Zobacz pełną wersję : Fotograf ślubny 25tys $ :)
polecam link z ulubionego kraju wszystkich Polaków czyli USA :)
Zapraszam do wyjazdów.
http://www.fotopolis.pl/index.php?gora=1&lewa=6&arch=1&nrarch=1543
Link uruchamiany w ramch rozrywki na forum Canona:)
KuchateK
24-06-2005, 22:55
Poza tym to tak trudna robota, że wielu zawodowców niechętnie przyjmuje takie zlecenia. Wystarczy, że są "frajerami za 39 patoli" - nie muszą do tego harować 50 godzin tygodniowo dla klientów, którzy nie potrafią docenić ich pracy.
Wlasnie... Wiekszosci sie wydaje ze jak wezmie byle maupe do reki to juz calosc potrzebna do zrobienia zdjecia... Niestety zdjecia leza troche dalej... Chyba ze mowimy o gniocie "cos widac".
Pozatym to praca sezonowa... Trzeba w pare miesiecy zarobic za caly rok :) Do tego drogie narzedzia...
A klient mysli "przyszedl, popaletal sie z aparatem i wola bezczelnie jakas chora kase" :mrgreen:
Cześć kuchatek:) nareszcie trochę rozrywki na forum :)
KuchateK
24-06-2005, 23:01
Ja mam byc ta rozrywka? No nieee... :mrgreen:
Gdzie tu sie kurde konta usuwa... 8)
Czytam forum od paru tygodni i ciągle tylko Canon VS N.; Obiektyw T VS S. itd. itp. nic ciekawego::) cytuję "Gościa niedzielnego:):
"Jednak, kiedy już wróciłem do domu, znów byłem zrzędą, dziękuję bardzo. Podczas mojej nieobecności miała miejsce premiera Canona 20D. Muszę przyznać, że już się przyzwyczaiłem do tego, że nowe aparaty zmierzają w niewłaściwą stronę. To niemal nieuniknione. Jestem pewien, że 20D będzie się sprzedawał jak Ford Mustang w 1966 roku, że ludzie go pokochają, i że to naprawdę wspaniała maszyna, i w ogóle (niezadowolony czytelnik zasugerował ostatnio, żebym zatytułował ten felieton "Comiesięczna dawka mieszania cyfry z błotem"). Mój znajomy Kent, który jest bardzo doświadczonym fotografem, znawcą nowinek technicznych i użytkownikiem 10D od samego początku, napisał mi nie tak dawno, że jedyne minusy 10D (którego uwielbia i którego uwielbia też jego żona) to za mały wizjer i za mały bufor. Jakich dwóch rzeczy 20D n i e poprawia? Wizjera i bufora, oczywiście. Właśnie w tym kierunku idzie rozwój nowych aparatów. Takie już jest "prawo Johnstona": poprawią wszystko, co masz gdzieś, i pogorszą to, na czym ci naprawdę zależy.
Nie chcę wyjść na zbyt wielkiego wroga cyfry, więc muszę się do czegoś przyznać. Uważam, że cyfra jest super. Jestem jednak dość poważnym fotografem i rzemieślnikiem, więc nie zadowalają mnie cyfrowe kompakty i niespecjalne atramentówki. Bez urazy. Mojemu znajomemu Michaelowi Reichmannowi powodzi się nieco lepiej niż mnie, więc stać go na wejście w cyfrę we właściwy sposób. Jest tylko jeden problem. Ostatnio przeprowadziłem poważne badanie i niezwykle dokładnie przejrzałem jego stronę, żeby obliczyć, ile wydał na sprzęt cyfrowy od czasu premiery D30 i wyszło mi ok. 5,3 miliona dolarów. Oczywiście mogłem się gdzieś sypnąć. Moje zdolności matematyczne zawsze pozostawiały wiele do życzenia.
Ale tak na serio - cyfra jest droższa, a do tego ma znacznie krótszy żywot. Całkiem możliwe, że kiedy parę lat temu kupowaliście Olympusa UZI czy Coolpiksa 950, myśleliście, że będziecie ich używać przez najbliższe dziesięciolecia, ale ile osób rzeczywiście jeszcze nimi fotografuje? (Prośba do trójki, która spełnia to kryterium - nie piszcie. Wiem, o waszym istnieniu). Większość osób czuje potrzebę, żeby co parę generacji aparatów kupić coś lepszego. Dodajmy do tego peryferia, atrament, papier i akcesoria, a nawet nie całkiem najnowsza cyfra zaczyna wyglądać dość kosztownie. Gdybym mógł całkiem przejść na cyfrę odpowiedniej jakości, nie mam wątpliwości, że bym to zrobił. Ale żeby sobie na to pozwolić, nie można zapomnieć o kasie na sprzęt, kasie na utrzymanie, a w mojej kasie nie ma kasy. Zwłaszcza że od niedawna pomagam w utrzymaniu pewnego znakomitego chirurga, anestezjologa, którego widziałem przez jakieś siedemnaście sekund (zanim straciłem przytomność), miłego technika od rezonansu magnetycznego i wszystkich cudownych pracowników niezwykle przyjemnego szpitala, w którym leżałem. Oszczędzę wam drastycznych szczegółów, ale ten D2H coraz bardziej się oddala.
