Witam.
Wiem że temat szarej strefy jest dosyć delikatny, ale chciałem opisać tu pewną historię i jednocześnie zapytać o radę co w tej sytuacji zrobić bo czuje się cholernie bezradny.
Zajmuje się fotografią produktową od kilku lat, mam zarejestrowaną działalność legalne oprogramowanie itp, pracuje głównie na rynku lokalnym w okolicy jest sporo sklepów internetowych. Przez okres działalności wypracowałem sobie opinie i renomę mam stałych klientów, nie przelewa mi się ale nie narzekam robię to co lubię. Jak każdy wie sprzęt czas umiejętności i utrzymanie jest dość kosztowne. W okolicy jest kilku fotografów i jakoś wszyscy razem żyjemy w zgodzie nikt sobie w drogę nie wchodzi. Problem pojawił się wtedy gdy jeden z moich znajomych (19 lat) zafascynowany fotografią a dokładnie związanymi z nią profitami zaczął wypytywać o kupno sprzętu, a że znajomy to pomogłem coś mu złożyć w miarę rozsądnych pieniądzach bo rodzicom się nie przelewa a , człowiek ma doświadczenie to wie co kupić, a asystent by się przydał niech się uczy. Mija kilka miesięcy, a efekty najlepsze nie są jednak postawa człowieka zmieniła się nie do poznania. Otóż ów znajomy zaczął zachowywać się jak by sam Patrick Demarchelier się u niego uczył, gardząc wszystkimi fotografami, wyniośle krytykując prace i sprzęt innych osób samemu nie znając podstaw - tyle co z tutoriali na YT zdołał przyswoić + automat i 1 zdjęcie z 700. Mówię sobie cóż ... nic mu nie zrobię bo człowiek zamknięty na wszelką wiedzę i próbę tłumaczenia więc niech sobie robi, skoro mu tak dobrze. Nikomu krzywdy nie robi tyle że jedzie na piratach, ale wszyscy wiemy że uczyć się na czymś trzeba. Jednak w pewnym momencie przychodzi do mnie uradowany jak by w totka 6 strzelił i pokazuje na telefonie zdjęcie buta położonego na parapecie oświadczając że teraz - " będę zajmował się fotografią produktową, wiesz zawsze to praca w swoim zawodzie" Powiedziałem ok rób jak chcesz tylko nie psuj rynku i nie zaniżaj cen, pamiętaj że ktoś na tym zarabia. Poprawił zdjęcie w PS do znośnego stanu, a przez następne kilka dni chodził do ludzi z którymi współpracuje oferując im własne usługi za kwoty od 2 do 5 zł za zdjęcie z przeniesieniem praw autorskich, mało tego doszukując się wszelakich wad w mojej pracy oraz pracy kolegów z branży i szkalując strasznie wywindowane ceny. Jak dostałem telefon od kilku klientów to po prostu mi ręce opadły, bo w życiu się z taką sytuacją nie spotkałem. Rozumiem konkurencja jest zdrowa, gwarantuje rozwój i musza do pracy, ale chyba są pewne granice? Większość klientów odesłała go z kwitkiem a z resztą zaczęły się problemy " co tak drogo tu mi ktoś zrobi za 5 zł " Każdy ma prawo fotografować, wolny kraj tylko gdyby nie to szkalowanie za plecami.Dobrze że nie wziął się za fotografie ślubną, bo tu mógł by komuś zrobić krzywdę. Teraz pytanie co byście zrobili w takiej sytuacji ?