jacquesm
03-10-2007, 13:58
Witam wszystkich. Chciałbym powiedzieć o swoim problemie z firmą canon. Poniżej wklejam list, który wszystko tłumaczy. Dodam tylko, że nie dostałem na niego odpowiedzi. Ciekawi mnie, czy i inni użytkownicy mają problem podobny do mojego i co można zrobić...
Szanowni Państwo!
Będzie to trochę przydługie. Szkoda, że moja sprawa wróciła do Polski, bo stąd wyszła po wyczerpaniu chyba wszystkich możliwości. Dlatego zakładam, że opis mojej sprawy na niewiele się zda, dopóki jej nie upublicznię. Ale, kto nie próbuje w kozie nie siedzi, czyż nie?
Jestem dziennikarzem. Na co dzień pracuję w jednej z dużych państwowych firm i współpracuję z kilkoma tygodnikami ogólnopolskimi, ostatnio głównie prasy kolorowej. Poza przygotowywaniem publikacji prasowych robię też zdjęcia. Piszę to po to, żebyście Państwo zrozumieli, że nie macie do czynienia z oszołomem, a jedynie klientem, który ceniąc profesjonalizm zawiódł się na Państwa firmie. I to w dość dotkliwy sposób.
Korzystałem z różnych aparatów, które można nazwać półprofesjonalnymi. Gdy ostatni z nich zaczął dożywać swoich dni zacząłem szukać kolejnego. Po zapoznaniu się ze specyfikacją canona 400 d doszedłem do wniosku, że sprzęt ten w zupełności mi wystarczy do pracy. Tym bardziej, że miałem dostęp do dwóch profesjonalnych obiektywów serii L: 17-40 i 70-200. 2 czerwca kupiłem aparat. Na korzyść canona (wahałem się jeszcze z zakupem nikona) poza obiektywami przemawiał fakt, że zwracano 300 zł. 2 czerwca wyszedłem z Saturna w Arkadii z nowym aparatem. I niemal od razu wszedłem na stronę, ściągnąłem formularz i wysłałem z kodem kreskowym, po zwrot obiecanych w promocji pieniędzy. Tych nie dostałem do dziś.
Kilka dni po zakupie aparatu pojechałem na materiał do Katowic, gdzie zrobiłem zdjęcia do reportażu o rodzicach dzieci chorych na mukowiscydozę. Po powrocie do Warszawy okazało się, że zdjęcia są nieostre. Był 10 czerwca, więc 8 dni po zakupie. O jeden dzień za późno, by oddać sprzęt w sklepie i otrzymać zwrot pieniędzy. Sprawdziłem wcześniej oba obiektywy na canonie 5 d znajomego fotoreportera. Zdjęcia były ostre jak brzytwa. Więc, po konsultacji ze sklepem, oddałem aparat do serwisu przy Żytniej. Tym bardziej, że serwis ten poleca oficjalna strona canona. Tam zostawiłem również oba obiektywy. Powiedziano mi, że jeśli trzeba będzie je wyregulować będzie to kosztowało (dane z pamięci) po ok. 200 zł od sztuki. Oczywiście trzeba było to zrobić, co szarpnęło mi ze 400 zł. Tydzień później znów pojechałem na materiał i, nie zgadniecie, znów zdjęcia były nieostre.
To zaczęło mnie już irytować. Pomijając to, że zapłaciłem frycowe w serwisie, to jeszcze nikt nic nie zrobił z moim aparatem. Oddałem go tym razem do sklepu i zadzwoniłem do siedziby canona w Polsce. Jakież było moje zdziwienie, gdy rzecznik Państwa firmy powiedziała mi, że nie może nic zrobić w mojej sprawie. Ja zaproponowałem, że dopłacę (sic !) byleby tylko wymieniono mi aparat na inny, co umożliwi mi normalną pracę reporterską. Nie wyobrażam sobie, żeby w jakimkolwiek innym, cywilizowanym kraju rzecznik dużej firmy tak potraktował bądź, co bądź dziennikarza. Ale kij to. Może canon w Polsce ma takie zwyczaje.
