Na wstępie - przepraszam jeśli powtarzam jakieś bajki, ale piszę po to aby dowiedzieć się czy to właśnie bajki czy na prawdę ma to jakiś wpływ na wykonane fotografie.
Wyczytałem w prasie oraz trafiłem w internetach na następujące dwie porady:
1. fotografując ze statywem wyłącz stabilizację obrazu,
2. przy długich czasach naświetlania podnieś i zablokuj lustro, i dopiero rób zdjęcie.
Pierwsza kwestia jest dla mnie skrajnie niepojęta - czy, jak i dlaczego włączona stabilizacja miałaby przeszkadzać, a może to tylko wielokrotnie powtarzany mit? O co w tym chodzi?
Zdanie drugie wydaje się mieć sens, ale kiedy ma to kluczowe znaczenie? Moja dotychczasowa wiedza podpowiada, że może to mieć znaczenie przy "krótszych z długich" czasów naświetlania np. 1/6 czy 1", ale np. przy 10" wydaje się to już mieć marginalne znaczenie.
No i pytanie łączące obie powyższe kwestie, czy nie lepiej zostawić stabilizację włączoną (jeśli jest sens ją wyłączyć) aby "zniwelowała" to ewentualne drgnięcie wywołane przez unoszące się i opadające lustro?
Na koniec drobne wyjaśnienie, jestem amatorem, korzystam z Canona 100D + kit 18-55 IS - możliwe, że nie będę w stanie na posiadanym sprzęcie zauważyć różnicy, nie mniej jednak będę bardzo wdzięczny za odpowiedź, może ta wiedza przyda mi się w przyszłości. (szczególnie że nie mam możliwości podniesienia i zablokowania lustra - lub nie wiem jak to zrobić, poza włączeniem trybu live view).