mungo
16-03-2007, 21:12
Wszystko zaczęło się od trochę rozdmuchanej próbie zrobienia zdjęć na Centralnym. Kiedyś nie można było, potem można, teraz znów nie można. Jednak od kiedy do kiedy był ten czas kiedy można było te zdjęcia robić? Liczę na pomoc starszych, którzy może potrafią odpowiedzieć na to pytanie. A może wogóle nigdy nie można było w takich miejscach robić zdjęć?
Piszę, bo odnoszę wrażenie, że ludzie mają fotografujących za wrogów. Jeszcze jak ktoś wyciągnie jakiegoś małego kliszaka, małego Canona, to mniejszy problem - pewnie turysta. Ale jak ktoś ma sprzęt z obiektywem, przykłada aparat do oka, to na 100% terrorysta. Nie macie wrażenia, że jak robicie zdjęcia w miejscach publicznych, w których akutalnie nic się nie dzieje - ot taki fotoreportaż uliczny- wszyscy patrzą się na was jak nie wiadomo na kogo. Jak na potencjalne zagrożenie?
Codziennie chodzę z aparatem do szkoły. Czasami przed szkołą, po szkole widzę różne ciekawe sytuacje. Nie dotyczą one osób pojedynczych[nie chce być posądzany o wpychanie się z obiektywem w czyjeś prywatne życie], tylko ogólnych, ciekawych, sytuacji ulicznych. Dość często zdarza mi się, że ludzie mówią, abym schował aparat, bo to, bo siamto; że mogę wykorzystać to w "niecnych" celach, itd. Czy tak było wcześniej, czy może jest to swoistego rodzaju psychoza strachu?
Mam dziwne wrażenie, że staliśmy się niezbyt mile widziani dopiero po zamachach terrorystycznych.
Pytam się was o to, bo bardzo mnie to interesuje. Szczególnie, że chciałbym się zająć takimi to zdjęciami ulicznymi. Wysylałem maile do kilku fotografów zajmujących się taką fotografią, jednak od żadnego nie otrzymałem odpowiedzi.
Jak wy do tego podchodzicie? Jak wynajdujecie ciekawe sytuacje? Co robicie, aby nie zwracać na siebie specjalnej uwagi? Jakie macie podejście do takiej fotografii. Jak fotografujecie pojedyncze, nie znane wam osoby, to jak z nimi rozmawiacie, jak je przekonujecie? Za wszystkie odpowiedzi będę bardzo wdzięczny.
Pozdrawiam,
Tomek
Piszę, bo odnoszę wrażenie, że ludzie mają fotografujących za wrogów. Jeszcze jak ktoś wyciągnie jakiegoś małego kliszaka, małego Canona, to mniejszy problem - pewnie turysta. Ale jak ktoś ma sprzęt z obiektywem, przykłada aparat do oka, to na 100% terrorysta. Nie macie wrażenia, że jak robicie zdjęcia w miejscach publicznych, w których akutalnie nic się nie dzieje - ot taki fotoreportaż uliczny- wszyscy patrzą się na was jak nie wiadomo na kogo. Jak na potencjalne zagrożenie?
Codziennie chodzę z aparatem do szkoły. Czasami przed szkołą, po szkole widzę różne ciekawe sytuacje. Nie dotyczą one osób pojedynczych[nie chce być posądzany o wpychanie się z obiektywem w czyjeś prywatne życie], tylko ogólnych, ciekawych, sytuacji ulicznych. Dość często zdarza mi się, że ludzie mówią, abym schował aparat, bo to, bo siamto; że mogę wykorzystać to w "niecnych" celach, itd. Czy tak było wcześniej, czy może jest to swoistego rodzaju psychoza strachu?
Mam dziwne wrażenie, że staliśmy się niezbyt mile widziani dopiero po zamachach terrorystycznych.
Pytam się was o to, bo bardzo mnie to interesuje. Szczególnie, że chciałbym się zająć takimi to zdjęciami ulicznymi. Wysylałem maile do kilku fotografów zajmujących się taką fotografią, jednak od żadnego nie otrzymałem odpowiedzi.
Jak wy do tego podchodzicie? Jak wynajdujecie ciekawe sytuacje? Co robicie, aby nie zwracać na siebie specjalnej uwagi? Jakie macie podejście do takiej fotografii. Jak fotografujecie pojedyncze, nie znane wam osoby, to jak z nimi rozmawiacie, jak je przekonujecie? Za wszystkie odpowiedzi będę bardzo wdzięczny.
Pozdrawiam,
Tomek