Fotografowie od zawsze mieli ten problem. Przez wiele lat gros fotografów-artystów było ograniczonych możliwościami sprzętu, którym pracowali i czasem, który muszą mu poświęcić. Nie bez powodu niewielu z nich pracuje w studio z sinarami na ciężkich statywach i lampami broncolor za 80 tys. dolarów. George Tice mawiał, że jednym z jego największych fotograficznych osiągnięć było zgromadzenie sprzętu ciemniowego, który posiada. Z kolei Harry Callahan dopiero po pięćdziesiątce miał własną ciemnię. Wielu fotoreporterów-artystów z lat 60. fotografowało leikami nie dlatego, że zależało im na najwyższej jakości, ale dlatego, że wszyscy kasiaści inwestowali w lustrzanki i na rynku było mnóstwo dziesięcioletnich emtrójek za grosze. Ambitni adepci fotografii używali lejek z tego samego powodu, z którego nosili wysłużone kurtki z demobilu: nie dlatego, że były fajne i modne, ale dlatego, że były fajne, modne i niedrogie. Jestem pewien, że wiele dobrze zapowiadających się karier przerwały wysokie wydatki i niepewne zarobki. W erze cyfry będzie jeszcze gorzej."
KuchateK
24-06-2005, 23:06
5.3 miliona? Qrwa mac... Rzeczywiscie ta jego matematyka gdzies w lesie... Pareset tysiecy daje full wyposazone studio, full sprzetu razem z dwoma furami do wozenia a on w milionach? Pozlacane kupowal czy co?
Pozatym czemu nikt nie zauwaza tego ze analoga trzeba poic jak starego trupa z przepalem 25/100. Wszyscy widza strare wartosci puszek a nikt nie widzi oszczednosci jakie wprowadzaja.
ciąg dalszy dla onanistów sprzetowych:)
Więc co robiłem podczas wakacji? No cóż - z powodu rosnącego w zastraszającym tempie zainteresowania cyfrą aparaty na film zaczynają błagać, żeby ktoś je kupił, zupełnie jak używane Leiki M3 w 1969. Dzięki wrodzonym zdolnościom analizy rynku uznałem, że największy spadek cen nastąpi w drugim garniturze segmentu profesjonalnego, który nawet nowy nie ma cen wywindowanych snobizmem na markę. Zanim więc wyjechałem z Michigan, kupiłem bliską idealnego stanu Bronikę SQ-A, obiektyw do niej i kasetę za mniej, niż kilka par wydałoby na kolację i wino w drogiej restauracji. Stara technologia? Jasne. Dramatyczny krzyk przeciw cyfrze? W żadnym wypadku, przyjaciele, w żadnym wypadku. W każdej chwili jestem gotowy przyjąć błyszczącego nowiutkiego 20D (no dobra - matowego nowiutkiego) za starą bronikę. Chodzi o to, że bronica jest znacznie lepsza niż nienajlepsza cyfróweczka. Moim skromnym zdaniem oczywiście.
Świetnie się bawiłem (przynajmniej dopóki w środku nocy nie odezwały się kamienie żółciowe i wyrostek robaczkowy). Kiedy jeszcze robiłem zdjęcia zawodowo, wypożyczałem broniki, jeśli potrzebowałem średniego formatu, i zdążyłem je dobrze poznać i się do nich przyzwyczaić - pomijam oczywistą nieobecność dumy z posiadania. Kiedy wziąłem do ręki mój nowy/stary aparat, poczułem się, jakbym wpadł na starego znajomego ze szkoły, z którym nigdy nie byłem blisko, ale po latach okazało się, że ma ze mną znacznie więcej wspólnego niż przypuszczałem. Teoretycznie ten aparat zupełnie nie powinien mi się podobać - nie jest na mały obrazek, nie jest cichy, trzeba używać ręcznego światłomierza (ja mam ten , który byłby jeszcze lepszy, gdyby łatwiej było go używać jedną ręką). Nie zrobiłem nim jeszcze zbyt wielu zdjęć, ale długo się nim bawiłem i sprawiło mi to ogromną frajdę.
Ale oczywiście dopiero dochodzę do siebie, więc jeszcze nic nie wywołałem. Przykro mi. To był ciężki miesiąc.