Zadzwoniłem więc do szefa serwisu, również w canonie. On oczywiście obiecał mi pomoc, po czym z żalem stwierdził, że po konsultacji z siedzibą w Europie nie wiele może zrobić (o dziwo!). Wcześniej obiecywał takie pierdoły jak zadzwonić na następny dzień, ale i to było dla niego zbyt trudne. Sam musiałem go łapać. W końcu stanęło na tym, że jak się dogadam w sklepie, to on odeśle im zapakowany aparat jak nowy, a ja sobie wymienię na inny. Zgadnijcie, czy sklep poszedł na taki numer?
Ze spuszczoną głową odebrałem aparat tym razem naprawiony. Ale, że życie nigdy nie jest takie proste, zakupiłem trzeci obiektyw z serii L – 24-105. Siadł po miesiącu, no może dwóch. Oddałem go do serwisu i po dwóch tygodniach zadzwonił serwisant, że część która przyszła z Japonii jest wadliwa. I, że będę musiał jeszcze poczekać z tydzień. To właśnie skłoniło mnie do napisania do siedziby firmy. Każdy tydzień bez sprzętu, to dla mnie dotkliwa strata finansowa.
Szanowni Państwo!
Ja już naprawdę mam dość takiego traktowania. W Stanach, gdzie prawa konsumenckie są najbardziej respektowane, szanujące się firmy przyjmują wadliwy sprzęt nawet po kwartale i natychmiast zwracają pieniądze. Nie wspominając już o szacunku dla ludzi, którzy na sprzęcie tym pracują. Ja tego od canona nie oczekuję. Ta firma w Polsce nie spełnia takich standardów najwidoczniej traktując ten kraj jako republikę bananową. Ciekawe, co stanie się, gdy ta korespondencja, którą właśnie Państwo czytacie, trafi do redakcji gazet ogólnopolskich, na wszelkie możliwe fora internetowe, emaile dziennikarzy i do organizacji konsumenckich. Czy Polskie społeczeństwo będzie w stanie zbojkotować canona, tak jak dzieje się to w innych krajach z nieuczciwymi firmami? Jestem ciekaw, czy tym razem ktoś może chociaż powiedzieć przepraszam. I, że ten opis chociaż w jakiejś części wyczerpuje prośbę o sprecyzowanie mojego problemu.
Pozostaję z szacunkiem,
Szanowni Państwo!
Będzie to trochę przydługie. Szkoda, że moja sprawa wróciła do Polski, bo stąd wyszła po wyczerpaniu chyba wszystkich możliwości. Dlatego zakładam, że opis mojej sprawy na niewiele się zda, dopóki jej nie upublicznię. Ale, kto nie próbuje w kozie nie siedzi, czyż nie?
Jestem dziennikarzem. Na co dzień pracuję w jednej z dużych państwowych firm i współpracuję z kilkoma tygodnikami ogólnopolskimi, ostatnio głównie prasy kolorowej. Poza przygotowywaniem publikacji prasowych robię też zdjęcia. Piszę to po to, żebyście Państwo zrozumieli, że nie macie do czynienia z oszołomem, a jedynie klientem, który ceniąc profesjonalizm zawiódł się na Państwa firmie. I to w dość dotkliwy sposób.
Korzystałem z różnych aparatów, które można nazwać półprofesjonalnymi. Gdy ostatni z nich zaczął dożywać swoich dni zacząłem szukać kolejnego. Po zapoznaniu się ze specyfikacją canona 400 d doszedłem do wniosku, że sprzęt ten w zupełności mi wystarczy do pracy. Tym bardziej, że miałem dostęp do dwóch profesjonalnych obiektywów serii L: 17-40 i 70-200. 2 czerwca kupiłem aparat. Na korzyść canona (wahałem się jeszcze z zakupem nikona) poza obiektywami przemawiał fakt, że zwracano 300 zł. 2 czerwca wyszedłem z Saturna w Arkadii z nowym aparatem. I niemal od razu wszedłem na stronę, ściągnąłem formularz i wysłałem z kodem kreskowym, po zwrot obiecanych w promocji pieniędzy. Tych nie dostałem do dziś.
