśnie na moment ;p akumulator mam oryginalny, mogę na nim zrobić około 400 zdj bez błysku. aparat pancerny! wiele razy był na deszczu, raz był oblany colą (góra korpusu), istny czołg.

fotna
25-08-2010, 15:03
porównywałem zdjęcia z 350 do 1/2 zdjęcia z 5d2 i co ciekawe wyszło że te z 350 są bardziej plastyczne

myslidar
25-08-2010, 15:05
Ciekawe rzeczy wychodzą :)

Kajtek_bez_Majtek
25-08-2010, 15:44
Panowie, ja mam gdzieś w szufladzie 350. Mało używana, w bardzo dobrym stanie. Z chęcią wymienię ją z którymś z was na te dziadowskie 7D. Naprawdę okazja, po co się tak męczyć macie.

myslidar
25-08-2010, 15:49
Mogę się na matryce zamienić, bo o tym głównie jest ten temat. Pasuje? :)

Cordant
25-08-2010, 20:54
przecież masz jedno 350d :) chyba ze potrzebujesz dwóch matryc żeby z 7d zrobić FF :lol:

myslidar
25-08-2010, 20:57
Wolę w druga stronę, dam Ci matryce z 7D i starczy Ci na dwa Canony 350D. Nawet będziesz miał o 1 mpix więcej. :twisted:

mxw
28-08-2010, 22:17
Ostatnio robiłem wesele znajomemu (350D i 7D) i zdjęcia z 350D bardziej mi się podobają, mimo że tu i tu robiłem na ISO1600. Może szumy są trochę większe (bardziej wynika to z wielkości zdjęcia niż samej matrycy), ale ogólna jakość lepsza, kolory, bokeh.
należy dodatkowo wziąć pod uwagę, że w tzw. międzyczasie jakość DPP też się poprawiła - prawdopodobnie dostosowywali algorytmy tak, żeby nadążyły za nowymi upakowanymi matrycami - dzięki czemu te stare matryce (tzn. zdjęcia z nich) wyglądają teraz o wiele lepiej, niż np. 5 lat temu - kiedyś na zdjęciach z 350D szum przypominał "cyfrowe trociny" i była to wada - dziś z tych samych RAWów (ale nową wersją DPP) daje się wyciągnąć bardzo ładny "szum prawie analogowy", który daje ładną plastykę 8-)

może to właśnie częściowo dzięki temu można mówić (subiektywnie?) o lepszych efektach ze starych puszek? :roll:

a z jednej matrycy 7D zostaną - po wycięciu dwóch 350D - jeszcze 2 Mpix ;-)

mzieli
28-08-2010, 22:30
Czy to nie tak, że mimo wielkich matryc aparatów wchodzi jeszcze rozdzielczość znoszona przez obiektywy?

piotr.mark
28-08-2010, 22:45
należy dodatkowo wziąć pod uwagę, że w tzw. międzyczasie jakość DPP też się poprawiła - prawdopodobnie dostosowywali algorytmy tak, żeby nadążyły za nowymi upakowanymi matrycami - dzięki czemu te stare matryce (tzn. zdjęcia z nich) wyglądają teraz o wiele lepiej, niż np. 5 lat temu - kiedyś na zdjęciach z 350D szum przypominał "cyfrowe trociny" i była to wada - dziś z tych samych RAWów (ale nową wersją DPP) daje się wyciągnąć bardzo ładny "szum prawie analogowy", który daje ładną plastykę 8-)


W zasadzie masz rację.
Jakiś czas temu przeglądałem zdjęcia z 350D z kościoła. ISO1600 oczywiście i po odszumieniu w DPP zdjęcia nabrały nowego wymiaru. Samo usunięcie szumów chromatycznych znacznie poprawia odbiór.
Co do samego szumienia bardzo zadowolony jestem ze swojej puchy. Robiąc nawet na ISO1600 po odszumieniu foty wyglądają nieźle. Ogólnie póki kumpel nie kupił 7D do swojej 40D podchodziłem sceptycznie. Było tak, póki nie pokazał mi jak jego siódemeczka szumi nawet od ISO100. Porównałem i stwierdziłem, że 40D to jednak fajna pucha. Na pewno ją zostawię dożywotnio (lub zamienię na 50D - 15mpx i digic4 to chyba dobre zestawienie...) i do tego kiedyś jakiś FF.

myslidar
29-08-2010, 22:49
Porównuje JPG, a nie RAW.