Wiadomości o biuletynie
Nadal nie udało mi się jeszcze skontaktować ze wszystkimi prenumeratorami "The 37th Frame" i powiadomić o przejściu na format .PDF i zmianie dystrybucji na e-mailową, ale ciągle robię postępy i już dwie trzecie was mam już w bazie danych. Fajnie jest mieć odzew od tylu prenumeratorów. Najnowszy numer (siódmy) jest już niemal gotowy. Głównym tekstem jest artykuł o zmarłym niedawno Henrim Cartier-Bressonie, napisany z punktu widzenia fotografa piszącego dla fotografów, czyli nie nudzę was wiadomościami, które już znacie, ale piszę o jego podejściu, technice i umiejętnościach "strzeleckich". W numerze jest też kilka recenzji obiektywów: myślę, że łącznie pięć, w tym trzy leiki i jeden zeiss. Znajdziecie też artykuł o kulisach reklam Canona i "Fotografa niedzielnego" z lipca wraz z wieloma odpowiedziami, które sprowokował. Napisałem też baaaardzo dłuuugi artykuł o nowym szkle Leica 50 mm Summilux, trochę mnie chyba poniosło. Mam nadzieję, że mi wybaczycie. Najnowsze wydanie zawiera też recenzję filmu (takiego kinowego). Czemu film? Bo to mój biuletyn i mogę w nim zamieścić, co mi się żywnie podoba! Film, o którym mowa, to wspaniały stary western, ale jeśli chcecie się dowiedzieć, który, przykro mi, ale będziecie musieli poczekać i sami przeczytać. Piszę też o wpływie, jaki wydarzenia z 11 września miały na amerykańską fotografię; apeluję o trochę rozsądku. Oczywiście znajdziecie też wiele nowych informacji, w tym kawałek o 50-leciu Kodaka Tri-X, problemach Ilforda, Maździe Bongo Frendee, interesujący tekścik o wykrywaniu cyfrowych fałszerstw oraz kilka miniaturek, które nie mają nic wspólnego z fotografią, ale mnie śmieszą.
A co z polityką? Co prawda lubię komentować wydarzenia na bieżąco, ale postawiłem na neutralność. Każdy ma prawo do swojej opinii, a poza tym spójrzmy prawdzie w oczy - nikt nie prenumeruje "The 37th Frame", żeby czytać moje polityczne tyrady. Łączy nas raczej miłość do fotografii. Myślę więc, że tego będę się trzymał. Prawie zawsze. Jak najczęściej.
Zupełnie bym zapomniał - ostatniego dnia pobytu w szpitalu przydzielili mi nowego współlokatora. Był to dystyngowany, mówiący spokojnym głosem dżentelmen, który wyglądał jak uosobienie dobrotliwego dziadka, którym zresztą się później okazał. Był właścicielem jakiejś firmy, a może nawet kilku. Przemiły facet. Gawędziliśmy chwilę i podczas rozmowy okazało się, że był pilotem. Nie mogłem sobie wyobrazić tego spokojnego staruszka za sterami wielkiej maszyny. Później zapytałem, czy ma jakieś hobby poza lataniem.
- Kiedyś ścigałem się na wodzie - powiedział.
Wyobraziłem sobie żaglówki majestatycznie sunące po morzu.
- Czym dokładnie? - spytałem z grzeczności.
- Ścigaczami.
- Serio? A gdzie?
- Na całym świecie. Jechałem wszędzie tam, gdzie organizowano wyścigi.
Potem zapytałem, czy dalej się tym zajmuje i, przysięgam, odparł, że:
- Podczas ostatniego wyścigu zginął mój dobry przyjaciel, a moja łódź przekroczyła linię mety cała w płomieniach. To był ostatni raz.
Dobra, dobra - poddaję się. Wiodę nudne życie i tyle. Nudne! Dziadzio ścigający się na ślizgaczach... Ale przynajmniej miałem ciekawych współlokatorów.
Do zobaczenia w pierwszą niedzielę października albo wcześniej, jeśli prenumerujecie mój biuletyn. Ruszcie się z domu z aparatem i pamiętajcie - szukajcie dobrego światła!
Koniec jest zajjjjjeeeee.....:)
djtermoz
25-06-2005, 00:23
moment, byniek tego sam nie pisze tylko ctrl+c ctrl+v z felietonow mike johnstona wiec to nie jego slowa. po co to tu wkleja to sam nie wiem. nie wystarczy link? i jaki zwiazek maja nastepne posty z fotografia slubna?
a jesli chodzi o te $5mln reichmanna to chyba johnston wliczyl w to wszystkie cyfrowe korpusy jakie sie pojawily na rynku, wszystkie obiektywy (lacznie z 1200mm f/5.6L ktorego reichmann nie testowal) i kilka scianek cyfrowych do sredniego formatu. moze wtedy? eee, watpie...
Powered by vBulletin® Version 4.2.5 Copyright © 2025 vBulletin Solutions, Inc. All rights reserved.