Kilka dni po zakupie aparatu pojechałem na materiał do Katowic, gdzie zrobiłem zdjęcia do reportażu o rodzicach dzieci chorych na mukowiscydozę. Po powrocie do Warszawy okazało się, że zdjęcia są nieostre. Był 10 czerwca, więc 8 dni po zakupie. O jeden dzień za późno, by oddać sprzęt w sklepie i otrzymać zwrot pieniędzy. Sprawdziłem wcześniej oba obiektywy na canonie 5 d znajomego fotoreportera. Zdjęcia były ostre jak brzytwa. Więc, po konsultacji ze sklepem, oddałem aparat do serwisu przy Żytniej. Tym bardziej, że serwis ten poleca oficjalna strona canona. Tam zostawiłem również oba obiektywy. Powiedziano mi, że jeśli trzeba będzie je wyregulować będzie to kosztowało (dane z pamięci) po ok. 200 zł od sztuki. Oczywiście trzeba było to zrobić, co szarpnęło mi ze 400 zł. Tydzień później znów pojechałem na materiał i, nie zgadniecie, znów zdjęcia były nieostre.
To zaczęło mnie już irytować. Pomijając to, że zapłaciłem frycowe w serwisie, to jeszcze nikt nic nie zrobił z moim aparatem. Oddałem go tym razem do sklepu i zadzwoniłem do siedziby canona w Polsce. Jakież było moje zdziwienie, gdy rzecznik Państwa firmy powiedziała mi, że nie może nic zrobić w mojej sprawie. Ja zaproponowałem, że dopłacę (sic !) byleby tylko wymieniono mi aparat na inny, co umożliwi mi normalną pracę reporterską. Nie wyobrażam sobie, żeby w jakimkolwiek innym, cywilizowanym kraju rzecznik dużej firmy tak potraktował bądź, co bądź dziennikarza. Ale kij to. Może canon w Polsce ma takie zwyczaje.
Zadzwoniłem więc do szefa serwisu, również w canonie. On oczywiście obiecał mi pomoc, po czym z żalem stwierdził, że po konsultacji z siedzibą w Europie nie wiele może zrobić (o dziwo!). Wcześniej obiecywał takie pierdoły jak zadzwonić na następny dzień, ale i to było dla niego zbyt trudne. Sam musiałem go łapać. W końcu stanęło na tym, że jak się dogadam w sklepie, to on odeśle im zapakowany aparat jak nowy, a ja sobie wymienię na inny. Zgadnijcie, czy sklep poszedł na taki numer?
Ze spuszczoną głową odebrałem aparat tym razem naprawiony. Ale, że życie nigdy nie jest takie proste, zakupiłem trzeci obiektyw z serii L – 24-105. Siadł po miesiącu, no może dwóch. Oddałem go do serwisu i po dwóch tygodniach zadzwonił serwisant, że część która przyszła z Japonii jest wadliwa. I, że będę musiał jeszcze poczekać z tydzień. To właśnie skłoniło mnie do napisania do siedziby firmy. Każdy tydzień bez sprzętu, to dla mnie dotkliwa strata finansowa.
Szanowni Państwo!
Ja już naprawdę mam dość takiego traktowania. W Stanach, gdzie prawa konsumenckie są najbardziej respektowane, szanujące się firmy przyjmują wadliwy sprzęt nawet po kwartale i natychmiast zwracają pieniądze. Nie wspominając już o szacunku dla ludzi, którzy na sprzęcie tym pracują. Ja tego od canona nie oczekuję. Ta firma w Polsce nie spełnia takich standardów najwidoczniej traktując ten kraj jako republikę bananową. Ciekawe, co stanie się, gdy ta korespondencja, którą właśnie Państwo czytacie, trafi do redakcji gazet ogólnopolskich, na wszelkie możliwe fora internetowe, emaile dziennikarzy i do organizacji konsumenckich. Czy Polskie społeczeństwo będzie w stanie zbojkotować canona, tak jak dzieje się to w innych krajach z nieuczciwymi firmami? Jestem ciekaw, czy tym razem ktoś może chociaż powiedzieć przepraszam. I, że ten opis chociaż w jakiejś części wyczerpuje prośbę o sprecyzowanie mojego problemu.
Pozostaję z szacunkiem,